Usher CD-1 - obudowa
Usher CD-1 wygląda bardzo dobrze, front wykonano z aluminiowego odlewu, z wpuszczoną nieco środkową częścią, w której umieszczono duży element lustrzany, częściowo podświetlany. Główny włącznik sieciowy znajduje się z tyłu, przycisk standby oczywiście z przodu.
Chociaż wydaje się, że wyświetlacz jest częścią składową wysuwającej się szuflady (jak niegdyś w napędach Sony), to naprawdę umieszczony jest na stałe na płycie frontowej, a na zewnątrz prześwituje przez przezroczystą część lustrzanej powierzchni frontu szuflady.
Usher CD-1 - przyłącza i wnętrze
Z tyłu są solidne, zakręcane gniazda RCA, zarówno analogowe, jak i cyfrowe, wyjście cyfrowe TOSLINK, a także gniazdo sieciowe IEC.
Jeżelibyśmy zajrzeli do wnętrza bez świadomości, z jakim odtwarzaczem mamy do czynienia, moglibyśmy podejrzewać, że albo jest to Philips, albo Marantz z lat, kiedy marki te były ze sobą związane, bowiem sterowanie i napęd to Philips (VAM1202).
Za nim umieszczono na podstawkach stado bardzo ładnych układów scalonych Burr-Browna OPA604 w części filtracji i konwersji oraz dwa OPA2134 w części wzmacniającej. Wszystkie otoczone są kondensatorami polipropylenowymi.
W przeciwieństwie do wielu współczesnych odtwarzaczy CD Usher wysyła sygnał na zewnątrz nie przez układ DC-Servo, a tradycyjnie, przez kondensatory sprzęgające. Ponieważ od nich w dużej mierze zależy jakość dźwięku, postarano się i ulokowano tutaj duże polipropyleny z nadrukiem "for audio".
Podobnie jak w Arcamie i Marantzu z transformatora - tutaj bardzo ładnie zaekranowanego i umieszczonego po drugiej stronie napędu - wychodzi wiele uzwojeń wtórnych.
Ponownie najlepsze elementy otrzymała część audio - są tutaj duże kondensatory Nichicona z serii Gold Tune. Warto zwrócić uwagę na drobiazg, ale gdzie indziej niespotykany, a mianowicie na to, że diody w mostku są odprzęgane kondensatorami polipropylenowymi, które w dużej mierze eliminują szumy RF.
No tak, prawie zapomniałem o przetworniku - mamy Burr-Browna PCM1738 stosowanego np. w Classè CDP-10 czy Primare DVD-26. To bardzo dobry układ 24/192 z przetwarzaniem sygnału DSD, o wysokiej realnej rozdzielczości i ze zbalansowanym wyjściem. Pilot zdalnego sterowania jest solidny, aluminiowy i poręczny. I najładniejszy w tym teście.
Odsłuch
Nie jestem fanem wzornictwa zaproponowanego w Usher CD-1, a szczególnie wyświetlacza (przypominającego dalekowschodnie, ultratanie odtwarzacze DVD).
Nie wolno jednak dać się zasugerować wyglądowi, ponieważ "pod maską" dzieje się coś naprawdę dobrego...Usher CD-1 od pierwszej chwili zaskakuje gęstym, bogatym dźwiękiem. Wrażenie "wejścia" w środek wydarzeń jest tak sugestywne, że nie zwraca się nawet uwagi na inne aspekty gry - organiczna całość, jaką charakteryzowała się wiolonczela Yo-Yo-My z soundtracku Johna Wiliamsa do filmu "Wyznania gejszy" (Sony Classical/Sony&BMG 77857, CD?), wiele mówiła o sposobie podejścia do spraw materii muzycznej.
Wyższa góra jest nieco cichsza niż np. w Xindaku czy Arcamie, przekłada się to na nieco dalszą perspektywę, w jakiej słychać blachy perkusji. I z czasem okazuje się, że na tym polega trick Ushera i sugestywność grania niesłychanie plastycznym dźwiękiem, głębokim, ale nie przerysowanym w analityczności.
Bas schodził nisko, jednak nie był na samym dole tak dobrze kontrolowany, jak w Quadzie czy Xindaku. Różnice nie były jednak znaczące i wyjdą przede wszystkim na dużych wolnostojących kolumnach, oczywiście pod warunkiem, że wzmacniacz w ogóle będzie w stanie to pokazać.
Ostatecznie Usher CD-1 to zawodnik wagi średniej, a raczej zakresu średnicy - ten zakres najbardziej mu "leży", który szczególnie hołubi. Już pierwsze takty utworu "Arriving Somewhere" z zawierającej prog-rock płyty "Deadwings Porcupine Tree" (Lava/Warner Music 93437, CD) przykuły uwagę bogactwem wynikającym jednak nie z ilości drobnych szczegółów, a z umiejętności dyskryminowania podobnych, bliskich tonalnie dźwięków i ich czystości.
Informacje nie są przez Ushera podawane tak jak przez Arcama - nie ma tu natychmiastowego ataku, nie ma bezwzględnego wydobywania szczegółów. Główną rolę gra plastyka, wspomniana umiejętność pokazywania drobnych, ale muzycznie interesujących niuansów barwowych.
Poszczególne instrumenty są znakomicie separowane od tła i od siebie nawzajem, a w dźwięku nie ma cienia rozjaśnienia czy wyostrzenia!
Usher CD-1 potrafi zagrać w taki sposób, że np. jeden instrument jest minimalnie dalej, a drugi minimalnie bliżej, pomiędzy nimi jest jednak coś w rodzaju czarnego aksamitu, coś, co bez wątpliwości pomaga określić ich miejsce na scenie.
Daje to muzyce swobodę, niezależnie czy będzie to rock progresywny, czy jazz, jak np. z płyty Anthony Wilson "Nonet Power of Nine" (Groove Note, GRV1035-3, SACD/CD).
Ta ostatnia została pokazana szczególnie atrakcyjnie, poza Quadem najlepiej w tym teście, z pięknymi, ciepłymi barwami i bardzo dynamiczną pracą stopy perkusji. Najlepiej z całej stawki zostały odtworzone instrumenty dęte, operujące nieco niżej na skali, jak saksofon barytonowy czy puzony.
Ma na to wpływ minimalne podniesienie niższej średnicy - więc głos Diany Krall był minimalnie ocieplony i "gęstszy" niż z referencji. Ale i to mogło się podobać.