Nazwa D-Power 2x90i brzmi technicznie i trochę "cyfrowo", jednak na pokładzie tej konstrukcji nie zainstalowano żadnych tego typu układów. Sposób wykonania i trochę "garażowe" wzornictwo nie zaskakuje, bo już je znamy - ze streamerów.
Integra Pink Faun 2x90i jest dostępna w wariantach srebrnym oraz czarnym (płyty frontowej). Czterowierszowy, niebieski wyświetlacz ma za towarzystwo tylko dwa hebelki; każdy można delikatnie odchylić do góry i do dołu, po czym hebelek wraca do centralnego położenia.
Te manipulatory wystarczą do obsługi wzmacniacza: lewym wybieramy pożądaną funkcję, prawym zmieniamy wartości konkretnego parametru. Takie sprzężenie pozwoliło na dostęp do wielu ustawień oraz menu, chociaż mocno odbiega od tego, do czego przyzwyczajono nas we wzmacniaczach.
Nie ma tutaj typowego selektora źródeł czy regulacji głośności; chcąc mieć do niej dostęp, należy najpierw wybrać stosowną funkcję z głównego menu. Regulacja głośności odbywa się w krokach co 1 (to wewnętrzna, umowna jednostka), wszystkich jest 75. Selekcja źródeł następuje sekwencyjnie, wejścia są tylko trzy, więc nie stanowi to problemu.
Jedna z funkcji głównego ekranu pokazuje sekcję konfiguracyjną. Znajduje się w niej regulacja zrównoważenia kanałów, tryb integracji z systemami wielokanałowymi czy możliwość ustalania niektórych parametrów wejść (indywidualne nazwy i czułości).
Po włączeniu zasilania czeka nas kilkunastosekundowa rozgrzewka, w trakcie której wzmacniacz testuje wszystkie obwody, i dopiero po ich ustabilizowaniu są załączane terminale głośnikowe.
Czytaj również: Co oznacza single-ended?
Wyłączanie Pink Faun 2x90i wymaga również oryginalnego podejścia - należy jednym z hebelków, niczym joystickiem w starej grze komputerowej, wybrać stosowną pozycję w menu, zatwierdzając drugim manipulatorem wybór.
Zgodnie z dokumentacją, Pink Faun 2x90i jest wyposażony w zdalne sterowanie, ale do naszego testu nie dotarł pilot, więc nie mogłem sprawdzić jego działania.
Pink Faun 2x90i - przyłącza
Pink Faun zostawia cyfrowo-strumieniowy świat dla dedykowanych urządzeń, pozwalają integrze 2x90i operować wyłącznie na sygnałach analogowych. Wzmacniacz ma trzy wejścia liniowe RCA. Same złącza są wysokiej jakości, solidnie osadzone i zakręcone na tylnej ściance. Wyjścia głośnikowe są już standardowe, z plastikowymi zakrętkami.
Czytaj również: Na czym polega bi-amping i jakie są jego warianty?
Gdybyśmy chcieli lepszych, możemy skorzystać z apgrejdów. Pierwsza propozycja obejmuje wymianę gniazd wejściowych i wyjściowych na elementy (rodowane) marki Furutech, co kosztuje 3050 zł; a dopłacając 650 zł można dostać złącze zasilania wyższej klasy (także Furutecha), natomiast 550 zł kosztuje lepszy bezpiecznik.
Obudowa Pink Faun 2x90i pozostaje chłodna nawet w trakcie intensywnej pracy, co nie pierwszy już raz ma związek z amplifikacją w klasie D. Końcówki mocy zajmują niewielką przestrzeń po lewej stronie obudowy, tuż za gniazdami głośnikowymi.
Ułatwiło to przygotowanie krótkiej ścieżki sygnałowej. Płytka ma firmowe oznaczenia, więc można przypuszczać, że moduł jest autorskim opracowaniem PF, a nie pozyskanym z zewnątrz gotowym podzespołem.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Producent chwali się też sekcją przedwzmacniacza - zrezygnowano w nim ze sprzężenia zwrotnego i ustalono pracę w czystej klasie A. Dużą atrakcją Pink Faun 2x90i jest regulator wzmocnienia.
Jego działanie opiera się na wiązkach rezystorów, a każdy z 75 kroków jest wywoływany przez niezależny, pojedynczy rezystor (bez łączenia kilku gałęzi).
W liniowym zasilaczu znajduje się potężna bateria kondensatorów filtrujących o łącznej pojemności 100 000 μF. Rzadko kiedy się zdarza, by wzmacniacz o relatywnie niedużej mocy miał taki zapas.
Warto też zwrócić uwagę na wysokiej jakości elementy bierne, w tym rezystory Allen-Bradley, niskoimpedancyjne kondensatory (a także kondensatory sprzęgające typu paper-oil) czy też ultraszybkie diody.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Odsłuch
Chociaż na tle wielu wzmacniaczy impulsowych Pink Faun 2x90i nie jest najmocniejszy, to pod względem brzmieniowym wpisuje się w częsty scenariusz dla tego typu układów i wzmacniaczy. Przynajmniej jeśli chodzi o dynamikę i ogólną kondycję najniższych częstotliwości, które są zwykle wizytówką wzmacniacza w klasie D.
Pink Faun 2x90i gra dynamicznie, z rozmachem i charyzmą "osobowości", która jest pewna swojej racji. Zawsze subiektywnie głośniej niż konkurenci, ale nie krzykliwie, ani nawet potężniej, lecz dobitniej, bardziej bezpośrednio, a przy tym szerokim frontem. Na pewno wielki w tym udział mają niskie częstotliwości - znakomite pod każdym względem.
Bas jest mięsisty, korzenny, gęsty, zarówno ekspresyjny, jak i zdyscyplinowany. Ma zarówno masę, nasycenie, jak i kontury. Zgoda, jest ciężki i twardy, ale prowadzony tak sprawnie i zgodnie z tempem muzyki, że przekonuje w każdym nagraniu do swojego sposobu prezentacji, tym bardziej że D-Power 2x90i gra pod tym względem jak wzmacniacz znacznie większy i mocniejszy. Wcale bym się nie zdziwił widząc przed sobą ważącą kilkadziesiąt kilogramów końcówkę mocy.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
To może jeszcze nie taka skala i objętość, ale taki styl i prowadzenie. Bas nie jest wielki i zwalisty, lecz już bardzo silny i "wszędobylski". Na samym dole wciąż trzyma fason, nie zanika i nie rozlewa się.
Prezentuje zróżnicowane faktury, a także najdelikatniejsze muśnięcia, które gdzie indziej tworzą basowy "kotlet mielony". Średnie tony określa wyrównanie i neutralność, już bez takiej energetyczności, jaką serwuje bas.
Żaden wątek nie jest eksponowany, dobra konsystencja idzie w parze z dość wyraźnym rysunkiem, a barwa jest naturalna, lekko pastelowa. Przy wokalach wzmacniacz zachowuje się dość wstrzemięźliwie, a zarazem elastycznie, nie zawsze emanuje wielkimi emocjami, co jednak mu się zdarza, a tym samym świadczy o kompetencjach i dyspozycyjności.
Najbardziej ostrożne i zachowawcze są wysokie tony, co też wpisuje się w najbardziej znany schemat brzmienia wzmacniacza w klasie D. Te urządzenia wcale nie grają ostro i "cyfrowo", prędzej można im zarzucić pewną oschłość, lecz tutaj została ona zastąpiona przez wygładzenie i subtelność.
Dźwięki mają lekko zaokrąglony atak, lekki połysk i stonowane wybrzmienie, góra pasma nie sypie iskrami i nie wprowadza eteryczności, "zadaniowo" uzupełnia cały obraz.
Przestrzeń jest proporcjonalna, bez efekciarstwa i manipulacji, które przysuwałyby pierwszy plan albo budowały pozorną głębię; również szerokość jest "normalna", a pozorne źródła łapią lokalizacje naturalnie, z akustycznym rozmyciem. Nic nie jest przerysowane, ewentualnie tylko odrobinę niedopowiedziane.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono i jakie są jej zalety?
Mały może więcej (i dłużej)
Układy w klasie D początkowo nadawały się niemal wyłącznie do pracy z niskimi częstotliwościami, trafiały więc głównie do subwooferów. Prace kilku wytrwałych i zdolnych producentów (w tym holenderskiego Hypexa) sprawiły, że klasa D zaczęła wreszcie błyszczeć w całym pasmie akustycznym.
Dzisiaj rozwiązania tego typu są znacznie lepsze niż kilka lat temu, wzmacniacze impulsowe szybko się więc rozpowszechniają. Przekonują się do nich kolejni producenci. Zalety amplifi kacji w klasie D są wielorakie, Pink Faun pokazuje ich wiele.
Wzmacniacz mieści się w małej obudowie, a jej proporcje można ustalać niemal dowolnie. Swoboda aranżacji wnętrza pozwala na przygotowanie bardzo krótkiej ścieżki sygnału. Nie trzeba budować systemów chłodzenia, obudowę można zamknąć.
Wysoka sprawność układów, a stąd ich niska temperatura pracy, oznacza również obniżenie temperatury wszystkich układów, a to przekłada się na ich większą trwałość i bezawaryjność.