Nie są to tylko gładkie słowa rutynowego wstępu, jakimi można by obdarzyć wiele podobnych produktów. Wystarczy, że padnie tutaj nazwisko Kena Ishiwaty, aby sprawa nabrała mocy i rumieńców.
Znany na całym świecie ambasador Marantza kojarzony jest ze sprzętem wysokiej klasy i, mimo że nie jest niezależnym ekspertem, swoją wiedzą i urokiem osobistym zdobył duże zaufanie i autorytet. Kiedy mówi, że coś jest bardzo dobre, to musi być co najmniej dobre...
Poza regularnym (choć wcale nie masowym) "autoryzowaniem" niektórych urządzeń Marantza, Ken włącza się - bardzo rzadko - w promocję innych produktów "zaprzyjaźnionych" marek. Pamiętam jego odważny pokaz na naszym Audio Show ponad 10 lat temu, kiedy do drogiej "elektroniki" Marantza podłączył malutkie podstawkowe M1 Tannoya, aby udowodnić ich ponadprzeciętne - w ich klasie cenowej - możliwości.
Nie byłem więc zszokowany, choć było to niespodzianką, kiedy pojawił się przed grupą dziennikarzy zaproszonych na prezentację nowych konstrukcji firmy Boston do siedziby koncernu D&M w Eindhoven.
Nowy rozdział Bostona
Firma ta liczy sobie już 30 lat, ale do niedawna nie przekładało się to na dużą popularność jej produktów. Teraz ma się to diametralnie zmienić, a zadbać o to ma właśnie D&M, czyli koncern, którego głównymi filarami jest Denon i Marantz - stąd właśnie występ Kena.
Nowy rozdział w historii Bostona ma otworzyć seria A, a jej "flagowcem" jest Boston Acoustics A360. "Flagowcem" - to brzmi dumnie... kolumny nie są przecież imponujące, kosztują niespełna 3000 zł, a i cała seria A nie jest bardzo liczna. Ken zgodził się jednak przygotować brzmieniową prezentację systemu złożonego z A360 i luksusowych klocków Marantza serii Pearl.
Gdyby Boston Acoustics A360 nie grały co najmniej dobrze, postawiłoby to w złym świetle również ekskluzywny wzmacniacz i odtwarzacz - obnażyłoby przecież fakt, że nie pomoże nawet najlepsza elektronika, gdy kolumny są słabe... A jeżeli ktoś ma na ten temat inne zdanie, to tym gorzej dla oceny elektroniki - bo nie okazała się godna swojej reputacji...
Takich wniosków Ken na pewno nie mógł zaryzykować, musiał brzmienie A360 wcześniej poznać i zaakceptować. Ważne w tym jest i to, że prezentacja była bardzo starannie przygotowana, odbyła się w specjalnym pomieszczeniu (aranżacja ustrojów tłumiących i rozpraszających według recepty Kena - mniej tłumienia, więcej rozpraszania).
Ken wiedział, czego się po Boston Acoustics A360 spodziewać - ich głównym konstruktorem jest jego przyjaciel z Niemiec, ten sam człowiek, który zaprojektował Tannoye M, czyli Karl- Heinz Fink, szara eminencja, stojąca za wieloma innymi doskonałymi projektami, chociaż najczęściej o tym nie wiemy.
Brzmienie Boston Acoustics A360 to jego dzieło, ale o wyglądzie zewnętrznym decydowali pewnie i inni. Intencja była taka, aby nowa seria A została dobrze przyjęta na całym świecie, a zwłaszcza w Europie. Dlatego wzornictwo jest w gruncie rzeczy mało charakterystyczne, bez wyraźnych wyróżników jakiegoś firmowego stylu.
Układ głośnikowy
Układ głośnikowy jest klasycznie trójdrożny, choć słowo "klasycznie" też jest tu trochę na wyrost-– prawdziwą klasyką wolałbym nazywać kolumny z większymi niskotonowymi niż 6,5-calowe i z większym średniotonowym niż 3,5-calowy.
Przynajmniej proporcje i ustawienie głośników jest tradycyjne. Mlecznobiałe membrany przetworników niskotonowych i średniotonowych wykonano z polipropylenu wzmacnianego miką i włóknem szklanym, jednocalowa kopułka wysokotonowa jest tekstylna (producent nazywa ten materiał Kortex). Wylot basrefleksu umieszczono na tylnej ściance.
Dzięki niewielkiej średnicy głośników niskotonowych obudowa jest smukła (a także wysoka - ponad 1 metr), a jej boczne panele z zaokrąglonymi krawędziami spodobają się szerokim rzeszom klientów, wciąż odurzonych modą na piano black (występują również w wersji z folią drewnopodobną w kolorze czereśniowym - raczej pospolitą).
Wypukła maskownica, trzymająca się na niewidocznych magnesach (brawo!), zakrywa tylko część frontu zajmowaną przez przetworniki, jej przedłużeniem jest panel w piano-blacku. Górna część frontu, górna i tylna ścianka są wykończone materiałem imitującym skórę. Widać więc kilka elementów, które mają konstrukcji dodać szyku, całość wygląda bardzo schludnie i dość grzecznie. I jak wiemy - o to właśnie chodziło.
Chodziło też o to, aby kolumny, które mają być podłączane przede wszystkim do urządzeń Denona i Marantza - a więc bardzo często do amplitunerów AV, które zwykle nie przepadają za obciążeniem 4-omowym - były 8-omowe.
Nie tylko w katalogu, lecz w rzeczywistości. W skład serii wchodzą trzy modele podstawkowe (A23 - 800 zł para, A25 - 100 zł para, A26 - 1200 zł para), dwa wolnostojące (A250 - 2000 zł para, A360 - 3200 zł para), dwa subwoofery (APS250 - 1200 zł, APS650 - 2000 zł) i centralny A225C (800 zł).
Brzmienie
Potencjalną słabością kolumn 8-omowych podczas szybkich, powierzchownych porównań z kolumnami 4-omowymi jest to, że te drugie, ściągając z większości wzmacniaczy stereofonicznych (ale nie amplitunerów!) większy prąd i większą moc, mają szansę zagrać po prostu głośniej.
A w pierwszym wrażeniu głośniej znaczy lepiej. Nie ma się co krzywić ani z czego śmiać, nawet doświadczeni audiofile mogą się na to nabrać! Między innymi dlatego większość kolumn na rynku jest 4-omowa.
Boston Acoustics A360 są uczciwie 8-omowe i płacą za to uczciwą cenę - przy pokrętle głośności ustawionym w określonym położeniu grają dość cicho. Nie znaczy to wcale, że mają niższą sprawność (tylko pobierają ze wzmacniacza mniejszą moc).
A przy okazji: chociaż większość wzmacniaczy (nie amplitunerów) oddaje przy 4 omach większą moc, zanim wpadną w przesterowanie (gwałtownie rosnące zniekształcenia), to równocześnie zniekształcenia w użytecznym zakresie pracy są niższe przy obciążeniu impedancją 8-omową.
Nie zniechęcajmy się więc jakby nieśmiałym brzmieniem Boston Acoustics A360... Jeśli chcemy głośniej, po prostu podkręćmy potencjometr - oczywiście w granicach rozsądku.
Boston Acoustics A360 mogą przyjąć sporo mocy, potrafią zagrać dość potężnie, ale nie to jest ich największym walorem - ostatecznie JBL grają z większym rozmachem, za to Boston Acoustics A360 górują nad nimi spójnością i zrównoważeniem.
Trzeba jednak szybko zaznaczyć, że bas wcale nie został uciszony - A360 są nawet gęściejsze w zakresie niskotonowym, stabilniejsze, płynniejsze, mniej nerwowe, bardziej przewidywalne i wcale nietłuste czy spowolnione.
Bas daje zarówno dobrą podstawę rytmiczną, "tchnięcie" najniższych częstotliwości, jak też podparcie dla środka, który dzięki temu nigdy nie cierpi na wyszczuplenie męskich głosów czy instrumentów wymagających nasycenia.
Wysokie tony są żywe i sypkie, a przy tym grzeczniejsze i wyrównane ze średnicą; ta z kolei jest plastyczna, nawet trochę słodka. Całe brzmienie ma głębię, nasycenie i detal, którym nie strzela jednak na lewo i prawo.
Scena nie faworyzuje ani pierwszego planu, ani dalszej perspektywy - jest naturalna. Nie ma tu wielkich emocji, budowanych na odważnej interpretacji czy wręcz fałszach - okazuje się, że porządek i zrównoważenie też są dobrym sposobem na osiągnięcie wiarygodnej przestrzeni, barwy i muzykalności.
Świetne kolumny za umiarkowaną cenę dla tych, którzy szukają normalnego brzmienia. "Normalne" - to pojęcie mało precyzyjne, ale chyba wiadomo, o co chodzi; wiele kolumn znacznie, znacznie droższych nie ma tej kultury co Boston Acoustics A360, a na tle wielu konkurentów w swoim zakresie cenowym mają one maniery wręcz arystokratyczne, mogą być wzorcem wyrafinowania i subtelności.
Tego spodziewałem się po ich konstruktorze, a Ken mógł je z czystym sumieniem rekomendować i następnego dnia spojrzeć w lustro...
Andrzej Kisiel