Odsłuch
Linia transmisyjna to obiekt adoracji, a także szczególnego "wyczulenia". Każdy, kto liznął ten temat, a tym bardziej, kto się nim parał budując swoje własne konstrukcje, nie zapomni o dawnych planach i nadziejach. Będzie doszukiwał się w spotkaniu z kolumnami, które producent obdarzył choćby namiastką tego nobilitującego rozwiązania, specjalnych cech. A ponieważ audiofilska sztuka słuchania polega nie tylko na odbieraniu dźwięku, ale i jego "tłumaczeniu", więc silna autosugestia, że słuchamy czegoś wyjątkowego, może oczywiście się zamienić w pewność, że tak właśnie jest.
W zależności od tego, czy nasze doświadczenia były pasmem klęsk czy sukcesów (również ocenianych w dużej mierze... subiektywnie), w późniejszych spotkaniach będziemy odnajdywali przede wszystkim wady lub zalety.
Banalne, proste zależności, ale ważne i warte przypominania, bowiem wielu audiofilów zdaje się sądzić, że są całkowicie odporni na "wahania nastrojów", że ich praktyka czyni z nich bezbłędne "instrumenty odsłuchowe". Ale właśnie gdy zdamy sobie sprawę z naszych słabości, staniemy się mocniejsi.
Będziemy "nasłuchiwać" nie tylko tego, co wiążemy z działaniem określonego typu urządzenia, ale i tego, co być może podszeptuje nam nasza wyobraźnia. Musimy mieć trochę pokory, aby mieć większą pewność własnych sądów.
To jak z przyrządami pomiarowymi: jeżeli uwierzymy, że mamy przyrząd idealny, bezbłędny, to choćby był bardzo dobry, żaden wynik pomiaru nie będzie prawidłowy – w żadnym przypadku nie uzyskamy zadeklarowanej, idealnej dokładności ("+/-0"). Jeżeli będziemy mieli przyrząd nawet o rząd wielkości mniej dokładny, ale mając tego świadomość, wynik każdego pomiaru zwiążemy z posoczydaniem tolerancji (zadeklarowanego zakresu błędu), to każdy wynik, który będzie się w tym zakresie mieścił, będzie prawidłowy.
Tyle na "rozgrzewkę", chociaż samo brzmienie T+A Criterion S 2100 CTL rozgrzeje nas natychmiast i przygotuje do słuchania każdej muzyki. Do pewnego stopnia powyższe uwagi i czajenie się, są w tym przypadku niepotrzebne. To, co wyżej napisałem, pomyślałem przed odsłuchem; gdy już S 2100 włączyłem, mogłem przestać się interesować, czy to gra linia transmisyjna, czy bas-refleks...
Jednak takie myśli wciąż się kołatały. Stwierdzenie, że linia transmisyjna tak zagrać nie potrafi, byłoby dla niej krzywdzące - potrafi, ale nie każda i raczej nie tej wielkości. Zresztą wiemy już z analizy konstrukcji i pomiarów S 2100, że źródłem tak dobrego rozciągnięcia basu jest działanie bas-refleksu; czy jednak oprócz tego słychać w nim coś "transmisyjnego"? Nie zdziwiłbym się, gdybym taki bas usłyszał z klasycznej obudowy z otworem, ale nie zdarza się to często, nawet w większych kolumnach.
Bas z T+A Criterion S 2100 CTL jest wyśmienity w skali bezwzględnej, a w kontekście wielkości obudowy – rewelacyjny. Triumf linii transmisyjnej? Raczej zręcznie zestrojonego bas-refleksu, co oczywiście niektórych będzie zniechęcać, bo przecież wiadomo... bas-refleks ma słabą odpowiedź impulsową, a linia transmisyjna... tutaj nikt niczego na pewno nie wie. Kto nie chce odczuwać takiego dyskomfortu i "dysonansu poznawczego", niech przyjmie za dobrą monetę oficjalną wersję, że to linia transmisyjna – i zamknijmy temat. Albo jeszcze nie... To bas zupełnie inny od Elakowego.
Z AF-61 basu jest znacznie mniej. Żeby brzmienie AF-61 złapało równowagę, zyskało konsystencję i ruszyło z dynamiką, trzeba te wielkie kolumny ustawić blisko ściany, a najlepiej pod ścianą. Kolejny paradoks – znacznie większe kolumny mają znacznie lżejszy bas – ale sprzeczność tylko pozorna. Zwycięstwo linii transmisyjnej czy choćby hybrydy "linii i refleksu" nad band-passem? To też byłby pochopny wniosek, ponieważ charakterystyka AF-61 jest zdeterminowana nie tyle przez ogólne właściwości band-passu, ile przez jego bardzo specyficzne skonfigurowanie w tej konkretnej konstrukcji.
Z różnych konstrukcyjnych i marketingowych powodów T+A Criterion S 2100 CTL prezentują bas naprawdę piękny: niski, rozłożysty, ale dobrze kontrolowany, chociaż nie "wyciosany". Bez nadmiernego utwardzenia i technicznego wykonturowania, pokazuje dobrą czytelność i plastyczność, ma naturalną barwę i substancję, a chociaż jest go dużo, to nie jest też ciężarem, nie spowalnia tempa muzyki, dodaje soczystości i sprężystości.
W dużym stopniu podobny do poznanego w Contourach 30 (miesiąc temu), jest jednak swobodniejszy, nie tak masywny i dobitny; optymalna (nie za duża) dawka miękkości pozwala mu, przy tak wyraźnej obecności, zachować zarówno swoistą delikatność, jak i motoryczność.
Doskonałe jest też połączenie ze średnicą, czego wcale nie potwierdzają pomiary, wskazując raczej na osłabienie na przełomie niskich i średnich, ale nie jest ono na wykresie duże, a w odsłuchu... nie ma go w ogóle, czyli jest tak wkomponowane, że chyba nawet powinno tam być.
Rzecz w tym, że Contoury 30, które mają przejście bas-środek "pomiarowo" lepiej wyrównane, brzmią ciężej, potężniej, co też może się podobać, ale w S 2100 średnica zachowuje pewną autonomię – jest pełna, plastyczna, nasycona, jednak nie "jest zachmurzona", a bas jest bardziej uprzejmy, zwinniejszy i okrąglejszy. Zgoda, Contoury 30 potrafią zagrzmieć, mocniej uderzyć, wykreować duży spektakl, większą scenę, lecz S 2100 mają więcej ciepła, dają muzyce nie tylko siłę niskich rejestrów, ale też ich kształty i subtelność.
Większość nagrań pokazała się "z dobrej strony". T+A Criterion S 2100 CTL nie są wybredne i nie czekają na idealny materiał, nie mają zacięcia do monitorowania i wyciągania brudów; dodając ciepła, oswajają słabsze nagrania, a jednocześnie tym lepszym pozwalają pokazać detal i bogate wybrzmienia.
Błysk wysokich tonów nie jest dokładną odpowiedzią na obfitość basu, ostatecznie balans tonalny jest lekko przechylony w stronę niskich częstotliwości, ale nie oznacza to wyraźnej zmiany tonacji instrumentów akustycznych ani wokali, które są zarówno pełne, duże, jak i bliskie.
Tak przekonująca a zarazem łagodna prezentacja, wolna od natarczywości, zwykle wiąże się z obniżeniem na przejściu średnich i wysokich tonów – i tutaj wszystko się zgadza, taki zabieg widzimy na zmierzonej charakterystyce, co jest kolejnym dowodem na to, że niektóre "nierównomierności" mogą być zamierzone i korzystne, nawet jeżeli nie dla bezwzględnej neutralności, to dla ogólniej pojętej naturalności, na którą wpływa wiele innych czynników, wzajemnie się uzupełniających.
Oczywiście jednym z nich jest nieliniowa (w funkcji częstotliwości) charakterystyka czułości naszego słuchu, w dodatku zmieniająca swój kształt wraz ze zmianą poziomu... T+A Criterion S 2100 CTL swobodnie, ale z wyczuciem i wielkim znawstwem, profiluje charakterystykę, nie trzymając się pryncypialnie liniowości, lecz szukając (i znajdując) brzmienie jednocześnie prawidłowe, efektowne i komfortowe. Od pierwszych dźwięków nie musiałem się do niczego przyzwyczajać ani niczego odkrywać; w zasadzie wszystko było oczywiste, kolejne nagrania nie przynosiły niespodzianek.
Nieco niższe, niż standardowo, umieszczenie głośnika wysokotonowego nie obniżało odczuwalnie perspektywy (pójście Elaca w drugą stronę było znacznie wyraźniejsze), dźwięk był co prawda mocno "osadzony" i nie miał takiego "oddechu", jak z np. z Davone Solo, był za to bezbłędnie spójny i zorganizowany - nawet bez układu koncentrycznego, S 2100 potrafią grać tak koherentnie, że niczego więcej do szczęścia nie trzeba.
Zagadką są wysokie tony; podczas odsłuchu znałem już wyniki pomiarów, a nawet zdążyłem je opisać i wspomnieć, że wyraźne rezonanse w tym zakresie nie muszą być dotkliwe, ale nie sądziłem, że w ogóle nie będą zwracały uwagi.
Przypomniałem sobie o tym dopiero po jakimś czasie, bez żadnego "bodźca", i mimo że zacząłem się wtedy wsłuchiwać, to wciąż nic nie dzwoniło, nie iskrzyło, nie szeleściło, wysokie tony są czyste i dźwięczne, chociaż nie muskają wyrafinowaną aksamitnością.
Bas, mimo że w znacznej ilości, dzięki swojej jakości był lekkostrawny i konsekwentnie uprzyjemniający praktycznie każde nagranie. Trzeba jednak wreszcie zrobić pewne zastrzeżenie: o ile AF-61 zostały zestrojone specyficznie (jak na tak duże kolumny) i dobrze znoszą ustawienie pod ścianą, to nawet nie próbowałem tego robić z S 2100 – nie trzeba było szukać rozwiązania jakiegokolwiek problemu, a ponadto jest pewne, że takie ustawienie dopiero by przysporzyło kłopotów.
T+A Criterion S 2100 CTL popisują się basem i może on się spodobać również tym, którzy do szczęścia wcale nie potrzebują "przesuwania ścian", ale jeszcze go wzmacniać... to byłaby już przesada. Dla S 2100 warto przygotować nieco miejsca wokół. Wedle oryginalnych, pryncypialnych założeń, linia transmisyjna powinna wyglądać i brzmieć inaczej, ale nikt nie wie, jak dokładnie.
S 2100 nie mieszczą się też w kanonie liniowej, neutralnej charakterystyki, a były jej bliższe już wcześniejsze konstrukcje T+A. Tym razem niemiecka firma przygotowała kolumny, które trochę udają kontynuację jakichś tradycji, ale przede wszystkim nie udają, że grają. Może wychodząc naprzeciw ustalonym gustom klientów, a może swoim własnym, konstruktorzy T+A, przecież niezwykle doświadczeni, nie mieli chyba wielkich problemów, aby skomponować brzmienie, którego nie trzeba wspierać dodatkowymi argumentami teoretycznymi.
Z zewnątrz wyglądają najskromniej wśród wszystkich testowanych kolumn tego zakresu cenowego (a mam na myśli sześć modeli, nie tylko dwa z tego numeru), jednak brzmieniem natychmiast "nadrabiają" tę stratę, a nawet zawstydzają niektórych konkurentów, którzy mięśnie mają duże, ale z waty.
Czytaj również: W labiryncie, czyli obudowa z linią transmisyjną