Firma Cabasse słynie przede wszystkim z niekonwencjonalnych, wybitnie dizajnerskich projektów, opartych na koncentrycznych układach przetworników, ulokowanych jednak w hi-endowej części oferty. Natomiast "normalne" kolumny w "normalnych" cenach nie są już bardzo charakterystyczne.
Na szczęście już w poprzedniej edycji tej serii, noszącej wówczas symbol MT30 (MT31 to oznaczenie całej serii, do której należy Alderney) udało się osiągnąć co najmniej przyzwoity wygląd - nowoczesny i estetyczny.
Nowa wersja nie wprowadza poważnych zmian we wzornictwie, chociaż nie wypada lekceważyć dwóch faktów: wylot bas-refleksu został przeniesiony z przedniej ścianki na dolną; już poprzednio między cokołem a skrzynią było widać mały prześwit, ale dopiero teraz ma on znaczenie akustyczne - stamtąd wydostaje się ciśnienie.
Producent zapowiada, że dzięki takiej lokalizacji są filtrowane szumy turbulencyjne i tłumione fale stojące wewnątrz obudowy. I o ile z pierwszym stwierdzeniem można się zgodzić, to drugiego nie rozumiem. Faktem jest, że bez "dziury" na froncie kolumna wygląda bardziej elegancko.
Mimo że jest to układ trójdrożny, jest ona smukła, gdyż obudowa ma umiarkowaną szerokość 23 cm, a wysokość sięga 109 cm. Druga różnica (w stosunku do wersji MT30) polega na zmianie przetwornika wysokotonowego.
W danych producenta znajdziemy na ten temat informację, która jednak nie ujawnia najważniejszego - nowa kopułka o symbolu DOM37 jest mniejsza (ok. 25 mm) od poprzedniej, DOM36 (ok. 32 mm).
Mniejsza średnica to mniejsza powierzchnia membrany jak i prowadzącej ją cewki, stąd mniejszy głośnik wysokotonowy musi być filtrowany wyżej (albo/i filtrem wyższego rzędu), żeby nie został przeciążony. W zamian powinniśmy uzyskać lepsze działanie na górnym skraju pasma.
I zdradzę, że zarówno pomiary, jak i próby odsłuchowe potwierdzają te nadzieje - dźwięk Cabasse ma teraz więcej "powietrza". Wszystkie kolumny serii Cabasse MT31 Alderney są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych - imitacji wenge i klonu, z czarną maskownicą.
Odsłuch
W tym teście, chcąc stworzyć pewną fabułę, wędrując do kolejnych kolumn, zbierając kolejne doświadczenia służące do porównań, słuchałem Cabasse MT31 Alderney dokładnie w takiej kolejności, w jakiej miały być przeze mnie opisywane - a więc według banalnej kolejności alfabetycznej.
Mogłem też zakładać, że Bostony M250 jako kolumny "startowe" nie najgorzej skalibrują mój słuch - co sprawdziło się bez zastrzeżeń, gdyż grają one pryncypialnie równo i "normalnie".
Większym zaskoczeniem było, jak niedaleko odeszły od tego (umownego) wzorca Cabasse MT31 Alderney. Spodziewałem się większej spektakularności, na dobre i na złe, swobody i podbarwień, co wcale nie musiałoby oznaczać dźwięku jednoznacznie lepszego lub gorszego.
Trzeba też zaznaczyć, że już w przeszłości Cabasse "grywało" bardzo różnie - raz siarczyście, innym razem równiej, chociaż zawsze dynamicznie i z basowym przytupem. Niskich tonów nie zabrakło i tym razem, ale nie one były najważniejsze, nie zdominowały spektaklu, chociaż dały mocny fundament.
Bas jest masywniejszy i trochę wzbudzony (w porównaniu do zdyscyplinowania, jakie pokazały M250), lecz niekłopotliwy i efektownie "sprężynujący". Dokładnych konturów nie odczytamy, ale muzyka nie ucierpi.
Całe brzmienie ma więcej życia, a mniej precyzji, więcej blasku, chociaż mniej smaczków. Owa spontaniczność nie oznacza ani agresywności, ani ostrości. Scena jest wręcz trochę cofnięta, co jest pochodną delikatnie wycieniowanego zakresu średnich tonów, lecz i góra nie swawoli, nie wykorzystuje uprzejmości środka do nieustannego wychodzenia przed szereg. I wcale nie jest przytępiona!
A w przypadku Cabasse MT31 Alderney to ważny moment... Głośna, ale "ucięta" góra pasma ogranicza nie tylko rozdzielczość i gubi nie tylko subtelności, lecz także naturalność podstawowych dźwięków, akustyka traci oddech.
Tym razem jest dobrze. Kto lubi jednoznaczną aksamitność, jeszcze jej nie dostanie, bo tutaj jednak nie gra jedwabna, lecz "twarda" kopułka. Nie ma się jednak czego czepiać - wysokie tony są porządne pod każdym względem, zwinne, zróżnicowane, otwarte i prowadzone na dobrze ustalonym poziomie, wkomponowane tak, aby nie drażnić, i jednocześnie tak, żeby niemal nigdy (poza skrajnie "zabłoconymi" nagraniami) nie odczuwać ich niedosytu.
Ich lekkie "podszczypywanie" nie ma nic wspólnego z natręctwem. Działa to jak szczypta soli podkreślająca smak (w takim porównaniu M250 byłyby trochę gorzkie, bo na pewno nie słodsze).
Wokale Cabasse MT31 Alderney są mniej nasycone niż w M250 i nie tak bliskie, ale dzięki spokojnemu prowadzeniu charakterystyki w zakresie średnich tonów i dobrej symbiozie z sąsiednimi zakresami pozostają naturalne i wyraziste.
Andrzej Kisiel