Na nowe, domowe wzmacniacze, musieliśmy i tak trochę poczekać. Coś się jednak ruszyło, pewnie firma uporała się już z najważniejszymi działaniami restrukturyzacyjnymi i przechodzi do "normalnej" aktywności.
Ciężki, mocny, utalentowany - nowy Mark Levinson No585 najwyraźniej ma ambicje zajęcia pozycji "referencji" w kategorii wzmacniaczy zintegrowanych. Spodziewano się go od dawna, ponieważ już prawie dziesięć lat temu wycofano No383.
Z drugiej strony, integry nie są tym, z czym amerykański high-end - w tym oferta Levinsona - kojarzy się najbardziej. W wyobraźni albo w salonach ze sprzętem widzimy raczej potężne końcówki mocy i towarzyszące im przedwzmacniacze, mające z definicji - ze względu na taki właśnie podział - demonstrować bezkompromisowe podejście do amplifikacji.
To temat wałkowany wielokrotnie, ale nabierający nowych rumieńców. Wraz ze wzrostem znaczenia plików i DAC-ów, a także nową generacją użytkowników, dawne schematy systemów audio, nawet tych najdroższych, a także dawne formy poszczególnych urządzeń powoli tracą na znaczeniu; nie ma już jedynej, obowiązującej formuły idealnego systemu audio. Ale powoli...
Ogłaszanie rewolucji, która wszystko postawi na głowie, czy nawet definitywnych zmian na jakimkolwiek "odcinku frontu", byłoby pochopne. Nowoczesne funkcje generują nowe kategorie urządzeń (np. odtwarzacze plików), ale nie muszą się kłócić z dotychczasowymi kategoriami - muszą je tylko (i aż) modyfikować. Czy na pewno muszą...?
Musi to na Rusi, a w high-endzie - jak kto chce. High-end rządzi się swoimi prawami i w zasadzie nie dotyczą go żadne prawa - tutaj wszystko jest możliwe, zależy od wizji producenta, a czy ma sens, to zależy od indywidualnych potrzeb zamożnego klienta i umiejętności dotarcia do niego.
Zresztą, te potrzeby wcale nie są trwałe jak skała... Występuje tutaj sprzężenie zwrotne. Piękne, referencyjne urządzenia renomowanych marek kształtują naszą percepcję i nasze gusta; sugerują, co jest wciąż (lub od teraz) ważne, a co nieważne.
Kilka lat temu Mark Levinson wprowadził do oferty referencyjne monobloki No53, a całkiem niedawno, bodajże rok temu, ekstremalny przedwzmacniacz (sam w sobie dwuczęściowy) - No52; nie tylko najlepszy, jaki firma stworzyła w całej swojej historii, ale prawdopodobnie "naj, naj", w skali absolutnej (w takim zdaniu poprawność polityczna zawsze każe dodać: "prawdopodobnie").
Przedwzmacniacz No52 kosztujący dwa i pół raza tyle co integra No585, wprowadzony do sprzedaży raptem rok wcześniej, i najpewniej obstawiony w referencyjnej roli na co najmniej najbliższą dekadę, w ogóle nie ma sekcji DAC, nie mówiąc o opcji bezpośredniego odtwarzania plików... Wstyd czy duma? Zdziwienie czy pełne zrozumienie? Otóż to - co kto lubi, a wszystkim nie dogodzisz.
W firmowej koncepcji referencyjnego przedwzmacniacza, projektowanego przecież już w czasach USB DAC-ów, trzymano się dawnej zasady odseparowania poszczególnych funkcji systemu. Ta zasada ma swoje racjonalne podstawy.
Rozdzielenie końcówki mocy oraz przedwzmacniacza ma przecież swój techniczny sens i podobne są argumenty za niedopuszczeniem do zintegrowania analogowych układów przedwzmacniacza z układami cyfrowymi DAC-a. Jeżeli więc przedwzmacniacz ma być aaabsolutnie bezkompromisowy pod względem brzmieniowym, nie może być doposażony w DAC-a; czy przez to staje się mniej doskonały pod względem funkcjonalnym?
Odpowiem innym pytaniem: A czy końcówka mocy jest mniej doskonała, gdy nie ma sekcji przedwzmacniacza? No przecież... taka jest idea, aby jej nie miała! Jeżeli więc ktoś chce zbudować topowy, bezkompromisowy i nowoczesny system z klocków Levinsona, powinien wziąć monobloki No53, przedwzmacniacz No52 i... tutaj jest mały problem...
Obecnie Levinson nie ma w ofercie żadnego oddzielnego DAC-a, więc trzeba załatwić tę sprawę w inny sposób i dorzucić do Levinsonowej amplifikacji urządzenie innego producenta. Tego problemu nie będzie miał już jednak właściciel wzmacniacza zintegrowanego No585.
Jak integrować, to integrować. Skoro zostawiamy na boku ideał i wytworność wzmacniacza dzielonego - jeśli już łączymy w jednej obudowie przedwzmacniacz i końcówki mocy - to nie ma sensu rezygnować z dodawania DAC-a.
To właśnie jest mądra konsekwencja - nie polega ona na pryncypialnym stosowaniu jakiegoś konkretnego rozwiązania, bez względu na okoliczności (to byłby głupi upór), ale na stosowaniu rozwiązań adekwatnych do okoliczności.
Dla większości użytkowników wzmacniacza zintegrowanego, zwłaszcza kupowanego dzisiaj za kilka czy kilkadziesiąt tysięcy złotych, wejście cyfrowe, czyli przetwornik C/A wewnątrz, będzie jednoznaczną zaletą, a nie wyrazem jakiegokolwiek kompromisu. Prawdę mówiąc, trudno byłoby nie skrytykować nowego projektu high-endowej integry, gdyby nie miała DAC-a.
Kiedy rok temu dowiedziałem się, że Levinson "zwodował" referencyjny przedwzmacniacz No52, który nie ma sekcji cyfrowej, byłem na początku zdegustowany. Jak już jednak wyjaśniłem, da się to zrozumieć, zaakceptować, a nawet docenić.
Gdyby jednak Mark Levinson No585 był podobnie "niedoposażony", to nawet po dłuższym namyśle trudno byłoby się z tym pogodzić - tym bardziej, że obecnie w ofercie Levinsona nie ma żadnych oddzielnych przetworników DAC ani nawet odtwarzacza CD, który miałby wejścia cyfrowe (i mógł służyć w roli DAC-a).
Mark Levinson No585 jest więc dokładnie tym, czym być powinien, zwłaszcza w kontekście dość ograniczonego wyboru urządzeń w aktualnym katalogu Levinsona. Firma zawsze trzymała się ścisłego high-endu, lecz nawet w takim profilu jest miejsce na większą aktywność. Tymczasem w ciągu ostatnich dziesięciu lat opracowano tylko kilka nowych konstrukcji.
Poza wspomnianymi No53, No52 i No585 jest jeszcze rodzina końcówek mocy No53x (monofoniczna 531, stereofoniczna 532, trzykanałowa 533 i pięciokanałowa 535) oraz dość leciwy już przedwzmacniacz No326S, który przez dłuższy czas był jedynym preampem Levinsona, ale pełni ważną rolę również teraz - kosztuje przecież wielokrotnie mniej niż No52, dlatego jest bardziej odpowiednim partnerem dla końcówek rodziny No53x, mimo że ani numerem, ani wyglądem specjalnie do nich nie pasuje.
Oferta Levinsona nie jest zatem kompletna, więc kolejnym, najbardziej potrzebnym urządzeniem jest nowy, relatywnie niedrogi (w porównaniu z No52) przedwzmacniacz, pasujący do końcówek No53x, który jednak będzie wyposażony w DAC; chyba że równocześnie powstanie oddzielny DAC.
Integra No585 przekonuje przecież, że Levinson może podołać takiemu zadaniu - wystarczy "wyjąć" z niej końcówki mocy, a pozostanie właśnie przedwzmacniacz z przetwornikiem C/A.
Swoją drogą, wzmacniacza Mark Levinson No585 można użyć i w takiej roli, podłączając do niego np. dwukanałowy No522, który nominalnie ma ok. 50% większą moc (2 x 300 W/8 Ω vs 2 x 200 W/8 Ω z No585), budując również konfigurację bi-amping.
Ale chyba większość posiadaczy No585 zadowoli się tą mocą, którą dostaje wraz z nim, i będzie ona przy niższych impedancjach znacznie przekraczać katalogowe 2 x 200 W przy 8 Ω.
Pilot zdalnego sterowania nie wygląda luksusowo, ale ostatecznie mieści się w industrialnym stylu Levinsona; jest ciężki i w całości metalowy.
Można skupić uwagę na rozwiniętej funkcjonalności przedwzmacniacza oraz przetwornika i widzieć w No585 nowoczesną "centralę", której dodano parę końcówek mocy. Można też poczuć, że mamy do czynienia z potężnym "piecem", do którego podłączanie jeszcze mocniejszych końcówek mocy to już aberracja.
Można sobie planować różne wykorzystanie No585, ale kiedy osobiście spotkamy na swojej drodze No585, raczej zmienimy plany lub odłożymy je na nieokreśloną przyszłość... Ja też musiałem zmienić, chociaż niewiele mogłem odłożyć w czasie.
Mark Levinson No585 - budowa
Mark Levinson No585 został dostarczony bezpośrednio przez Harmana do naszego wydawnictwa, skąd miałem go zabrać do domu, a potem oddać koledze wykonującemu zdjęcia i pomiary. Wyobrażałem sobie, że będziemy dźwigać dużą i ciężką, ale mimo wszystko "jednoosobową" paczkę.
Zobaczyłem jednak na palecie olbrzymi karton, którego nawet bez palety nie można było zmieścić w bagażniku samochodu osobowego, a na tylne siedzenie udało się go wepchnąć dopiero po wyjęciu z zewnętrznego kartonu - Levinsona używa zwyczajowo podwójnego opakowania.
Do wszelkich manewrów potrzebne będą dwie osoby, jako że razem z opakowaniem ten kloc waży ok. 40 kg, a netto - 34 kg. To chyba wystarczy jako rekomendacja, adresowana do wszystkich tych, którzy oceniają jakość - zwłaszcza wzmacniacza - przez pryzmat jego masy.
Czy podzielam pogląd, że bardzo dobry wzmacniacz musi być potwornie ciężki? To znowu zależy... High-endowy wzmacniacz lampowy - na pewno tak; wzmacniacz w klasie A - podobnie; ale wzmacniacz w klasie D - już niekoniecznie (ujmując rzecz w największym skrócie).
Mark Levinson przynależy do klasy AB, dba o bardzo dużą wydajność prądową, czyli osiąganie wysokiej mocy przy niskich impedancjach, a w takiej sytuacji transformator konwencjonalnego zasilacza liniowego musi być "po byku".
Radiatory też ważą swoje, a pewnie jeszcze więcej obudowa, która musi być solidną konstrukcją nośną, odporną na wibracje, a jej struktura wewnętrzna ma izolować i ekranować poszczególne sekcje. Wracamy do problemu integracji - firma, która jako wzorcowe przedstawia wzmacniacze dzielone, "zdezintegrowane", powinna dołożyć szczególnych starań, aby integracja zapewniła jak najmniejsze skutki uboczne.
Zaprojektowanie tak skomplikowanego urządzenia, zoptymalizowanie pozycji poszczególnych układów, sprawdzenie, jak wszystko działa w praktyce, a nie tylko "na papierze", to z pewnością praca dla sztabu ludzi.
Z tegoż punktu widzenia właśnie wzmacniacz zintegrowany, wyposażony w DAC - o ile ma być urządzeniem z najwyższej półki - jest wyzwaniem nie mniejszym, niż znacznie droższy, referencyjny, ale "tylko" przedwzmacniacz, a tym bardziej znacznie większe, ale układowo o wiele prostsze końcówki mocy.
Mark Levinson No585 - wzornictwo
Wygląd wzmacniacza Mark Levinson No585 nie zaskakuje, chociaż nie jest oczywisty - urządzenie to nie wpisuje się dokładnie w żaden wcześniejszy projekt plastyczny, chociaż ma trochę wspólnego z końcówkami mocy No53x.
Podejrzewam, że dopiero wyznacza pewien wzór, który w przyszłości wykorzysta się do kolejnych projektów. Na styczniowym CES pokazano monofoniczną końcówkę No536 (dwa razy mocniejsza od No531), a według zapowiedzi szefa konstruktorów, Todda Eichenbauma (wcześniej wiele lat pracował dla Krella), w przygotowaniu jest wiele kolejnych urządzeń.
W Levinsonie w przeszłości niespecjalnie przejmowano się tym, aby przedwzmacniacze i odtwarzacze CD idealnie pasowały (wizualnie) do końcówek - wychodząc skądinąd ze słusznego założenia, że nikt nie będzie stawiał tych delikatniejszych urządzeń wprost na potężnych "piecach".
Utrzymywane są jednak charakterystyczne cechy firmowego stylu i gdy patrzymy na No585, nietrudno jest odgadnąć, skąd to urządzenie pochodzi, nawet gdyby nie było ozdobione znanym logo. Urządzenia Levinsona miewają facjaty w całości czarne, ale częściej łączą czerń (szczotkowane aluminium) z elementami jasnoszarymi (satynowe, oksydowane aluminium) - tak właśnie jest w przypadku No585.
Dość złożone podziały przedniej ścianki jakby odwoływały się do skomplikowanej natury urządzenia, ale liczba manipulatorów jest umiarkowana. Dlatego też projektu plastycznego i związanego z nim układu funkcjonalnego nie nazwałbym minimalistycznym, lecz racjonalnym i ergonomicznym (przynajmniej na pierwszy rzut oka).
Nie napinano się ani na czyszczenie frontu do gołego, ani nie epatowano gąszczem przycisków, niczego też nie ukrywano pod żadną klapką. Ale jedna rzecz budzi od razu moją wątpliwość - dlaczego nie ma wyjścia słuchawkowego?
Rozumiem, że nie wszyscy korzystają ze słuchawek, i prawdę mówiąc, sam ich nie używam, ale widzę sytuację na rynku - zapanował słuchawkowy szał, w którym zresztą koncern Harmana uczestniczy, generując wiele słuchawek pod szyldami AKG, Harmana/Kardona czy nawet JBL-a.
Chcąc posłuchać ich w domu, trzeba będzie zaopatrzyć się w odrębny wzmacniacz słuchawkowy... Bardzo godne rozwiązanie, ale 6,3-mm gniazdko na froncie No585 chyba by go nie zeszpeciło, ani nie było ujmą na honorze referencyjnej integry, zaś dodatkowy układzik wewnątrz, nie zrujnowałby jej budżetu...
Od razu dokończmy listę braków - nie ma też przedwzmacniacza gramofonowego, lecz to już bardziej zrozumiałe, bo można założyć, że potencjalny właściciel takiego wzmacniacza (o ile w ogóle będzie miał gramofon) przyłoży do jego jakości na tyle dużą wagę, że z przyjemnością zaopatrzy się w wysokiej klasy "phono-stage".
To już większy budżet, a zarazem mniej oczywista sytuacja - renesans czarnej płyty nie oznacza, że gramofonów sprzedaje się tyle, ile słuchawek...
Mark Levinson No585 - wejścia / wyjścia, zasilanie
Mark Levinson No585 to integra z wejściami analogowymi liniowymi i cyfrowymi. W sekcji analogowej mamy do dyspozycji trzy pary RCA i jedną XLR - a więc bez niepotrzebnej już dzisiaj (a w praktyce i wczoraj) rozrzutności.
W ogóle na tylnej ściance, nawet przy szerokiej palecie wejść cyfrowych, nie ma tłoku i rozpasania. Jest tylko jedna para wyjść analogowych (RCA), którą można jednak skonfigurować (w menu, które jest kluczem do pełnej funkcjonalności No585) na kilka sposobów - sygnał może mieć stały poziom (jak do nagrywania), regulowany (jak do zewnętrznej końcówki mocy), może być też jednocześnie regulowany i filtrowany dolnoprzepustowo przy 80 Hz - jak łatwo się domyślić, dla dostarczenia sygnału do subwoofera (subwooferów).
Z kolei każde z wejść (analogowych) można ustawić w roli wejścia bezpośrednio na końcówkę mocy, co pozwala zintegrować No585 z systemami wielokanałowymi, w charakterze wzmacniacza kanałów głównych (lewego i prawego).
Dla przypomnienia: gdy odpalamy "kino", ustawiamy jako aktywne właśnie to wejście i dostarczamy do niego sygnał z procesora/amplitunera z wyjść niskopoziomowych kanałów lewego i prawego, podczas gdy sygnał z wyjść pozostałych kanałów może popłynąć do "podrzędnych" wzmacniaczy/ zostać wzmocniony we własnych końcówkach amplitunera.
Gdy słuchamy stereo i korzystamy z innych źródeł stereofonicznych, mamy je podpięte bezpośrednio do pozostałych wejść No585, a procesor wielokanałowy w ogóle nie uczestniczy w zabawie.
Wyjścia głośnikowe pojawiają się w jednym komplecie bardzo charakterystycznych dla Levinsona zacisków - zakrętki wcale nie są w całości metalowe (oczywiście metalowe są pierścienie zaciskające kable, a raczej ich widełkowe końcówki), lecz plastikowe, i mają bardzo duże skrzydełka pozwalające na mocne dokręcenie, nawet przy użyciu umiarkowanej siły.
A co z bi-wiringiem? Skoro już sobie przypominamy pewne rzeczy... Kto będzie chciał, ten sobie podwójne okablowanie wykona, i wcale nie mniej wygodnie, niż przy użyciu podwójnych zacisków głośnikowych, o których często mówi się, że "ułatwiają bi-wiring" albo wręcz go "umożliwiają".
Po pierwsze, do działania "instalacji elektrycznej" w sposób gwarantujący transmisję sygnału podzielonego na określone zakresy częstotliwości, zgodne z działaniem zwrotnicy w zespole głośnikowym, konieczne jest tylko podwójne gniazdo i separacja obwodów w samej kolumnie.
W takiej sytuacji, przy zastosowaniu podwójnego okablowania (i oczywiście po zdjęciu zwor) w dwóch parach kabli popłyną różne prądy, nawet jeżeli będą podłączone do jednego źródła napięcia (jednej pary zacisków).
Dwie pary zacisków we wzmacniaczu niczego nie zmieniają od strony elektrycznej - jest na nich dokładnie takie samo napięcie (pełne pasmo). Po drugie, przy tak dużych i szeroko rozstawionych zaciskach, jakie mamy w Levinsonie, podłączenie dwóch par kabli nie będzie problemem. Potrzecie... Dajmy sobie już dwóch spokój z tym bi-wiringiem.
Wejścia cyfrowe dostajemy w pełnym wyborze, właściwym dla nowoczesnych DAC-ów. Przede wszystkim asynchroniczne USB typu B do połączenia z komputerem, AES/EBU do high-endowych źródeł cyfrowych, dwa S/PDF (elektryczny koaksjal) do innych poważnych źródeł cyfrowych i na dodatek dwa Toslink (optyczne) do źródeł podrzędnych...
No właśnie, skoro w sekcji cyfrowej Marka Levinsona No585 jest tak wszechstronny i nie wybrzydza, mogąc przyjąć sygnał nawet lekceważonym "optykiem", to powtórzę moją skargę - dlaczego nie ma jakiegokolwiek wyjścia słuchawkowego...?
Drugie wejście USB (typu A) służy tylko do aktualizacji oprogramowania (z pamięci fleszowej), podobnie jak wejście Ethernet. No585 nie ma odtwarzacza plików, ale nie narzekajmy, skoro wejście USB, uzbrojone w procesor C-Media, pozwala na dostarczenie sygnału PCM aż do 32 bitów/192 kHz, a także sygnału DSD 64 i 128fs. Przetwornik to 32-bitowy ESS Sabre, połączony ze zbalansowanym stopniem prądowo-napięciowym.
Filtry cyfrowe są regulowane - przy sygnałach PCM możemy wybierać między "Sharp" (konwencjonalny filtr o dużym nachyleniu i, niestety, dużych oscylacjach przed i za impulsem), "Slow" (najmniejsze oscylacje, ale i najsłabsze tłumienie w pasmie zaporowym), wreszcie "Minimum Phase" (z przyzwoitym tłumieniem, bez oscylacji przed, ale z największymi oscylacjami za impulsem). Dla sygnałów DSD możemy zadeklarować różne częstotliwości filtrowania - 47 kHz, 50 kHz, 60 kHz lub 70 kHz.
Poziom sygnału (głośność) jest regulowana za pomocą 15-bitowej drabinki rezystorowej, sterującej niskoszumnymi analogowymi przełącznikami. Końcówka mocy ma tor w pełni zbalansowany, w każdym kanale pracuje dwanaście tranzystorów.
Zasilanie opiera się na jednym, wielkim transformatorze (900 VA), który obsługuje wiele linii zasilających. Poprzednik, No383, miał dwa transformatory i w związku z tym pełne "dual-mono". Nie róbmy jednak z takiego rozwiązania fetysza - kluczowa jest moc transformatora, dlatego też No585 jest znacznie wyższy niż No383, jego trafo jest znacznie większe.
Mały zasilaczyk utrzymuje wzmacniacz w pogotowiu w trybie stand-by, znacznie większy działa na rzecz sekcji cyfrowej i jednocześnie obwodów sterujących, natomiast aż osiem zasilaczy (po cztery na kanał) jest podłączonych do układów analogowych.
Wnętrze jest bardzo "czyste", połączeń kablami jest niewiele, ale nie widać też wielu układów, które schowano głębiej. Przedwzmacniacz analogowy i układy cyfrowe umieszczono tuż przy tylnej ściance, przy odpowiednich gniazdach, na dwóch piętrach - analogowa znajduje się na górze (można więc zobaczyć drabinkę sterującą głośnością), a cyfrowa pod nią (i nie zobaczymy jej w ogóle).
Transformator przesunięto do przedniej ścianki, pomiędzy nim a przedwzmacniaczem/ przetwornikiem było jeszcze dość miejsca na zasilacze, chociaż nie widać w nich dużych pojemności - rozmieniono je na drobne i umieszczono w pobliżu zasilanych układów aby zapewnić jak najszybsze "dostawy prądu".
Końcówki mocy rozłożono po bokach, nieco z tyłu - wzmacniacz jest dobrze wyważony i tylko trochę ciąży do przodu. Widać sporo wolnego miejsca, więc na upartego można by te układy upakować w obudowie o 20-30% mniejszej, ale wcale nie musiałoby to wyjść na zdrowie parametrom i brzmieniu.
Mark Levinson No585 - przednia ścianka - c.d.
Wróćmy jeszcze do przedniej ścianki. Dwa główne pokrętła spełniają spodziewane, klasyczne role - jedno (lewe) to selektor wszystkich wejść (zarówno analogowych, jak i cyfrowych), prawe jest regulatorem głośności.
Centralnie umieszczony przycisk wybudza ze stand-by (główny włącznik sieciowy znajduje się z tyłu), natomiast sześć przycisków w jednym rządku, pod wyświetlaczem, wprowadza w specyfikę Levinsona.
Nie dla każdego będzie idealny wybór funkcji znajdujących się na froncie, do których mamy dostęp na pilocie, czy wreszcie tych, które są zakopane w menu - ale nie ma co robić z tego problemu. Wydawałoby się, że wraz z obrotowym selektorem wejść, sześć przycisków wyczerpuje temat obsługi wzmacniacza zintegrowanego, ale nie w przypadku Levinsona - i nie jest to żadną nowością.
Już dwadzieścia lat temu, w ówczesnych przedwzmacniaczach i odtwarzaczach CD (nazywanych przez Levinsona "procesorami cyfrowymi"), mieliśmy "menu". Oczywiście nie pojawi się tutaj tyle funkcji, ile w amplitunerze AV, ale jest się czym pobawić, przynajmniej przy początkowej konfiguracji.
Czułość poszczególnych wejść - zarówno analogowych, jak i cyfrowych - może być zmieniona (wedle uznania użytkownika, ale w intencji wyrównania poziomu głośności pomiędzy różnymi źródłami), wejściom można zmieniać nazwy, można ustalić minimalny i maksymalny poziom głośności, w tym także poziom głośności dla funkcji mute. Nie należy lekceważyć takich "bajerów", bo to naprawdę użyteczne funkcje.
Jak już wspominałem, poziom na wyjściu może być stały, regulowany i ewentualnie filtrowany przy 80 Hz. Wreszcie mamy dostęp do ustawień filtrów cyfrowych (opisanych już wcześniej).
Bezpośrednio z frontu możemy zmieniać jasność wyświetlacza, który również jest typowy dla Levinsona - i chwała mu za to. Uwielbiam tę czerwoną matrycę. Może to sentyment i wspomnień czar - sam kiedyś miałem Levinsona... I widząc takie urządzenie, jak No585, znowu chciałbym je mieć. Bez odsłuchu? Pardon...