O kreślenie elektroniki mianem CD-amplitunera będzie z grubsza poprawne, chociaż w tym przypadku obarczone dużym uproszczeniem, bowiem w jednej obudowie mamy nie tylko odtwarzacz CD, wzmacniacz stereo i odbiornik radiowy, ale także (a dla niektórych przede wszystkim) źródło strumieniowe.
W związku z tym na froncie zainstalowano duży, 3,5-calowy, kolorowy wyświetlacz LCD, na którym pojawiają się wszystkie informacje, w tym okładki płyt. Wyświetlacz można zgasić, a wówczas o włączeniu urządzenia będzie informować tylko dyskretniejsza dioda.
Zmieściła się tutaj też szuflada dla płyt, pokrętło głośności i kilka drobiazgów - sensor podczerwieni, dwie diody i dwa gniazda: USB i wyjścia słuchawkowego (3,5 mm). Wszystkie przyciski przeniesiono na górną krawędź.
Wydawałoby się, że obecność źródła strumieniowego będzie wymuszała znacznie bardziej skomplikowaną obsługę, jednak Pioneer ma doświadczenie w takich projektach, a tutaj do dyspozycji jest wspomniany wyświetlacz. Jest też oczywiście pilot tradycyjny i "aplikacyjny".
Mocne usieciowienie miniwieży wymusiło zaangażowanie dużej porcji elektroniki cyfrowej, co widać w codziennej obsłudze, a konkretnie - przy uruchamianiu systemu. Konkurencyjne miniwieże po prostu włączamy, ładujemy płytę CD i gramy.
W przypadku Pioneera X-HM76 po wciśnięciu przycisku zasilania trzeba odczekać, aż cała maszyneria ruszy. Cały proces jednym razem był szybszy (kilka, kilkanaście sekund), a innym - zabierał dużo więcej czasu; nawet 30-40 sekund. Nadzieja w systemie aktualizacji oprogramowania, który bardzo często potrafi takie bolączki uleczyć.
Czytaj również nasze pozostałe testy urządzeń marki Pioneer
Ulokowanie przycisków na górnej krawędzi wygląda nowocześnie i jest wygodne - dzisiaj takie systemy często są ustawiane na niskich szafkach i stolikach, a nie na wysokich regałach.
Pioneer X-HM76 - przyłącza i komunikacja sieciowa
Front Pioneera X-HM76 jest metalowy, podobnie jak pokrętło głośności, także dzięki takim drobiazgom urządzenie robi bardzo dobre wrażenie. Na tylnej ściance, obok oczywistych terminali głośnikowych, mamy dwa wejścia: jedną parę analogową RCA, jedną cyfrową (Toslink), drugi port USB (podobnie jak ten z przedniego panelu, pozwala na odtwarzanie plików audio np. z pendrajwów) oraz gniazdo sieci LAN.
Dwie anteny przeznaczono do komunikacji Wi-Fi - jest to nowoczesny moduł dwuzakresowy (2,4 oraz 5 GHz). Choć sam Pioneer przyznaje, że w przypadku najbardziej wymagających plików najlepiej jest korzystać z sieci LAN, to w wielu wypadkach sieć Wi-Fi okaże się wystarczająca. Oprócz tego mamy jeszcze Bluetooth (kodowanie SBC oraz AAC).
Na górnej ściance widać skromne kratki wentylacyjne, większych nie trzeba (i to nawet uwzględniając praktykę ustawiania miniwieży gdzieś w szafce), bowiem wzmacniacz pracuje w klasie D. Podłączymy do niego bez zastrzeżeń głośniki zarówno 8- jak i 4-omowe.
Systemowe monitorki to układ dwudrożny, z 12-cm nisko-średniotonowym i 25-mm kopułką wysokotonową. Port bas-refleks ulokowano na tylnej ściance.
To jedyny (w tym teście) minisystem z dostępem do sieci. Pioneer starannie przygotował tę sferę, zapewniając współpracę ze wszystkimi popularnymi serwisami w chmurze.Duża, kolorowa matryca LCD to przejaw nowoczesności systemu, ułatwi nawigację po wszystkich funkcjach i rozległej bibliotece muzyki.
Odsłuch
Brzmienie minisystemu Pioneer X-HM76 można zaliczyć zarówno do kategorii zrównoważonych, jak też uspokojonych. Na tle konturowości Yamahy czy nawet soczystości Denona, Pioneer oferuje więcej ciepła i plastyczności, a zdecydowanie redukuje ostrości. Nie odbywa się to jednak poprzez przeniesienie ciężaru w zakres niskich częstotliwości.
Bas jest ogólnie dość łagodny, mając dobre walory rytmiczne, nie próbuje udawać potęgi i symulować niskich zejść, nie atakuje też mocnymi uderzeniami.
Wysokie tony są delikatne, skromność ich udziału w całym obrazie powoduje lekkie przyciemnienie, zarazem pozostają one czytelne, można też odczuć "oddech" i naturalną akustykę (w nagraniach, gdzie ma szansę się pojawić).
Pioneer nie zasypie nas detalami, ale stworzy przekaz spójny i konsekwentny. Muzykę uwolni od nerwowości, a przez to odsunie na drugi plan część emocji, ale wprowadzi przewidywalny, relaksujący klimat.
Taki profil zapewnia bezpieczeństwo przy spotkaniu z materiałami gorszej jakości, a utemperowany bas pozwala ustawić monitorki blisko ściany (bez obaw o jego poważne wyeksponowanie).
Pioneer X-HM76 nie musi zrobić wielkiego wrażenia ani podczas pierwszego spotkania, ani nawet później. Ani nie będzie się "popisywał", ani nie błyśnie audiofilskimi talentami, ale "da się lubić". A my zwykle tego oczekujemy po produktach tej kategorii.
X-HM76 jako jedyny system w tym teście "oficjalnie" współpracuje z kolumnami o impedancji 4 Ω (takie są zresztą firmowe monitorki).
Strumieniowy, samotny lider
Ambitnej sekcji sieciowej w X-HM76, nie powstydziłby się niejeden samodzielny odtwarzacz strumieniowy, a przeciętnemu amplitunerowi A/V też niełatwo byłoby 76-ce podskoczyć. Już sam wyświetlacz jest typowy dla najbardziej nowoczesnych urządzeń Hi-Fi.
Mikrosystemik X-HM76 tuż po włączeniu nawołuje, by go podłączyć do sieci komputerowej. Sieciowe odtwarzanie plików w wysokiej rozdzielczości to zaledwie rozgrzewka, X-HM76 potrafi wyłuskać je np. z serwerów NAS i zdekoduje zarówno popularne formaty PCM (np. FLAC) w rozdzielczości 24 bitów i częstotliwości próbkowania 192 kHz, jak i DSD, aż po DSD256!
Oprócz tego mamy natywną obsługę serwisów Spotify, Deezer, Tidal, radio internetowe, Chromecast audio (a więc dostęp do najróżniejszych aplikacji mobilnych wspierających ten standard). Jest też poprzedni system firmowego strumieniowania Pioneera o nazwie FlareConnect, a nawet Apple AirPlay. Dla tych, którzy się ze smartfonami nie rozstają, producent przewidział aplikację sterującą.
X-HM76 ma dwa złącza USB (jedno z przodu), do każdego możemy podłączyć nośnik pamięci i dowolnie nawigować po bibliotece muzyki.