Czy można jednak nazywać szczęśliwym fakt, że markę Castle, tak jak wiele innych pochodzących z Wlk. Brytanii, kupił chiński koncern IAG? Ma to swoje plusy i minusy. Zwróćmy uwagę na ten element układanki: właściciel mający w swoim "portfelu" kilka marek głośnikowych nie musi starać się, za pomocą tylko jednej, zaspokajać różnych gustów, aby osiągnąć oczekiwany poziom sprzedaży.
Zapewnia to właśnie wybór pomiędzy kilkoma, których specyfika zostaje uszanowana, a nawet podkreślona. Dzięki temu kolumny Castle wyglądają jak Castle i chociaż pojawiają nowe czy zmodernizowane modele, to wciąż mają ten sam fason. Zwłaszcza w serii Classic, z której pochodzi Castle Stirling 3.
Elementów firmowego stylu jest tutaj wiele. Po pierwsze, zastosowanie naturalnego forniru na kolumnach wolnostojących w tej cenie wcale nie jest powszechną praktyką - częściej spotykamy okleiny winylowe, ewentualnie imitację lakieru fortepianowego.
Ale żeby przelicytować również tę konkurencję, która nie pożałowała na fornir, Castle ogłasza, że jest dostępnych aż osiem wersji - bez żadnych dopłat, choć pewnie na zrealizowanie zamówienia trzeba będzie trochę poczekać, bo nie podejrzewam, aby dystrybutor miał w magazynie wszystkie modele we wszystkich kolorach.
Palisander, orzech, wiśnia, mahoń, klon, dąb w dwóch odcieniach i dąb polakierowany na czarno - gama jest szeroka i pasuje do zamkowej klasyczności.
Przednie krawędzie Castle Stirling 3 są zaokrąglone, a okolice wszystkich dodatkowo dobarwione - co ma przypominać wygląd starych mebli. Między skrzynią a cokołem widać szczelinę o wysokości tylko pół centymetra i tym razem do głowy by mi nie przyszło, że może to być zakończenie układu rezonansowego.
W istocie tak jest - w dolnej ściance znajduje się duży okrągły otwór. W firmowym opisie znajduje się zdanie wskazujące na to, że wysokość owego prześwitu może być regulowana, co pozwoli dostroić parametry układu do konkretnych warunków akustycznych (w tym - do sposobu ustawienia).
Być może w komplecie znajdowały się dłuższe pierścienie dystansujące, których nie zauważyliśmy, montując cokoły wraz z krótkimi. W układzie przetworników, który w zasadzie jest dwudrożny symetryczny, widać lekkie przesunięcie wysokotonowego - dodaje to nieco staromodnego smaku.
Dzisiaj projektanci unikają takich ruchów, które psują wygląd, choć wiadomo, że trochę pomagają brzmieniu. Szkoda tylko, że koncepcji tej nie doprowadzono do końca, i kolumn jednej pary nie przygotowano jako swoich "lustrzanych odbić" - co oczywiście byłoby trochę droższe w produkcji, bo wymagałoby produkowania obudów w dwóch wariantach (lewym i prawym).
Odsłuch
Audiofilom powinno być znane psychoakutyczne zjawisko (ciekawe i ważne dla wszystkich, którzy rzucają się w wir porównywania i wybierania sprzętu), polegające na wystawianiu wyższej oceny temu brzmieniu (tym kolumnom, wzmacniaczowi itd.), które jest... głośniejsze. Wydaje się to tak prymitywne, że aż niemożliwe, jednak to prawda... Oczywiście można być czujnym i jakoś się na to uodpornić.
Po tylu testach, jakie mam na koncie, na takie "sztuczki" nie dam się nabrać, chociaż tym razem był to przecież skutek wyższej efektywności, a nie "sprytnego" podkręcenia gałki wzmocnienia. A piszę o tym, bo właśnie sama wysoka efektywność Stirlingów mnie zaskoczyła - Castle Stirling 3, włączone zaraz po Cabasse, zagrały nawet głośniej!
To też zaleta, niezależnie od tego, jak wpływa na percepcję "jakości", skoro mniejsza moc wystarczy do osiągania określonego poziomu głośności, co oczywiście pomaga zwłaszcza w połączeniach ze wzmacniaczami lampowymi.
Ostatecznie wrażenie to po części okazuje się wynikiem wysokiej efektywności z całego pasma, a po części - skutkiem szczególnego wyprofilowania charakterystyki. Castle Stirling 3 grają bardzo mocnym, obszernym i zagęszczonym środkiem pasma, wychodzącym do przodu, budującym soczysty, bliski pierwszy plan.
Odważne, bezpośrednie brzmienie nie ma w sobie żadnej krzykliwości, akcenty zostały rozłożone tak zręcznie, że możemy tylko się cieszyć z "obecności" muzyków i muzyki - na wyciągnięcie ręki.
Nie jest to też brzmienie kluchowate, przegrzane i pogrubione - przejście w zakres basu i on sam zapewniają dobrą spójność i konsystencję. Ogarniając całą charakterystykę, można się zgodzić, że tonacja jest lekko obniżona, ale właśnie dzięki temu udało się połączyć żywość z plastycznością.
Jeżeli potraktujemy M250 jako punkt odniesienia, to Castle Stirling 3 robią krok w zupełnie inną stronę niż Cabasse (wzmocniony środek vs cofnięty środek), a jednocześnie żaden z tych kroków nie psuje zasadniczej naturalności, tylko przedstawia jej inną wersję. Nie staje się też męczący, przynajmniej na "średnim dystansie". Bas jest niewzbudzony, choć zmiękczony.
To się może podobać lub nie, ale na pewno pasuje do "całokształtu". Kolejny plus przyznaję za wysokie tony - przy tak zakreślonym profilu, zwykle są one zaokrąglone, mniej aktywne. Tymczasem były czyste, wyraźne, łatwo wydobywające detal, a nie tylko "dopełniające".
Na żeńskich głosach usłyszałem lekką nosowość, więc przejście środek-góra jest trochę "podcięte". Kiedy jednak puściłem Presleya - był boski. Niski, wibrujący, urzekający... Castle Stirling 3 grają bardzo "analogowo", symulują brzmienie winylu - i to dobrego winylu.
Andrzej Kisiel