Nie sposób nie zacząć opisu SmallPodów od ich niezwykłej, "bałwankowej" formy. Od frontu to trzy przenikające się kulopodobne sfery, które z tyłu przechodzą płynnie w pojedynczy korpus. Uzyskać tak skomplikowany kształt można jedynie wykonując odlew; łączą się dwie połówkowe skorupy, mając szew na bocznych krawędziach. Taka forma obudów jest rozwijana przez firmę od 1999 roku, a wywodzi się z projektów B&W z początku lat 90.
Gdy forma podąża za funkcją, a tym bardziej, gdy nie podąża, powstają czasami dość niespotykane kształty, które można pokochać lub znienawidzić - i raczej nic naszej decyzji nie zmieni, no bo jak tu dyskutować z gustami...
Forma głośników Scandyna SmallPodo MK2, poza ich rozpoznawalnością, ma istotną zaletę - wewnątrz takiej obudowy fale stojące nie będą buszować, a na zewnątrz będą grzecznie odpływać, nie załamując się na żadnych ostrych krawędziach.
W komplecie dostajemy aluminiowe nóżki zakończone gumowymi kulkami. Montuje się je na wcisk (czyt. na siłę), po uprzednim wyjęciu gumowych płaskich nóżek-zaślepek. Gdy nóżki są zamontowane, SmallPod ma w sobie coś z ruskiego sputnika (nie każcie mi tłumaczyć co...), ale za to gra lepiej.
Zamontowane 3,5-mm gniazdko pozwala na wprowadzenie sygnału audio z dowolnego źródła, drugie 3,5-mm to wyjście na subwoofer - firma ma w ofercie równie fantazyjnie wyglądające modele The Ball i Micro Bass Station.
Przewidziano też uchwyty ścienne. Ten produkt wyróżnia się (poza formą oczywiście) możliwościami pilota (szkoda, że nie czerwony?), który umożliwia zarządzanie źródłem poprzez Bluetooth - zmiana utworu do przodu i do tyłu, odtwarzanie, zatrzymanie i regulacja głośności. Nie miałem jeszcze do czynienia z taką funkcjonalnością, więc zaliczam ją na duży plus.
Dostępne są trzy kolory wykończenia na wysoki połysk: czarne, czerwone i białe.
Odsłuch
Swoje wrażenia z odsłuchów oprę na kilku przykładach. Roger Waters w utworze "The Post War Dream" - na początku słychać sekwencję monet wpadających na tacę, które słyszymy tak doskonale, jakbyśmy byli w tym kościele w niedzielny poranek.
W tym i kilku innych utworach zostały pokazane bardzo duża szczegółowość, a także przyjemna płynność wysokich tonów. Gdy jednak w tym samym utworze pod koniec wchodzą mocne bębny... to od razu chciałoby się przypiąć subwoofer.
W nagraniach jazzowych i klasycznych też brzmiały zbyt delikatnie. Niedobór basu nie jest jednak dyskwalifikujący, bo już w kolejnym nagraniu Ane Brun "To Let Myself Go" towarzysząca wokalistce gitara akustyczna miała pełne wybrzmienie, ładnie pokazała się nawet gitara basowa u Mika Oldfielda w "Tubular Bells part 1".
Miłym zaskoczeniem była odporność na zniekształcenia przy głośnym graniu; gdy pod koniec nastąpiły uderzenia w tytułowe dzwony rurowe, to aż podskoczyłem. Niewątpliwie za sukces dynamiki odpowieda w dużej mierze apt-X.
Jeśli jesteś znudzony setkami podobnych skrzynkowatych obudów i szukasz jakiegoś audio-odlotu, to znalazłeś. Jeżeli znajdziesz jeszcze 2-3 tysiące na systemowy subwoofer - odlot będzie jeszcze większy.
Waldemar (Pegaz) Nowak