W prawdzie jeszcze bez tradycji, ale z wiedzą, jak poruszać się po nowoczesnych systemach "komputerowych". Ich doposażenie w technikę audio okazało się… może nie banalnie łatwe, ale możliwe. Wielu producentów wykorzystuje gotowe podzespoły od poddostawców, których dostępność znacznie ułatwiła zarówno start takich inicjatyw, jak też unowocześnienie projektów od dawna znanych firm.
Ale są też tacy, którzy projektują i produkują samodzielnie. Oczywiście nie wszystko, ale znacznie więcej, niż można by się spodziewać po ich tak krótkim stażu. Jedną z takich firm jest HiFi Rose. Nie wzięła się ona znikąd, ufundował ją Citech, znany wcześniej między innymi z nowoczesnych… "kiosków" (samoobsługowych automatów różnego przeznaczenia).
No to ładnie – branża niemająca nic wspólnego z tradycyjnym Hi-Fi, a jednak dysponująca techniką odpowiednią do wejścia w temat nowoczesnego, strumieniowego sprzętu audio. Firma HiFi Rose zaczynała od dwóch ambitnych odtwarzaczy sieciowych, co pozwoliło opanować kwestie zasadnicze, związane ze strumieniowaniem, plikami, komunikacją sieciową, a także dopracować sposób obsługi wygodny dla użytkownika audio.
Przynajmniej teoretycznie, bowiem coraz częściej to użytkownik musi się dostosować do sprzętu, a nie odwrotnie. Zresztą każdy z nas przeszedł już "trening" korzystając ze smartfonów. To one wykształciły określone umiejętności i nawyki, które producenci audio teraz tylko wykorzystują.
Jeżeli zaś chodzi o technikę audio, HiFi Rose sięgnęło po sprawdzone przetworniki C/A, poradziło też sobie z analogową sekcją wyjściową… Pierwsze urządzenia zostały dobrze przyjęte, co oczywiście zachęciło do rozwoju, więc obecnie w ofercie oprócz odtwarzaczy strumieniowych są już kompaktowe systemiki audio w formie "radyjka kuchennego", ale przełomem był poważny wzmacniacz zintegrowany, po którym pojawił się uniwersalny system all-in-one – Rose RS520.
Trzeba być zainteresowanym tego typu urządzeniem/systemem, aby myśleć o zakupie RS520, ale niezależnie od tego zwróci ono na siebie uwagę, a zanim udowodni swoją obłędną funkcjonalność, zademonstruje kuszącą, efektowną aparycję.
Może nawet skłoni do zmiany planów? Kto chciał kupić tradycyjny system audio, może przesiądzie się na coś takiego? A kto w ogóle nic nie planował kupować… może uzna, że to jednak już pora i dobra ku temu okazja?
Rose RS520 przypomina urządzenia formatu określanego niegdyś jako midi, które co prawda nie cieszyły się wśród audiofilów wielką estymą, ale wiele się od tego czasu zmieniło…
Z jednej strony producenci nie muszą oglądać się już tylko na "ortodoksów", a z drugiej - kompaktowe urządzenia dzięki technice cyfrowej i układom impulsowym (nie mylić jednego z drugim!) potrafią dzisiaj znacznie więcej niż kiedyś.
Dotykowa matryca zapewnia nie tylko czytelność najrozmaitszych funkcji i informacji o odtwarzanej muzyce, pozwala też na "transformację" urządzenia poprzez całkowitą zmianę grafiki.
Rose RS520 - obsługa
Obsługa podstawowych funkcji jest możliwa przyciskami nieopodal górnej krawędzi frontu (głównie regulacja głośności oraz włączanie); nawet w tak nowoczesnym sprzęcie takie rozwiązanie zapewnia wygodę, jednak Rose zachęca, aby podziwiać i wykorzystywać możliwości wielkiego wyświetlacza. Podporządkowano mu absolutnie wszystko, nawet instrukcję obsługi, która w znacznej części składa się z pokazywanych na nim grafik i objaśnień.
Uruchomienie odtwarzania, wybór źródeł, regulacja głośności – to jest jeszcze intuicyjne, ale zgłębienie wszystkich ustawień może się okazać dużym wyzwaniem. Konstruktorzy wykazali się niesamowitą drobiazgowością, nigdzie nie odpuścili. Ustawienia czułości, filtry cyfrowe, upsamplery…są zaledwie skromnym zadatkiem potencjału urządzenia.
Rose RS520 - funkcje sieciowe
Menu propozycji dla najbardziej zaawansowanych jest bardzo długie. Wynika to z zainstalowania platformy sterującej z systemem Android, znanego ze sprzętu "smart". Podłączając Rose RS520 do sieci, wybieramy przewodowy standard LAN (tak rekomenduje producent) lub bezprzewodowe Wi-Fi – ale w tym przypadku przez dodatkową przystawkę.
Zacznijmy od funkcji podstawowych, którymi obecnie są serwisy muzyki na żądanie. RS520 obsługuje Spotify Connect, natomiast Tidal Connect nie jest dostępny (podobno firma intensywnie nad tym pracuje i być może finałem będzie aktualizacja oprogramowania). Nie znaczy to, że z serwisu Tidal nie można korzystać, gdyż są na to inne sposoby; jednym z nich jest aplikacja marki Rose, która odpowiada nie tylko za zdalne sterowanie, ale jest też odtwarzaczem muzyki.
Rose RS520 pobiera także pliki z sieci domowej (np. z serwerów NAS), sam może stać się takim serwerem (dla siebie i innych odtwarzaczy) dzięki kieszeni na opcjonalny twardy dysk (w dolnej części obudowy). Z sieciowych dodatków warto jeszcze wspomnieć o certyfikacie Roon oraz standardzie Apple AirPlay.
Rose RS520 - obsługiwane pliki
Imponująco przedstawia się lista obsługiwanych plików, niezależnie od tego, czy urządzenie ściągnie je z dalekiego Internetu czy ze znajdującego się obok dysku twardego.
Są na niej pliki PCM 32 bit/768 kHz oraz standard DSD512. Jest też dekoder MQA. Już raczej jako ciekawostkę RS520, będąc trochę komputerem, trochę ubranym w szaty audio-smartfonem, potrafi również odtworzyć materiały wideo – na własnym wyświetlaczu albo podłączonym telewizorze. Ładna mi ciekawostka…
Nawet jeżeli taka atrakcja załamie jakiegoś purystycznego audiofila, to przysporzy Rose o wiele więcej "zwykłych" klientów. Integrację ze sprzętem wideo umożliwiają dwa gniazda HDMI (w tym jedno z obsługą kanału zwrotnego eARC).
Obok wyjść głośnikowych zainstalowano sekcję z cyfrowymi gniazdami (wejścia i wyjścia) w standardach Toslink i S/PDIF. Wejście analogowe, liniowe (para RCA) jest tylko jedno. Skromnie, ale powinno wystarczyć, bo kto wszedł już w świat strumieniowy, zwykle porzuca tradycyjne urządzenia źródłowe. Dla jednego miejsce się znajdzie i może to być nawet gramofon… o ile na zewnątrz będzie preamp phono.
Ani tego problemu nie bagatelizuję, ani nie wyolbrzymiam. Szkoda, że nie zainstalowano korekcji phono w samym RS520, ma ją obecnie praktycznie każdy wzmacniacz stereo (można sprawdzić w teście tanich modeli w tym numerze AUDIO…) i amplituner AV, a nie ma takie cudo… Można sobie jednak z tym poradzić. Z kolei podłączanie do tego wejścia odtwarzacza CD jest oczywiście możliwe bezpośrednio. Tak się jednak raczej nie stanie.
Rose ma w ofercie specjalny zewnętrzny czytnik CD, który umożliwia zgrywanie płyt do RS520, oczywiście przy połączeniu cyfrowym. Jest wyjście z przedwzmacniacza, teoretycznie można do niego podłączyć końcówkę mocy… ale po zapoznaniu się z mocą z samego RS520, raczej nie będziemy robić takich planów.
Każde z trzech gniazd USB można wykorzystać jako wyjście audio (np. dla zewnętrznego przetwornika DAC, co jednak jest mało kuszące, gdyż RS520 ma świetny, zintegrowany DAC), można także podłączyć dysk twardy. Kolejne USB służy jako wejście w formule USB-DAC (np. dla komputera). Producenci nowoczesnych urządzeń, takich jak RS520, mają dzisiaj łatwiej.
Do samodzielnego wykonania pozostaje im przede wszystkim obudowa, może (fragment) zasilania i przedwzmacniacza, plus oprogramowanie całości. Zarówno moduły sieciowe z gotowymi algorytmami strumieniowymi, przetworniki C/A, jak i końcówki mocy (ze zintegrowanym zasilaniem) są powszechnie dostępne. Teoretycznie wystarczy zebrać to wszystko w całość, do czego też potrzebne są pewne umiejętności, ale nie tak poważne, jak niegdyś do zaprojektowania od podstaw całego urządzenia.
To pewien paradoks – wraz z postępującym skomplikowaniem urządzeń, ich projektowanie stało się łatwiejsze dzięki przejęciu ciężaru przygotowania całych sekcji przez odrębnych specjalistów. Z "cudzych" kompletnych końcówek mocy korzystają dzisiaj nawet takie firmy, jak Marantz.
Ani bym się nie zdziwił, a tym bardziej nie zgorszył, widząc podobne podejście u producenta takiego, jak Rose. Wręcz przeciwnie – oczekiwałbym tu pewnej pokory i uznania, że w pewnych sprawach inni są od niego lepsi, i jeżeli tylko można się z nimi dogadać, to na pewno warto… Byłem więc zaskoczony i niepewny ostatecznego rezultatu, gdy się dowiedziałem, że Rose samodzielnie opracowało impulsowe końcówki mocy.
Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko. I wciąż nie jestem pewien – dlaczego, chociaż już wiem, że się udało. I nie jest to tylko subiektywne wrażenie ani branie na wiarę zapowiedzi producenta, lecz twarde fakty ustalone w naszym Laboratorium.
HiFi Rose przygotowało własne końcówki mocy, nadając im nazwę "Class AD". Już marketingowo bardzo zręcznie… Klasa A dobrze się kojarzy, ale kryje się tutaj typowy układ impulsowy (w klasie D), wyróżniający się rodzajem zastosowanych tranzystorów – GaN (z azotkiem galu zastępującym krzem). To stosunkowo nowa koncepcja, której najważniejsze zalety polegają na "szybkości" takich tranzystorów, co wydaje się korzystne zwłaszcza w pracy z wysokimi częstotliwościami.
Kluczowym problemem klasy D pozostaje wpływ filtrów wyjściowych. W tej sprawie inni specjaliści od klasy D zabierają głos i ogłaszają stosowanie wyrafinowanych układów kompensacyjnych; Rose na ten temat milczy, ale wyniki są dobre – być może miała na to wpływ właśnie klasa AD. Cyfrowe centrum urządzenia tworzą dwa wydajne procesory ARM (technika stosowana powszechnie w smartfonach i komputerach).
W sekcji przetworników C/A producent sięgnął po ESS Technology ES9038PRO; jego parametry są imponujące, w ramach sygnałów PCM obsługuje 32 bit/768 kHz, a dla DSD topowy wariant DSD512. Teoretyczna dynamika jest fantastyczna – aż 140 dB. Nie uda się jej w pełni wykorzystać, wąskim gardłem będą końcówki mocy, ale taki zapas na pewno nie zaszkodzi.
W sekcji analogowej Rose idzie w ślady Marantza i jego słynnych modułów HDAM; Koreańczycy stworzyli coś podobnego, własne "kostki" oparte na elementach dyskretnych z pięknymi miniobudowami.
Rose RS520 - odsłuch
Rose RS520 oddaje do dyspozycji bogaty zestaw opcji w ramach cyfrowej obróbki sygnału. Przesłuchanie wszystkich wariantów, wychwycenie i opisanie różnic byłoby zadaniem zbyt czasochłonnym i zbyt obszernym w relacji, tym bardziej że idąc tym tropem, wypadałoby jeszcze sprawdzić różne systemy sieciowe oraz wybrane wejścia kablowe…
Uznajmy, że celem recenzji jest ustalenie zasadniczych cech brzmienia w najważniejszej opcji, za jaką można tutaj uznać pracę w sieci, a więc w trybie "samowystarczalności" RS520 (oczywiście wraz z podłączonymi głośnikami). Egzemplarz, który dotarł do testu, był już używany (testowany?), więc zacząłem od powrotu do konfiguracji fabrycznej.
To dźwięk bezpośredni, przejrzysty, detaliczny. Z takimi przymiotami można go wciąż uznać za neutralny, tyle że w odmianie bardziej "technicznej", z naciskiem na rozdzielczość, rysunek, rozplanowanie, niż barwę, nasycenie i plastyczność. RS520 jest przygotowany bardziej na to, aby wyciągnąć ze źródeł (a więc i plików) wszystkie informacje, a mniej na to, by je podrasować i retuszować.
Często nie tylko akceptujemy, ale nawet chwalimy urządzenia sieciowe za łagodność i wstrzemięźliwość w wyciąganiu brudów, co przy bardzo różnej jakości materiału źródłowego może mieć duże i pozytywne znaczenie, pozwalając słuchać "wszystkiego". To nie ten przypadek, ale coś za coś.
Sam producent obiecuje dźwięk szybki i zwarty, a nie delikatny i klimatyczny. Chwilami, nawet dłuższymi, dyktowanymi przez niektóre nagrania, bywa wręcz ostry i jaskrawy. I bardzo dobrze! Czemu mielibyśmy tego nie usłyszeć, skoro tak coś zostało zarejestrowane? Przecież od tego nie ogłuchniemy?
Aha, jest wtedy mniej przyjemnie, niż wtedy gdy udaje się takie problemy zmiękczyć, zaokrąglić, wygładzić… Ale zawsze oznacza to obiektywne straty w precyzji, mniej wrażeń przy odsłuchu dobrych realizacji, a także, co najciekawsze, chociaż może kontrowersyjne… słuchając przez Rose RS520 nawet gorszych nagrań, wcale się nie męczyłem – zwłaszcza starsze, akustyczne brzmiały naturalistycznie, co wyrażało się w "prawdziwej" szorstkości niektórych instrumentów, jak też chropowatości niedoskonałej techniki.
Wszystko mogło być ciekawe i emocjonujące. Rose RS520 pokazuje nie tylko detale rozumiane jako wysokotonowe drobiazgi, nie tylko kontury przypisywane w recenzjach niskim częstotliwościom. Konkret i wyrazistość rozciąga się na całe pasmo.
Naturalność głosów zazwyczaj kojarzymy z soczystością i plastycznością, jednak równie dobrze – chociaż zupełnie inaczej – może się ona przejawiać ekspresyjną artykulacją, nawet twardością. W ten sposób RS520 przybliża do nas nie tylko wokalistów, ale też wszystkie instrumenty, które powinny się znaleźć na pierwszym planie.
Dzięki temu usłyszymy albo sterylność, albo symulowaną "analogowość" nowoczesnego studia i technik masteringowych. W takim kontekście trzeba stwierdzić, że wysokie tony wcale nie są wyeksponowane, nie prowadzą do rozjaśnienia, w każdym razie nie one same są odpowiedzialne za ofensywność i kontrasty.
Jeżeli dotychczasowe wyjaśnienia nie dla wszystkich były czystej wody zachętą, to szalę mogą przechylić niskie częstotliwości. Ich dynamika robi tylko pozytywne wrażenie. Ale tylko wtedy, gdy jest na to pora. Bas się nie ścieli bez powodu za grubo i za długo, natomiast uderzenia mogą być piorunujące, szybkie lub potężne, albo jedno i drugie. Doczekamy się też bardzo niskich zejść, swobody, ale i popisów kontroli.
Bas jak z poważnego, dużego wzmacniacza. Chociaż… nie przesadzajmy, że jest to zaskakujące – wiedzieliśmy przecież, że mamy do czynienia z klasą D. Jak taka dynamika i bezwzględność (w całym pasmie) objawi się przy podłączeniu gramofonu? Czy będzie więcej płynności, odrobina miękkości?
Przypomnijmy, że niezbędny jest do tego zewnętrzny przedwzmacniacz; Rose RS520 nie ma układu phono. Okazuje się to, co zupełnie logiczne, że z jednej strony RS520 wciąż wywiera "dopingujący" wpływ na dźwięk, jednak ogromne znaczenie ma nie tylko gramofon, ale i całe analogowe "zaplecze" (wkładka, phono- -stage). Rezultaty będą więc różne, chociaż zawsze z sygnaturą RS520.