Orton to ten droższy, ale jednocześnie... mocowo słabszy z dwóch wzmacniaczy zintegrowanych.
Dzisiaj mamy do czynienia już z jego czwartą wersją, która pojawiła się w roku 2014, na 20. urodziny firmy. Obudowa, chociaż bez fajerwerków, wygląda bardzo dobrze. Niemal w całości została wykonana z aluminiowych profili, front jest gruby i wraz z lustrzaną powierzchnią środkowej części określa własny charakter urządzenia.
Po obydwu stronach pokrętła głośności umieszczono wskaźniki źródeł (w sumie od 1 do 6), których przełączanie zapewniają dwa przyciski; trzeci pełni rolę włącznika zasilania.
Pokrętło pracuje w typowy, "analogowy" sposób, a Sonnenteer Orton sprawia wrażenie konstrukcji raczej prostej, bez ukrytych dodatków i zawiłych ustawień, chociaż po wzięciu pilota do ręki pojawiają się niespodzianki. Jedna z nich dotyczy wskaźnika czułości; ustawienie "High" jest sygnalizowane zapaleniem się niewielkiej diody.
Producent podkreśla, że Sonneteer Orton jest konstrukcją dual-mono, czego śladem jest sposób rozplanowania elementów na tylnej ściance. Pojedyncze terminale głośnikowe umieszczono po dwóch stronach, osadzając pomiędzy nimi gniazda wejść (sześć) i wyjść (dwa) RCA. Jedno wyjście ma stały, a drugie regulowany poziom sygnału. Dla systemów multiroom przygotowano sensor podczerwieni.
Czytaj również: Co to znaczy trudne obciążenie? Co to jest wzmacniacz wydajny prądowo? Co to znaczy, że wzmacniacz 'nie napędzi' kolumn?
Niewielka dioda obok pokrętła wzmocnienia informuje o wybranym trybie czułości (niskiej lub wysokiej).
Wzmacniacz wyposażono w typowy system zabezpieczeń, zadaniem którego jest odłączenie kolumn głośnikowych. Tak się stanie, gdy układy wykryją obecność sygnałów ze składową stałą na wejściu w przypadku zwarcia (zaciski głośnikowe) lub przesterowania wejść (zbyt wysoki poziom ze źródła).
Zasilacz przygotowano ze specjalną starannością, separując poszczególne bloki i przygotowując trzy niezależne stopnie; dwa z nich (oczywiście identyczne) oddelegowano do kanałów wzmocnienia, trzeci stopień służy obwodom cyfrowych systemów sterujących.
Zadanie 8-bitowego mikroprocesora, zarządzającego wszystkim, polega między innymi na obsłudze sygnałów zdalnego sterowania, a także selekcji i regulacji czułości wejść. Konstrukcja wnętrza opiera się na trzech dużych płytkach drukowanych - jedna z nich, przykręcona do przedniej ścianki, zawiera elektronikę sterującą.
Po dwóch stronach umieszczono transformatory toroidalne; pozostałe elementy zasilacza, w tym prostowniki oraz kondensatory filtrujące, zajmują drugą z płytek, na której również obowiązuje podział na obwody lewego i prawego kanału. Całość elektroniki dla sygnałów audio jest już umieszczona na dużej, szerokiej płytce wypełniającej niemal połowę obudowy.
Czytaj również: Co oznacza Single-Ended?
Sygnał pobierany z wejść RCA trafia do wysokiej jakości przekaźników. W pobliżu widać także regulator wzmocnienia, w tej roli potencjometr z silniczkiem połączony z pokrętłem na przedniej ściance za pomocą długiego trzpienia.
Układy wyjściowe są ulokowane symetrycznie po dwóch stronach głównej płytki. Wzmacniacz nie ma typowego radiatora - to zadanie pełni właściwie cała obudowa; tranzystory mocy przytwierdzono bowiem do metalowych profili pod płytką drukowaną, a te z kolei do dolnej płyty chassis.
Obudowa nagrzewa się równomiernie, ale nie staje się gorąca nawet po dłuższym słuchaniu z wysokimi poziomami głośności. W górnej płycie nie ma też żadnych otworów wentylacyjnych, co było możliwe ze względu na relatywnie niską moc Ortona. Na każdy z kanałów przypada jedna para tranzystorów mocy.
Specyfika małoseryjnej produkcji pozwoliła firmie Sonneteer na zaoferowanie wyjątkowej usługi, polegającej na wykonywaniu (na zamówienie) specjalnych wersji urządzenia w niemal dowolnie wybranym kolorze.
Oprócz standardowej czerni i srebra, producent proponuje czerwień, ale na tym paleta się nie kończy; wybraną barwę będą miały nie tylko elementy samego wzmacniacza, ale także (metalowy) nadajnik zdalnego sterowania.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Odsłuch
Średnie tony są często stawiane na piedestale, uważane za najważniejsze - leżą przecież, z definicji, w centrum pasma akustycznego. Tutaj ucho ludzkie ma największą czułość, instrumenty akustyczne największą energię, muzyka najwięcej treści itp. itd. Jak z każdym poglądem, można i z tym dyskutować, zwłaszcza gdy jest zbyt jednostronny i ma oznaczać zmarginalizowanie znaczenia skrajów pasma...
Nie o to walczyły całe pokolenia inżynierów, lecz o to, abyśmy mogli ze sprzętu Hi-fi słyszeć całe pasmo akustyczne. Można jednak te racje wyważyć, zresztą wbrew pozorom nie ma dzisiaj takich wzmacniaczy, które miałyby poważny problem z niskimi i wysokimi tonami, chodzi o rozłożenie akcentów, a czasami o dzielenie włosa na czworo i wyolbrzymianie naprawdę tonalnych niuansów.
Jeżeli jednak pozostajemy w audiofilskim nurcie takiego postrzegania i opisu, to Sonneteer z pewnością nadaje się na wzorzec wzmacniacza stworzonego dla zwolenników prymatu średnicy.
Ale nie tylko - czy to dzięki takiej sytuacji na "froncie tonalnym" czy też innym, głębiej ukrytym cechom, Sonneteer gra w sposób naprawdę przekonujący, często urzekający, czasami wręcz magiczny. Efekty bywają spektakularne, i chociaż odległe od neutralności, to niezwykle bogate w treści, różnorodne, soczyste i barwne.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono? Jakie są jej wady i zalety?
Sonneteer opracował średnicę w sposób specjalny i charyzmatyczny, idąc zdecydowanie w kierunku "analogu", z czym chyba zgodzi się każdy, niezależnie od tego, do jakiego stopnia taki styl spełni oczekiwania.
Radziłbym jednak w tym wyjątkowym przypadku nie skupiać się na wcześniejszych oczekiwaniach, zostawić je na boku, na inną okazję, i posłuchać Sonneteera "na luzie", pozwolić mu dotrzeć do nas ze swoimi argumentami, a nie żądać odpowiedzi na nasze warunki. Rezultaty mogą być zgoła niespodziewane.
Co do faktów, które można tutaj przedstawić: barwa jest nieco oleista, dźwięki trochę zmiękczone, ale dobrze różnicowane i wyodrębniane; analityczność jest średnia w skali bezwzględnej, jednak w zaproponowanej kompozycji nie pozostawi niedosytu.
Większa aktywność szczegółów, a nawet lepsza przejrzystość, pogorszyłyby wrażenie spójności i ogólnej harmonii. Góra jest dźwięczna i zwinna, tak samo daleka od suchości jak i ostrości.
Wzmacniacz o tak niewysokiej mocy nie będzie przesuwał ścian, jednak poziom głośności i skala dynamiki w dużym stopniu zależą przecież od efektywności kolumn. Jeżeli unikniemy "wpadki" z kolumnami o niskiej wartości tego parametru, Sonneteer Orton powinien wystarczyć w pomieszczeniach średniej wielkości.
Ostatecznie jednak ocena sytuacji zależy też od naszych preferencji, tutaj trudno przykładać jedną miarę. Wszyscy jednak docenią przestrzeń - ta jest obszerna, a jednocześnie nasycona. Nawet gdy nie gramy głośno, dźwięku jest dużo, muzyka jest "obecna".
Świetlista moc pilota
We wzmacniaczu takiej proweniencji nie spodziewam się kompleksowego wyposażenia, nawet brakiem zdalnego sterowania nie byłbym zdumiony. Orton ma jednak pilot, i to nie byle jaki.
Metalowy, ciężki, jest godny high-endowego wzmacniacza. Wybór wejść, regulacja głośności czy szybkie wyciszanie to jeszcze standard, ale trudno za zwyczajną uznać funkcję... latarki.
Z przodu, obok nadajnika podczerwieni, zainstalowano niewielką, ale bardzo jasną diodę – być może ułatwi to poszukiwania płyt, wtyczek, kabli, a może samego wzmacniacza.
Pilot oferuje także dostęp do regulacji czułości wejściowej (niedostępnej z przedniego panelu), przygotowanej indywidualnie dla każdego ze źródeł. Do wyboru są dwa tryby, czułość niska (konfiguracja fabryczna) i wysoka.
Orton zapamiętuje i przechowuje ustawienia pod warunkiem, że nie odłączymy wtyczki sieciowej, a posługujemy się tylko trybem czuwania. Wzmacniacz zapamiętuje ustawienia czułości indywidualnie dla każdego ze źródeł.
Kolejną niezwykłą cechą tego sterownika jest zasilanie akumulatorowe i port ładowania w formie gniazda USB – dokładnie jak w smartfonach, które pilot Sonneteera bije jednak na głowę pod względem czasu pracy na jednym ładowaniu – sięgającym... jednego roku.
Radek Łabanowski