Mordaunt-Short Performance 6 mają już swoje lata, chociaż jak na zespoły głośnikowe 7 wiosen to wiek zaawansowany tylko w sensie marketingowym, a w sensie technicznym - znaczący o wiele mniej. Co prawda jest też od niedawna specjalna wersja Performance 6 Limited Edition, ale raczej konkuruje ona z będącą w regularnej sprzedaży, testowaną właśnie wersją standardową, niż ją zastępuje.
Zmiany dotyczą gatunku komponentów, układu płytki, składu polimeru formującego obudowę, innej wersji wykończenia - choć i ta dostępna w tańszej "nielimitowanej" wersji jest absolutnie luksusowa.
Od początku bowiem Mordaunt-Short Performance 6 zaplanowano jako produkt flagowy, prestiżowy, ekskluzywny, a wersja LE próbuje teraz choć trochę przeskoczyć ten pułap, co pozwala firmie przypomnieć klientom i recenzentom o swoim topowym modelu.
I my przetestowalibyśmy LE, lecz okazało się, że w tym czasie dostępna jest tylko wersja "zwykła", a ponieważ wcześniej nią się nie zajmowaliśmy, dlatego i dla niej drzwi były otwarte. Ostatecznie można stwierdzić, że test Performance 6 załatwia też sprawę wersji LE, do której w tej sytuacji nie będziemy już wracać.
Wszystko "naj"
Jak już wiemy, Mordaunt-Short Performance 6 - LE lub nie - to największa konstrukcja firmy Mordaunt-Short, a nie ,jak w przypadku PL200, "tylko" druga od góry. Już tutaj M-S zaaplikował wszystko "naj". O nasze pierwsze wrażenie konkurują głośniki i obudowa.
Wygrywa obudowa - jeszcze bardziej wyrazista niż w PL200, zdecydowanie odbiegająca od prostopadłościanu, o łagodnych, ale obszernych krzywiznach, znacznie głębsza na dole niż na górze, co nadaje jej charakter postaci z ciekłego metalu (zwłaszcza w srebrnej wersji).
Przychodzi mi na myśl tylko kilka podobnie wykonanych konstrukcji głośnikowych (np. nieprodukowane już Tag McLareny, Hanseny i Nautilusy B&W), zawsze znacznie droższych od Mordaunt-Short Performance 6.
Nie jest to wcale pierwsze podejście Mordaunt-Shorta do takiej koncepcji i techniki, obudowy "z formy" firma pokazała już w połowie lat 90. ubiegłego wieku - pamiętam je dobrze, bo sam te kolumny sprzedawałem… były cholernie ciężkie i do tego, jak wszystkie ówczesne Mordaunty, raczej brzydkie.
Urody ich nie poprawiało zainstalowanie pary niskotonowych bardzo nisko, za czym jednak stała pewna koncepcja akustyczna (zmniejszenia różnicy dróg między falą biegnącą bezpośrednio do słuchacza i po odbiciu od podłogi), z czym wiązało się też zastosowanie dużego głośnika średniotonowego.
Wchodzić w szczegóły tamtego projektu nie ma sensu, warto jednak przypomnieć, że firma M-S ma zasługi nie mniejsze niż inne renomowane brytyjskie marki, a Performance 6 nie spadły z księżyca i nie są uzurpacją firmy, która tylko podgląda, co robią inni - to projekt, który wyrósł z jej własnych doświadczeń.
Zastosowanie techniki wtrysku żywicy polimerowej jest kosztowne zarówno na etapie przygotowania formy, jak i końcowej obróbki powierzchni zewnętrznych, ale tak od strony akustycznej jak i estetycznej daje rezultaty nieosiągalne przy technikach stolarskich, wykorzystujących nawet coraz powszechniejsze obrabiarki CNC.
Możliwe jest nie tylko zaprojektowanie bryły w zasadzie o dowolnym kształcie, ale też "regulowanie" gęstości kompozytu, i to w taki sposób, że przy powierzchni zewnętrznej ma on tu potrzebną twardość kamienia (odporność na zarysowania i sztywność skorupy), a głębiej jest nieco miększy (lepsze tłumienie rezonansów).
Kształt wewnątrz i z zewnątrz może podążać za potrzebami akustycznymi, a więc tłumieniem fal stojących i redukcją odbić od ostrych krawędzi. Tu jednak wszelkie techniki muszą ustąpić przed określonymi wymaganiami wzorniczymi - jeżeli obudowa ma być wąska, niewiele szersza od średnicy głośników niskotonowych, a to niemal warunek "nowoczesności" - to trudno uniknąć krawędzi między frontem a bokami, jakby się nie gimnastykować…
Można do pewnego stopnia wygiąć powierzchnię czołową, co tutaj zrobiono, ale bardzo płynne, akustycznie idealne przejście wymagałoby zgody na dwa razy szerszą obudowę. Bryła Mordaunt-Short Performance 6 staje się na górze coraz płytsza, górną część zajmuje komora średniotonowego, która nie potrzebuje znaczącej objętości, a ograniczenie wysokości komory sekcji niskotonowej pomoże redukcji fal stojących (tutaj zwykle najsilniejszych), niezależnie od krzywoliniowego przekroju poziomego.
Kształt taki obniża środek ciężkości, w dodatku na samym dole obudowy zainstalowano (od wewnątrz) ciężką stalową płytę (będącą też bazą dla rozbudowanej zwrotnicy) - kolumny są więc bardzo stabilne nawet bez dodatkowego zewnętrznego cokołu, który psułby efekt wizualny.
Zrezygnowano też z maskownicy zasłaniającej cały front lub jego fragment, głośniki niskotonowe i średniotonowy mają indywidualne zasłonki, których mocowanie nie zostawia żadnego śladu.
Bas-refleks
Jedynym drobnym estetycznym mankamentem jest bas-refleks z przodu obudowy. W typowych kolumnach nigdy nie nazwałbym tego elementu w ten sposób, ale w tak eleganckiej konstrukcji czarna dziura już trochę przeszkadza.
Według mnie, wytłumaczeniem nie jest wcale trudność wykonania otworu z tyłu, na "grzbiecie" - nie byłoby z tym wielkiego problemu w technice wtryskowej, tam ciekawie wyprofilowany otwór mógłby stać się nawet lokalną atrakcją, a ponadto swobodne rozchodzenie się fal na boki nie stwarzałoby problemu akustycznego; myślę, że albo konstruktor sam ma mocne przekonanie do takiego umiejscowienia otworu, albo obawiał się alergicznej reakcji niektórych klientów na bas-refleks promieniujący do tyłu.
Układ głośnikowy
Sam układ głośnikowy jest podobny do poznanego w PL200 (i w dziesiątkach kolumn przed nimi…). Z dwoma 18-cm niskotonowymi współpracuje mały, 10-cm średniotonowy. Mimo że z tyłu obudowy tym razem nie widać żadnych śrub, to właśnie w tej konstrukcji głośniki trzymają się na wewnętrznych prętach i opierają się na przedniej ściance za pośrednictwem tłumiącej wibracje izolacji; widoczne z zewnątrz szerokie pierścienie też nie dotykają bezpośrednio koszy głośników, bo te "oblane" są z obydwu stron gumą.
Głośnik wysokotonowy nie zdradza od frontu swoich tajemnic, za ochronną siateczką widać raczej standardową jednocalową aluminiową kopułkę, natomiast jego zabudowa (z tyłu) jest bardziej skomplikowana niż słynna nautilusowa tubka B&W.
W wydłużonej komorze, "przebijającej" na wylot całą obudowę (co było łatwiejsze przy jej umiarkowanej głębokości w górnej części), znajduje się zestaw tunelików o zróżnicowanych długościach, których rezonanse oddziaływają na impedancję przetwornika przy różnych częstotliwościach, a jednocześnie pozwalają wypromieniować energię pochodzącą od tylnej strony kopułki do tyłu.
Wiele rozwiązań, jakie tu zastosowano, ma własne, firmowe zastrzeżone nazwy, ale ich nie przytaczałem, bo zajęłoby to drugie tyle miejsca…
Odsłuch
Pewne cechy konstrukcji prowadzą brzmienie w określoną stronę i można to wykorzystać albo się temu przeciwstawić. "Skłonności" wynikające np. z materiałów membran można w pełni ujawnić, aż do przesady i do bólu lub zredukować, stłumić i w zasadzie brzmienie głośnika "przenicować" tak, że jego techniczna natura nie będzie już rozpoznawalna.
Mały głośnik średniotonowy ma sam z siebie - zarówno ze względu na małą masę, jak i umiarkowaną średnicę membrany - tendencję do eksponowania zakresu kilku kHz.
Nawet jeżeli samą charakterystykę przetwarzania na osi głównej wyrównamy, to wciąż górne rejestry średnicy będą bardziej "na wierzchu" - co da się teoretycznie wyjaśnić choćby szerszym rozpraszaniem tego zakresu (w porównaniu z działaniem większego głośnika).
Warto przypomnieć, że właśnie w tym zakresie, w którym następuje to zróżnicowanie, słuch ludzki ma największą czułość. Neutralność to liniowość, teoretycznie czułość ucha nie ma tu nic do rzeczy, bo w taki sam sposób, poprzez taki sam profil czułości, słyszymy dźwięki naturalne, nikt ich przecież nie koryguje pod kątem właściwości naszego słuchu.
Mimo to wielu konstruktorów chociaż trochę obniża poziom w tym zakresie, aby znaleźć jakiś kompromis między brzmieniem neutralnym a brzmieniem "fizjologicznym", odbieranym w skrócie jako przyjemniejsze.
Jeżeli stosujemy duży głośnik średniotonowy, to taka korekta w pewnym stopniu pojawia się sama - właśnie dzięki słabszemu rozpraszaniu zakresu kilku kHz (a słyszymy nie tylko falę biegnącą wprost z głośnika, ale i fale odbite, a tych jest wtedy mniej), lecz nawet wtedy widać często, na charakterystykach zmierzonych na osi głównej, osłabienie - wcale nie zawsze przypadkowe i niebędące wadą, lecz zaplanowane.
Przygotowanie charakterystyki bliskiej liniowości na osi głównej, w dodatku z udziałem małego głośnika średniotonowego, jest podejściem z jednej strony bezkompromisowym w stosunku do neutralności, z drugiej - trochę ryzykownym (może wywołać subiektywne rozjaśnienie brzmienia).
Temat ten już nieraz omawialiśmy, ale teraz jest ku temu szczególna i dość nietypowa okazja. Słuchając Mordaunt-Short Performance 6, nie dokuczało mi owo nawet spodziewane rozjaśnienie wyższej średnicy.
Natknąłem się na ich recenzję w "Stereophile", napisaną sześć lat temu (a więc niedługo po ich "zwodowaniu"), w której - jak zwykle w dyplomatyczny sposób - wspomniano o takim efekcie. Mogłem też spojrzeć na charakterystyki, zmierzone "wtedy i tam" jak też "tu i teraz". Są one nieco inne, w sposób mogący tłumaczyć owe różne wrażenia. Może to przypadek, może jakieś nieporozumienie, a może…
Minęło pięć lat i niewykluczone, że pod wpływem różnych opinii firma "po cichu" zmodyfikowała brzmienie Performance 6 - miała na to dużo czasu, a ponieważ chodziło o produkt prestiżowy, nie chciała zbyt wcześnie wprowadzać oficjalnie nowej wersji.
Historia ta miałaby też taki sens: Pierwsza wersja została zestrojona w większym stopniu "pod pomiar" - charakterystyka wcześniej była bardziej liniowa, co jednak nie zagwarantowało pełnego sukcesu i należało ją zmodyfikować w kierunku, jaki wynikał z recenzji opartych na testach odsłuchowych.
Sam konstruktor mógłby zresztą pozostać przy swoim zdaniu, lecz wyszedł naprzeciw upodobaniom innych. To wszystko tylko hipotezy, ale teraz mamy to, co mamy - kolumny grające powabnie, płynnie, gładko, a jednocześnie spójnie i komunikatywnie.
Pierwsze zdanie zapisane na gorąco podczas odsłuchów Mordaunt-Short Performance 6 wygląda tak: Bardzo podobne (do PL200). A wzięło się to pewnie stąd, że podczas tej samej sesji słuchałem też przedstawionych miesiąc temu Dynaudio Focus 380 i ProAca D40R - i one różniły się znacznie bardziej.
Kiedy porówna się charakterystyki (zmierzone) PL200 i Mordaunt-Short Performance 6 można dojść do wniosku, że to wręcz te pierwsze będą grać jaśniej - charakterystyka tych drugich lekko opada. W odsłuchu to się nie potwierdza, bo choć podtrzymuję, że Performance 6 nie grają zbyt lekko i jasno, to nie można im też przypisać zaciemnienia.
W pewnych nagraniach wydaje się, że środek pasma akcentowany jest jednak wyżej niż w PL200, nie jest to mocne i konsekwentne przesunięcie, subiektywna równowaga w skali całego pasma jest w obydwu kolumnach złapana wyśmienicie - tylko że ogólna równowaga to nie idealna liniowość, i lokalne wzmocnienia oraz osłabienia determinują indywidualność każdego brzmienia, choćby w tej dziedzinie, nie mówiąc o innego rodzaju zniekształceniach.
Czasami wciąż dostrzegalne rozjaśnienie Mordaunt-Short Performance 6 względem PL200 czy generalnie względem jakiejś "przeciętnej" nie jest rozjaśnieniem względem neutralności - to jest jaśniejsza odmiana neutralności, a może nawet jasna istota prawdziwej neutralności. Trzeba to zrozumieć, ale też lubić, jeśli ma się z tym żyć dłużej - bo przecież mamy wybór, możemy postawić na brzmienie cięższe, mniej bezpośrednie.
Mordaunt-Short Performance 6 kreują wspaniałą przestrzeń z bardzo głęboką sceną. PL200 grają szeroko, blisko, stabilnie i precyzyjnie. Performance 6 swobodniej, z większym pytanie: czy jest go jednak więcej? Być może pewne nuty, na pewnych nagraniach uaktywniały go bardziej, a inne mniej.
Bas z Mordaunt-Short Performance 6 jest subtelniejszy, elegancki - nie przgrzmoci, wyhamuje nieco najmocniejsze uderzenia, nie przytłoczy, choć pokaże dobre nasycenie i rozciągnięcie. Pełna kultura.
Jeżeli wersja LE, tak jak to obiecuje producent, rzeczywiście stawia kropkę nad "i" w mikrodynamice, to i mnie o to by chodziło… I myślę, że większość dołoży tych parę "tysi", aby mieć pewność, że lepiej już być nie może.
Andrzej Kisiel