W zewnętrznym pudle znajduje się duże gąbkowe wypełnienie i... kolejne pudełko. A w nim... jeszcze kartonik. Kiedy już dotrzemy do słuchawek, pojawią się z całą masą dodatków. Jest wśród nich sztywne etui, miękki woreczek ochronny, dwa przewody (jeden USB do ładowania, drugi sygnałowy), a nawet przejściówka samolotowa.
Philips Fidelio L3 - wykonanie
Fantastyczny komplet, który rzadko widzimy nawet wśród najdroższych modeli. Pady wykonano z naturalnej skóry, którą obszyto także pałąk – ale tylko z zewnątrz, od strony głowy wykończono go miękkim materiałem weluropodobnym. Widelce podtrzymujące muszle mają masywne, metalowe ramy.
Plastik pojawia się tylko w zewnętrznych skorupach muszli, ale i jego jakość nie budzi zastrzeżeń. Do regulacji służy typowy mechanizm z płaską taśmą i zapadkami.
Po maksymalnym rozsunięciu pałąka nie zostaje już dużo miejsca. Solidność i wysokiej jakości materiały przełożyły się na sporą masę – L3 ważą aż 360 g. Aby stabilnie leżały na głowie, pałąk dość mocno ją ściska (z boków), co czuć nawet przez miękkie poduszki.
Philips Fidelio L3 - obsługa
Philips Fidelio L3 są pełne bajerów. Najważniejszy w codziennym użytkowaniu jest panel dotykowy w prawej muszli, który zawiera sterowanie odtwarzaniem oraz regulację głośności.
L3 wyposażono również w jeden z najnowocześniejszych systemów parowania ze sprzętem mobilnym – Fast Pair – który ustawi wszystko automatycznie, gdy tylko zbliżymy słuchawki np. do telefonu. Ale uwaga: Fast Pair działa tylko z systemem Android.
Na dolnej krawędzi prawej muszli znajdują się przyciski do obsługi układu aktywnej redukcji hałasów ANC i trybu przeźroczystości akustycznej. Jest też integracja z asystentami głosowymi, Google Assistant, Amazon Alexa czy Apple Siri. Na lewej muszli umieszczono gniazdo USB-C oraz włącznik zasilania.
Philips Fidelio L3 - czas pracy i ANC
Czas pracy w trybie bezprzewodowym sięga 38 godzin (bez redukcji hałasów; wraz z nią – 6 godzin krócej). Dla urządzeń z systemem iOS (sprzęt Apple) przygotowano kodowanie AAC, dla całej reszty (urządzeń na Androidzie) – nie tylko aptX, ale nawet najlepszy aptX HD.
Działanie ANC regulowane jest automatycznie. Czego chcieć więcej? Może czujnika reagującego (wstrzymywaniem odtwarzania) na zsunięcie słuchawek z głowy? Proszę bardzo – jest.
Za pomocą aplikacji mobilnej Philips Headphones wyłączymy czujniki, podejrzymy parametry sygnału i skorygujemy charakterystykę częstotliwościową. Philips Fidelio L3 ma także wejście analogowe, choć trzeba zwrócić uwagę na wyjątkowo niską, nawet jak na sprzęt przenośny, impedancję – 16 Ω.
Philips Fidelio L3 - odsłuch
Producenci rzadko przedstawiają cechy swoich urządzeń tak fachowo i elegancko, jak Philips. "Basy są zwarte i pełne, ale nie nadmierne" – zdanie jakby wyjęte z recenzji. "Średnie są gładkie, a tony wysokie wyraźne". Sam bym tak tego nie ujął, ale jakoś się dogadamy...
Philips, który zajmował się głównie popularnym sprzętem audio, od czasu do czasu wypuszczał "hajfajowe" perełki, właśnie w serii Fidelio. Również tym razem potraktował sprawę z audiofilską powagą, kształtując brzmienie zrównoważone, spokojne, chyba aż nazbyt grzeczne dla przeciętnego słuchacza. Wszystko jest na swoim miejscu, Philips Fidelio L3 grają neutralnie i bezpiecznie.
Średnica – porządna, czysta, niepodbarwiona. Na takim tle Grado GW100 okazują się grać niepoprawnie i radośnie. Podobnie wysokie tony – gładkie, selektywne, wolne od dzwonienia i syczenia, pozwolą słuchać wszystkiego i długo, bez zmęczenia i bez wielkiej frajdy, jaką daje detaliczność np. Audio-Techniki.
Przypomina to brzmienie Sennheiserów (który w tym teście co prawda nie występuje, ale ma dość stabilny profil), a to przecież komplement, chociaż nie recepta na szczęście dla wszystkich.
W wielu słuchawkach włączenie systemu ANC wzmacnia niskie tony. Podobnie jest i tym razem, a chociaż dalsze ograniczenie ekspresji wysokich wydaje się niekorzystne, to mocniejszy, a przy tym swobodniejszy bas daje całemu brzmieniu więcej siły i zaangażowania.
Co prawda pojawia się inna "przypadłość" włączonej wówczas elektroniki – delikatny szum – ale zauważymy go tylko wówczas, gdy wkoło zapanuje błoga cisza… czyli kiedy ANC teoretycznie nie potrzebujemy.
Korekcje (poprzez aplikację mobilną) też pozwalają na wyciągnięcie więcej soków i blasku, choćby przez proste wyeksponowanie skrajów pasma.