Boulder Amplifiers to amerykański specjalista od wzmacniaczy. Firma powstała w 1984 roku. Początkowo, znana głównie przez profesjonalistów, oferowała poważne końcówki mocy i przedwzmacniacze.
Później zaczęła produkować źródła, a wzmacniacz zintegrowany - dopiero w 2007 roku. Pierwsze ślady techniki cyfrowej pojawiły się już w serii 2000 w 1995 roku w postaci przetwornika DAC 2020, ale innowacyjność Bouldera rozbłysła w 2008 roku wraz z odtwarzaczem sieciowym 1021 - w tamtym czasie była to sensacja.
Testowany wzmacniacz Boulder 866 - następca modelu 865 - to jedyna integra Bouldera, który wciąż wkłada większość wysiłków w konstruowanie amplifikacji dzielonej. Jakiś czas temu firma zmieniła adres, teraz mieści się w miasteczku Lousville, a wcześniej było to miasto... Boulder.
Boulder nie jest więc już z Boulder, ale nie jest przez to mniej amerykański. Nowa fabryka ma znacznie większe moce przerobowe, a Boulder ma mocne postanowienie, aby być jak najbardziej samodzielnym. Wytwarza płytki drukowane i obudowy, oczywiście wraz z montażem końcowym. To prawdziwe Made in U.S.A.
Boulder 866 robi piorunujące wrażenie. Jest nie tylko duży i ciężki, tym samym bardzo amerykański, ale też estetycznie wyrafinowany. Radiatory zajmują boczne powierzchnie i w tym nie ma jeszcze nic niezwykłego, ale ich forma to dzieło sztuki… Już tylko z tego powodu można 866 podziwiać i kupować.
Oprócz radiatorów wyróżnia się kolorowy wyświetlacz dotykowy, na wyraźnie pochylonym froncie. Przyzwyczailiśmy się do pionowych ścianek, wynikających z ustawiania komponentów: jeden na drugim, w formie "wieży".
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Nowoczesny wzmacniacz to już jednak coś innego. Nie będziemy na nim stawiać tunera, magnetofonu, a nawet odtwarzacza. Integry coraz częściej są również źródłami (przynajmniej przetwornikami C/A), ponadto nie wciska się je w szafki, między półki...
Mimo to projektanci podchodzą do tych zmian ostrożnie i wciąż kultywują dawną formę "klocków" z regularnym frontem, na którym znajduje się mniej lub więcej manipulatorów. A rewolucja może być nie tylko wizualna, ale też funkcjonalna.
Boulder 866 - obsługa
W Boulderze 866 obsługa opiera się w znacznej mierze na wyświetlaczu dotykowym. Łatwiej na nim coś dojrzeć i "przełączyć", gdy go nieco pochylimy, zamiast pochylać się samemu, kucać i zaglądać; tym bardziej, że w 866 tzw. kąty widzenia matrycy nie są duże.
Są też cztery mechaniczne przyciski - włącznik zasilania, regulacja głośności (plus/minus) oraz tryb szybkiego wyciszenia. Resztę obsłużymy już poprzez panel dotykowy. W podstawowym trybie, oprócz wskazań głośności (0-100), prezentowane są duże ikony i mniejsze opisy wejść.
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Poruszamy się tutaj w taki sam sposób, w jaki korzystamy ze smartfonów czy tabletów. Zatem nie tylko będziemy "stukać" w wyświetlacz, ale też wykonywać inne gesty, by na przykład szybko przemieszczać się po kolejnych ekranach i funkcjach.
Boulder zapakował do wnętrza wzmacniacza minikomputer, który nie tylko odpowiada za funkcje sieciowe i strumieniowe, ale zmienił również codzienną obsługę tego urządzenia.
Producent proponuje, aby wymienić logotypy poszczególnych wejść na własne rysunki albo zdjęcia. Każde wejście można indywidualnie dopasować, ustalając np. jego czułość. Mamy też możliwość zmiany domyślnego poziomu głośności, sposobu wyciszania, regulację jasności wyświetlacza czy konfiguracji sieciowej.
Chociaż pomysł na dotykową matrycę kojarzy się ze smartfonami, to czułość sekcji dotykowej i sprawność interfejsu nie jest tak dobra jak w nowoczesnych urządzeniach mobilnych. Można się do tego przyzwyczaić, chociaż... wcale nie trzeba, bowiem Boulder przygotował również aplikację mobilną, która pełni rolę pilota zdalnego sterowania.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
To zresztą jedyny sposób na zdalne sterowanie, skoro w komplecie nie ma tradycyjnego pilota (teoretycznie można go dokupić, nabywając także dodatkowy czujnik podczerwieni).
Producent podpowiada, że można podłączać do wzmacniacza źródła z wyjściami niesymetrycznymi, wówczas konieczne jest zastosowanie przejściówek, które zresztą są w ofercie firmy.
Boulder 866 - złącza
Prezentujemy najbardziej rozbudowaną i najdroższą wersję wzmacniacza 866, z kompletem dodatków cyfrowych. Odmiana "analogowa" kosztuje 10 000 zł mniej.
Wyjścia głośnikowe są pojedyncze, zaciski porządne, z dużymi, motylkowymi nakrętkami. Centralne trzpienie nie mają otworów, nie można więc użyć gołego kabla, jedyną opcją są widełki; dla jednych będzie to problem, dla innych... oczywistość.
Boulder 866 ma tylko trzy wejścia analogowe, wszystkie są liniowe i wszystkie w formie XLR-ów. Wyraźnie widać profesjonalne pochodzenie Bouldera.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
W panelu z gniazdami cyfrowymi znajdziemy standard Toslink i AES/ EBU, ale nie ma popularnego gniazda współosiowego; znowu można dodać przejściówkę, która z wejścia AES/ EBU zrobi wejście współosiowe, ale po co takie komplikacje?
Dla zawodowców AES/EBU to coś oczywistego, a coax to coś... amatorskiego. Są aż cztery gniazda USB: wszystkie w standardzie USB-A i żadne nie nadaje się do podłączenia komputera w popularnej konwencji USB-DAC. Podłączymy tutaj np. dyski twarde z kolekcją muzyki, wybrane akcesoria (w tym wspomniany dodatkowy czujnik podczerwieni dla opcjonalnego pilota).
Brak wejścia USB-DAC to znowu zaskakująca dla "przechodnia", ale przemyślana decyzja, bo Boulder stawia na rozwiązania sieciowe oraz nowoczesne strumieniowanie.
W tym celu przygotowano przewodowe wejście LAN, jest też "rezerwowe" Wi-Fi (antenkę ukryto prawdopodobnie za ciemną, okrągłą zaślepką w pobliżu gniazda zasilającego).
Czytaj również: Czy lepiej podłączyć monobloki (wzmacniacze mocy) krótkim kablem głośnikowym i długim interkonektem, czy na odwrót?
Boulder 866 - funkcje sieciowe
Sieć LAN (w ramach strumieniowania muzyki) pracuje w dwóch głównych trybach. Pierwszy to uniwersalny DLNA, za pomocą wybranych narzędzi (nie tylko smartfonowych) możemy strumieniować muzykę z różnych aplikacji i źródeł, a przydatnym asystentem będzie firmowa aplikacja mobilna.
Boulder proponuje także integrację z systemem strumieniowym Roon. Takie rozwiązanie poleca też dystrybutor, wskazując, że uzyskamy wówczas łatwy dostęp do popularnych serwisów internetowych, oferujących muzykę na żądanie (bo zatroszczy się o to sam Roon).
To ważne o tyle, że Boulder 866 nie obsługuje (bezpośrednio) ani serwisu Spotify Connect, ani Tidala, nie wspiera też Apple AirPlay. W sferze analogowej można 866 wytknąć dwa braki - nie ma wyjścia słuchawkowego i wejścia dla gramofonów. Ale to nie pierwszy przykład hi-endowego wzmacniacza (lub przedwzmacniacza), który odsyła użytkownika do ściśle wyspecjalizowanych urządzeń.
Czytaj również: Jak dzielimy wzmacniacze ze względu na technikę wzmacniania sygnałów?
Boulder 866 - dekodowane pliki
Boulder 866 przyjmie pliki PCM (między innymi FLAC, WAV) o rozdzielczości 32 bitów i częstotliwości próbkowania 384 kHz, a DSD w wariantach DSD64 i DSD128, co w praktyce jest specyfikacją zupełnie wystarczającą. Jednak po dekodowaniu PCM następuje konwersja (wewnętrzna) do 24 bit/192 kHz.
Boulder przyznaje, że wykorzystał jeden z typowych, ogólnodostępnych układów konwertera cyfrowo-analogowego, jednocześnie zapewnił, że jego aplikacja wykracza poza powszechnie spotykany standard. Z samego scalaka wyłączono część algorytmów (między innymi tę odpowiadającą za filtrowanie) i ich zadania zrealizowano za pomocą własnych, zewnętrznych obwodów.
Na każdej z dwóch płytek (czyli po jeden na kanał) znajduje się układ Analog Devices AD1955 - dwukanałowy - co pozwala przygotować tor zbalansowany. To układ już leciwy, powstał w czasach, gdy uwaga projektantów była skupiona na formacie DVD-Audio, a czymś zupełnie wystarczającym była praca w trybie 24 bit/192 kHz.
Mając do dyspozycji wiele nowszych układów, konstruktorzy Bouldera sięgnęli po tego "weterana" ze względu na walory brzmieniowe, za które przez wielu jest wciąż ceniony. Duży transformator toroidalny zasila większość obwodów audio. Drugi, znacznie mniejszy, obsługuje sekcję sterującą.
Blisko tylnej ścianki odbywa się cała strumieniowa "gra" i realizowanych jest większość zadań cyfrowych. Przyglądając się konstrukcji urządzenia, a zwłaszcza ciasno poupychanej elektronice sterującej, sieciowej i dekodującej, poszukiwałem śladów gotowych, popularnych rozwiązań OEM.
Boulder 866 i Malina, czyli Raspberry Pi
Na nic typowego nie trafiłem, za to udało mi się odkryć ślady systemu Raspberry Pi. To między innymi płytka wyświetlacza, ale także, co chyba najbardziej znamienne (z zewnątrz), charakterystyczny zestaw złącz na tylnej ściance - sieciowy LAN oraz cztery USB.
Raspberry Pi, zwany pieszczotliwie "Maliną" to "mikrokomputer", który mieści się w dłoni, ale jego elastyczność i potężna moc obliczeniowa sprawiają, że zakres zastosowań jest właściwie nieograniczony.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
"Malina" sprawdza się np. jako centrala inteligentnego domu, konsola do gier, domowy serwer, a nawet nadajnik FM. Wyzwania, jakie stawia wzmacniacz Boulder 866 nawet z tak rozbudowanymi funkcjami strumieniowymi, nie są dla "Maliny" problemem.
Boulder 866 - wnętrze
Analogowa część wzmacniacza została przygotowana jako bloki niezależne dla obydwu kanałów (z wyjątkiem wspólnego zasilacza), złożone z kilku płytek, a początkiem są gniazda XLR. Na tym etapie sygnał jest zbalansowany i w takiej postaci zostaje aż do wyjść głośnikowych.
Zatem obróbka w przedwzmacniaczu i regulacja głośności jest symetryczna. Przetwornik C/A zajmuje własną płytkę, umieszczoną na najwyższym piętrze (także tutaj obowiązuje symetria, dla każdego kanału mamy niezależną kość DAC).
Z sekcją strumieniową połączony jest taśmą, a sygnały analogowe są przesyłane krótką zworą na niższe "piętro". Do bocznych radiatorów przykręcono metalowe kształtowniki, które dociskają tranzystory wyjściowe - w sumie jest ich dwanaście na kanał.
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Boulder 866 - odsłuch
Przygoda z Boulderem 866, tak jak i każdym innym wzmacniaczem, rozpoczyna się od przycisku włączającego zasilanie. Za obecność odjazdowo nowoczesnej elektroniki trzeba będzie zapłacić... cierpliwością.
Wzmacniacz musi przejść wstępną procedurę rozruchową, w trakcie której ekran rozświetla się, rzuci jakiś komunikat, aby po kilkudziesięciu sekundach zatopić się w czerni...
Włączając wzmacniacz po raz pierwszy, przyszło mi nawet do głowy, że rozruch “na zimno" może wymagać (tak jak w niektórych autach) więcej niż jednej próby.
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy wzmacniaczy cyfrowych?
Okazało się, że czarna matryca to już znak, że wszystko jest gotowe, a wzmacniacz przeszedł w stan czuwania, z którego też wychodzi dłużej niż w przypadku "tradycyjnego" modelu. Początkowo brzmienie 866 nie wyróżnia się niczym szczególnym.
To potencjalny problem dla spontanicznych i krótkich prezentacji, które jednak w niewielkim stopniu dotyczą sprzętu tej klasy. Dystrybutorzy coraz częściej jeżdżą ze sprzętem na prezentacje domowe, zostawiając go nawet u klienta na dłużej.
I w takich warunkach Boulder 866 świetnie sobie poradzi... pod względem dźwiękowym, a jego nietypowy sposób obsługi to oddzielny wątek, który będzie bardziej polaryzował opinię i wpływał na decyzję, niż smaczki brzmieniowe.
Boulder 866 nie błyszczy i nie męczy, można sobie wyobrazić, że to wzmacniacz "przezroczysty", zajmujący się tylko wzmacnianiem, a nie modelowaniem. Można to uznać za ostrożność, można za bezkompromisowość. Charakter nie zmienia się wraz ze zmianą głośności, tutaj dotykamy kolejnej zalety 866.
Czytaj również: Na czym polega konstrukcja zbalansowana, jakie są jej zalety i wady?
Dynamika i swoboda nie objawia się piorunującymi lub zamaszystymi uderzeniami, ostrą detalicznością czy krzykliwą witalnością, lecz spokojem i porządkiem.
Akomodacja słuchacza do tak powściągliwej i wyrafinowanej neutralności może zająć trochę czasu, ale będzie trwała. Późniejsze spotkania z bardziej efektownymi brzmieniami będą "zderzeniami".
Gdy się już do zasad dźwięku Boulder 866 przyzwyczaimy, będziemy przy nim zarówno odpoczywać, jak i odbierać pozytywne emocje. Zaangażowanie będzie optymalne, niewyczerpujące do długich sesji i wypośrodkowane do każdej muzyki.
Boulder 866 wszystkim zajmie się kompetentnie, dokładnie, ale bez nerwowości i zawziętości. Nie tropi wad nagrań, nie wyciąga szczegółów przed szereg - zostawia je tam, gdzie ich miejsce.
Czytaj również: Jakie funkcje pełni przedwzmacniacz?
W momentach podniosłych, a tym bardziej w agresywnych gitarowych riffach, wzmacniacz nie dolewa oliwy do ognia. Gra "rozsądnie", nie dając się sprowokować do żadnej przesady ani do ujawnienia mocnych rysów indywidualnych; właśnie poza skłonnością do utrzymania wszystkiego pod kontrolą.
Boulder 866 wszystko robi bardzo dobrze, ale jak muzyk sesyjny, poważny i odpowiedzialny, a nie kapryśny artysta, któremu zdarzają się wzloty i upadki. Zarazem kontrola w zakresie niskich częstotliwości wiąże się z doskonałym prowadzeniem rytmu.
I tutaj mamy sytuację ciekawą, bo 866 udaje się uniknąć skrajnej twardości i towarzyszącej jej "konturowości", w zamian oferowana jest płynność i wynikające z niej... delikatność, a przecież nie brakuje siły i zwinności.
Bas jest zwyczajnie bardzo przyjemny i niezwyczajnie uniwersalny; wystarczy mu energii do każdej akcji, uderzenia, niskiego zejścia, nie zgubi żadnego muśnięcia, nie przedobrzy, nie przeciągnie ani nie skróci wybrzmienia - wszystko zorganizuje i sklei, nie przejdzie z trybu muzycznego w tryb mechaniczny.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Dźwięk jest naturalny i żywy, a plastyczny w takim zakresie, że mógłbym tego określenia tym razem nie używać..., gdyż nie "klei się do uszu" ani nie stawia liderów przed nosem, zapewnia czytelność, stabilne pozycje pozornych źródeł dźwięku i ich "kształtność".
Porównując wzmacniacz Boulder 866 z innymi wzmacniaczami, również tańszymi, można mieć wrażenie, że wszystkiego jest tutaj jakby... trochę mniej. Trzeba przez to przejść, w relacji i we własnym doświadczeniu, aby potem odkryć, czego jest więcej - właściwych proporcji, dokładności, spokoju, a nawet siły wkomponowanej, organicznej, wszechstronnej.
Podobnie z przestrzenią - wolną od efekciarstwa, zwłaszcza od "wychodzenia" do przodu, prawidłowo rozbudowaną w głębi, rozciągniętą płynnie, pokazującą nagranie, a nie własną kreację. Czasami jest więc mgliście, czasami przejrzyście.
Słabsze nagrania nie będą dla nas męką, tylko pozostaną ze swoimi problemami, którymi 866 w żaden sposób się nie zajmie - nie będzie ich retuszował ani piętnował.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Gdy puścimy kawałki dynamiczne, czyste, o wysokiej rozdzielczości, usłyszymy różnicę. Dla Bouldera 866 nie ma materiału zbyt trudnego i gęstego, ale same parametry nie zapewnią nam wielkich przeżyć.
Z 866 najlepiej słuchać muzyki, nagranej lepiej lub gorzej, którą po prostu się lubi. Nie przerobi jej po swojemu, lecz przypomni w znajomej formie, dając ostatecznie dużo satysfakcji. Nie będzie "odkrywał", eksponował i narzucał nowych interpretacji, czym u jednych zasłuży sobie na najwyższe uznanie, a innych pozostawi "niezaspokojonymi".
Gdy połączy się dobrą muzykę z dobrym nagraniem, nikt rozsądny nie będzie na nic narzekał. Ale nie wszyscy i nie zawsze jesteśmy rozsądni...
I dzięki temu mamy wybór, nie wystarczy nam ani tylko Accuphase, ani tylko Boulder, ani wiele innych wspaniałości. Jeżeli jednak 866 przekona (uwiedzie?) nas swoją nowoczesnością, to i jego dźwięk przyjmiemy bez żadnych zastrzeżeń, bo w gruncie rzeczy jest bezbłędny.