Dan D’Agostino sam założył tę firmę w 1970 roku i kierował nią aż do roku 2009, kiedy sprzedał swoje udziały, a wkrótce potem rozstał się z Krellem na dobre. Nie był to jednak koniec kariery legendarnego konstruktora.
Już podczas targów CES, na początku 2010 roku 75 Dan D’Agostino przedstawił (teoretyczną) koncepcję nowego projektu. Po kolejnych 9 miesiącach "makieta" była gotowa.
Oficjalna premiera monobloków Momentum miała miejsce w 2011 roku. Od tego czasu Momentum przeszły dwie zasadnicze modernizacje, ostatnią w zeszłym roku, kiedy wprowadzono wersję Dan D'Agostino M400 MxV.
Monobloki Momentum na zawsze pozostaną szczególnie ważne, bowiem od nich zaczęła się historia firmy i wpływały one na kształt kolejnych projektów. Teraz jednak Momentum może skorzystać z tej współpracy – najnowsza wersja czerpie niektóre rozwiązania z referencyjnej serii Relentless.
Dan D’Agostino wciąż najbardziej lubi bezkompromisowe wzmacniacze tranzystorowe, osiągające wysoką moc w klasycznej klasie AB. Nie interesują go ani lampy, ani układy impulsowe, chociaż co do klasy A… taka praca nie jest wykluczona w początkowym zakresie mocy.
Dan D'Agostino Momentum M400 MXV - wzornictwo
Ale wygląd jest już zupełnie inny niż demonstrowany wcześniej przez Krella. Zamiast militarno-laboratoryjnego reżimu, pojawia się oryginalny, fantazjujący luksus.
Czytaj również: Jak dzielimy wzmacniacze ze względu na technikę wzmacniania sygnałów?
Obudowy wzmacniacza Dan D'Agostino M400 MxV są dość wąskie (32 cm), ale bardzo głębokie (55 cm); w zależności od wariantu kolorystycznego centralna sekcja może być czarna lub srebrna (na zamówienie jeszcze inna, właściwie dowolna).
Górna ścianka Dan D'Agostino M400 MxV przechodzi płynnie we front, gdzie znajduje się okrągła kapsuła z wielkim "zegarem" – wskaźnikiem wychyłowym. Jego rola wydaje się oczywista, tym bardziej że w tle wskaźnika mamy skalę zaczynającą się od zera, a kończącą na liczbie 400.
To przecież symbol wzmacniacza i deklarowana moc wyjściowa – 400 W przy 8 Ω. Intensywność zielonego podświetlenia można regulować lub w ogóle je wyłączyć.
Zegar ubrany w "marynistyczną" formę (okrągły kołnierz przykręcono na obwodzie śrubami) jest efektowny i czytelny, pojawiają się tylko pewne wątpliwości natury formalnej.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Dan D'Agostino M400 MxV - moc wyjściowa
Dan D'Agostino M400 MxV ma bardzo wysoką moc wyjściową, a jak sugerują oznaczenia na wskaźniku, zastosowano na nim skalę liniową, a nie typową w takich sytuacjach - logarytmiczną; stosunkowo blisko pozycji początkowej, nie końcowej, znajduje się liczba 100 W.
Taka moc, mimo jeszcze większej "rezerwy", jaką daje Dan D'Agostino M400 MxV, będzie dość rzadko wyciągana ze wzmacniacza, więc przy graniu z "normalnym" poziomem głośności (z jakim prowadziłem również odsłuchy) wskaźnik teoretycznie prawie nigdy nie powinien docierać do tego punktu. Mimo to w praktyce poruszał się całkiem żwawo i często robił wycieczki poza granicę oznaczoną 100 W.
Rzeczywiste działanie wskaźnika opisujemy na sąsiedniej stronie. M400 MxV to wzmacniacz pracujący w klasie AB, ale "początkowe waty" mają być produkowane w czystej klasie A. Przy deklarowanej mocy wyjściowej urządzenia, sięgającej aż 800 W przy 4 Ω, pojawia się konieczność efektywnego odprowadzania ciepła ze wzmacniacza.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Tymczasem Dan D'Agostino M400 MxV w porównaniu z klasycznymi amerykańskimi piecami o podobnej mocy jest relatywnie niewielki. Powierzchnia radiatorów nie jest wybujała, ale są one bardzo oryginalne.
Główną ich częścią są ozdobne, boczne panele obudowy, których kolor i delikatna powierzchnia wynika z zastosowania miedzi zamiast typowego w tym miejscu aluminium.
Miedź ma wyższą przewodność cieplną, a więc skuteczniej odbiera ciepło z tranzystorów (przykręconych wewnątrz przez dodatkowe profile). Jest też cięższa od aluminium, co częściowo tłumaczy masę monobloku – 40 kg.
Miedziane bloki są też bardziej kosztowne i podatne na uszkodzenie mechaniczne (zarysowanie). Ale nawet uwzględniając właściwości miedzi, takie radiatory by tutaj nie wystarczyły.
Czytaj również: Jakie są podstawowe typy wzmacniaczy cyfrowych?
Nie ma też wentylatorów. Zastosowano jeszcze inne rozwiązanie. W miedzianych elementach wykonano otwory–dysze o zmiennych średnicach, które mają zasysać (chłodne) powietrze (spod spodu), pozwalając ogrzanemu uciekać do góry.
Tylna ścianka wzmacniacza Dan D'Agostino M400 MxV wygląda już konwencjonalnie. Wszystkie gniazda zostały umieszczone w centralnej części, otoczone kołnierzem, który pozwala na częściowe zasłonięcie (i zabezpieczenie) wtyków, nie utrudniając przy tym manipulacji.
Gniazdo zasilania jest typowe (to dobra wiadomość dla miłośników "siecówek"). Wyjścia głośnikowe są pojedyncze, osadzone na masywnym korpusie i przygotowane (wyłącznie) dla końcówek widełkowych. Wejście pojawia się tylko w standardzie XLR.
Takie bezkompromisowe podejście we wzmacniaczu tej klasy nie rodzi najmniejszej krytyki, układ Dan D'Agostino M400 MxV jest w pełni zbalansowany i należy mu się połączenie z takim też przedwzmacniaczem.
Czytaj również: Jakie są sposoby regulacji wzmocnienia (głośności), jakie są ich zalety i wady?
Oczywiście D’Agostino ma taki w ofercie. Niewielki panel zawiera elementy pomocnicze, a wśród nich przełącznik podświetlenia wskaźnika oraz dwa gniazda wyzwalaczy 12 V.
Wielki transformator toroidalny (o mocy 2200 W) jest wsparty ośmioma kondensatorami (8 x 12 000 μF). Dodatkowy, niewielki transformator przy przedniej ściance prawdopodobnie pracuje w trybie czuwania.
W tylnej części, tuż przy gnieździe wejściowym, znajduje się spora płytka z układami napięciowymi – tutaj wprowadzono rozwiązania z konstrukcji Relentless.
Płytki stopni wyjściowych, osadzone w metalowych profilach przy ściankach bocznych. Tranzystory (bipolarne) to aż czternaście par NJW3281G/ NJW1302G ON Semiconductor.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
W serii Momentum jest też końcówka stereofoniczna S400, przedwzmacniacz HD Preamplifier, wzmacniacz zintegrowany Integrated oraz przedwzmacniacz gramofonowy PhonoStage.
Są też dwie inne serie – tańsza Progression (monofoniczne końcówki M550, stereofoniczne S350, przedwzmacniacz oraz integra) i referencyjna Relentless z amplifikacją wyłącznie dzieloną – to monobloki Epic 1600 i Epic 800 oraz przedwzmacniacz Preamplifier.
Sprzężenie zwrotne
W całej ofercie nie ma żadnych urządzeń źródłowych – D’Agostino trzyma się ściśle tego, na czym "od początku" zna się najlepiej. I mimo że Dan D'Agostino M400 MxV nie jest jego najdroższą propozycją, to już w nich pokazuje, na co go stać…
Dan D’Agostino eksperymentował z redukowaniem sprzężenia zwrotnego jeszcze za czasów Krella. Kiedy przedstawiał projekt Momentum, powrócił do tej kwestii.
Czytaj również: Co to są wzmacniacze hybrydowe?
Potem w referencyjnych wzmacniaczach Relentless poszedł na całość i zrezygnował w ogóle z (globalnego) sprzężenia zwrotnego. Było to również założenie poczynione przy opracowywaniu najnowszej generacji serii Momentum, a więc M400 MxV.
Wzmacniacze bez sprzężenia zwrotnego (lub z niewielkim sprzężeniem) to konstrukcje rzadkie i ryzykowne, wymagające wyjątkowej staranności. Zdecydowana większość konstruktorów nie decyduje się na takie ekstrawagancje, ponieważ uzyskanie dobrych parametrów jest w takiej sytuacji bardzo trudne.
Poszczególne komponenty muszą być dobrane bardzo dokładnie, a nawet najwyższa jakość i najwęższa tolerancja nie zapewnia sukcesu pomiarowego na miarę przeciętnej konstrukcji ze sprzężeniem zwrotnym. A sprzężenie zwrotne dodane do najbardziej kosztownych i wyrafinowanych elementów jest pewnym sposobem na uzyskanie jeszcze lepszych wyników.
Dla konstruktora zaangażowanego w taką ideę ważne są nie tylko pomiary, w każdym razie nie tylko te, które pokazują jej parametryczną słabość; są bowiem nie tylko relacje o tym, że brak sprzężenia zapewnia lepsze brzmienie "wbrew" wyższemu niż zwykle poziomowi zniekształceń harmonicznych, ale są też absolutnie "naukowe" podstawy takiego fenomenu.
Sprawa jest oczywiście dyskusyjna, bowiem nic za darmo – albo takie zniekształcenia, albo inne, co przypomina wiele innych trudnych wyborów i sporów między konstruktorami i audiofilami.
Pierwsze znane próby ze sprzężeniem zwrotnym we wzmacniaczach przeprowadzono niemal 100 lat temu (większość źródeł wskazuje na rok 1927). Zaobserwowano wówczas, że porównując sygnał wyjściowy wzmacniacza z sygnałem wejściowym można łatwo ustalić wpływ układów wzmacniających, a także w dość prosty sposób (wykorzystując sygnał różnicowy) skorygować sygnał wyjściowy i tym samym poprawić szereg istotnych (mierzalnych) parametrów wzmacniacza.
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Sprzężenie zwrotne – jako metoda opanowana, tania i dająca wymierne rezultaty – szybko zdobyło popularność i jest dzisiaj stosowane w zdecydowanej większości wzmacniaczy, na różne sposoby, lokalnie (między wyjściem a wejściem określonej sekcji, układu) i "globalnie" (między wyjściem a wejściem całego urządzenia). To prosty sposób na obniżenie zniekształceń liniowych i nieliniowych, poszerzenie pasma przenoszenia, obniżenie impedancji wyjściowej.
Dlaczego więc Dan D’Agostino (i nie tylko on) sprzeciwia się temu trendowi, czy wręcz powszechnie uznanej i stosowanej wiedzy? Czy Ziemia jest płaska? W sprawach audio często nie ma prostych odpowiedzi na takie pytania.
Eliminacja sprzężenia zwrotnego to po pierwsze (ale wcale nie najważniejsze) uproszczenie układu, a idea minimalizmu i wynikających z niego rzeczywistych czy też urojonych zalet zawładnęła umysłami wielu konstruktorów, a zwłaszcza audiofilów. Trudno jednak podejrzewać Dana D’Agostino, człowieka o wielkiej wiedzy i doświadczeniu, że ulega złudzeniom…
Czytaj również: Co to znaczy trudne obciążenie? Co to jest wzmacniacz wydajny prądowo? Co to znaczy, że wzmacniacz 'nie napędzi' kolumn?
Czym innym będzie natomiast podejrzenie że zakłada, iż taka koncepcja, bez względu na jej obiektywne walory, spotka się z uznaniem dużej grupy odbiorców. Nie możemy przesądzić tego, czy w jego działaniach zwycięża podejście konstruktorskie, czy biznesowe. A może najlepsi, odnoszący największe sukcesy w tej branży potrafią połączyć jedno z drugim.
Jakiś czas temu do beczki miodu sprzężeń zwrotnych wrzucono przecież łyżkę dziegciu, i to całkiem sporą. Brytyjski konstruktor Peter Baxandall (który, choć nie będzie to chyba dla audiofilów specjalnie dobra rekomendacja, zasłynął z opracowania układów redukcji barwy dźwięku, stosowanych w tak wielu wzmacniaczach) przeprowadził wnikliwe badania i wykazał, że sprzężenie jest faktycznie kapitalnym sposobem redukcji skumulowanej wartości zniekształceń harmonicznych (Total Harmonic Distortion), którą standardowo posługujemy się w pomiarach i danych technicznych, jednak wpływ ten jest bardziej złożony.
Skutecznie redukuje harmoniczne niższych rzędów, ale zwiększa harmoniczne wyższych rzędów. Te zazwyczaj mają wprawdzie niski poziom, jednak nawet wtedy bardziej dokuczają w odsłuchu. Lepiej więc pozwolić nawet na wyższy poziom THD, w którym będą dominować harmoniczne niższych rzędów, niż na niższy, zapaskudzony harmonicznymi wyższych rzędów.
Czytaj również: Jakie są sposoby regulacji wzmocnienia (głośności), jakie są ich zalety i wady?
Ale jak daleko możemy się w takim wyborze posunąć? Bardzo wysoki poziom niższych harmonicznych też może przechylić szalę na niekorzyść układu bez sprzężenia zwrotnego. Urządzenie ze sprzężeniem zwrotnym może być lepsze lub gorsze i nie należy demonizować negatywnych skutków ubocznych tego rozwiązania.
Na pewno układ bez sprzężenia zwrotnego, nie dając możliwości korekcji wielu potencjalnych problemów każdego układu elektronicznego, niedopasowania i niestabilności jego elementów, wymaga większej staranności w ich doborze i kalibracji. Co znowu, paradoksalnie, może być argumentem "za".
Kiedy taki autorytet, jak Dan D’Agostino, stawia poprzeczkę tak wysoko, jesteśmy gotowi zaufać, że ją przeskoczy, tworząc tym samym arcydzieło, na jakie nikt inny się nie odważył.
Jest też oferta dla posiadaczy wcześniejszych wersji wzmacniaczy Momentum. Można je wysłać do producenta, by ten dokonał apgrejdu do najnowszej specyfikacji.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Względem poprzedniego modelu M400 (bez sygnatury MxV), modyfikacja obejmuje niemal wszystkie podzespoły elektroniczne, zasilacz (w tym transformator), tor wejściowy, moduły wyjściowe (końcówki, w tym tranzystory), wskaźnik wychyłowy, a nawet część formatek obudowy. Koszt wynosi ok. 1/5 ceny nowego urządzenia – to dużo i mało, a wobec takiej skali "przeróbek" wydaje się uzasadniony.
Dan D'Agostino Momentum M400 MXV - odsłuch
Przystępując do prób odsłuchowych, miałem już za sobą szczególne doświadczenia związane z pomiarami, które ponadto pozwoliły jeszcze solidniej rozgrzać wzmacniacz.
Tym razem to zadanie bezdyskusyjnie potrzebne, zweryfikowane obiektywnie, chociaż wciąż może pozostawiać pole do popisu badaniom subiektywnym, które np. ustalą wyższość rozgrzewania materiałem muzycznym (czy nawet dokładniej określonym jego rodzajem) nad rozgrzewaniem sinusoidą.
Czytaj również: Co to są wzmacniacze hybrydowe?
W końcu jeżeli sprzęt służy do odtwarzania muzyki, to musi być trenowany muzyką. Tylko jak pogodzić to z faktem, że w środku sprzętu nie siedzą jednak muzycy z bębnami, basówkami, gitarami i fortepianami, lecz półprzewodniki, lampy, kondensatory, rezystory… Z czego ja się tu naśmiewam?
Prędzej z siebie niż z M400 MxV, który mnie czegoś nauczył, a przecież nie odwrotnie. Ale dobrze być chociaż wstępnie przygotowanym na spotkania z nowymi zjawiskami i przyjmować do wiadomości nowe fakty.
A jak gra "zimny" Dan D'Agostino M400 MxV? Nie wiem, chociaż prawdopodobnie dla kogoś to też mogłoby być interesujące, a ta relacja wzbogaciłaby się o opis zmian. Tylko po co? Posługując się analogią motoryzacyjną: czy interesują nas możliwości supersamochodu z zimnym silnikiem i nierozgrzanymi oponami?
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
(każdy 12 000 μF)
Jeszcze po raz ostatni podkreślmy, że taka analogia dotyczy M400 MxV, a nie każdego wzmacniacza, stąd też taki wstęp na ten temat. To doświadczenie nie przekonało mnie, iż każdy wzmacniacz trzeba długo rozgrzewać, ale że to się zdarza. Najdalej idący wniosek może być taki, że rozgrzewanie nigdy nie zaszkodzi (poza rachunkami za prąd), a czasami może pomóc.
Poznałem wiele wzmacniaczy Dan D’Agostino jeszcze z czasów jego działań w firmie Krell. Z rozpędu mógłbym powtórzyć pochwały należne tamtym urządzeniom, dobrze je pamiętam, ale to chyba niepotrzebne – Dan D'Agostino M400 MxV dostarcza dość świeżych i mocnych wrażeń. Wywołuje pewne skojarzenia, sugeruje pewne różnice.
Ale nie ma sensu podchodzić do tego tematu w taki sposób. Podejrzewam, że postawiony obok dawnych Krelli zabrzmiałby wyraźnie inaczej. Bez względu na tradycję i koneksje, taki wzmacniacz ma do wykonania program obowiązkowy. Może się to komuś wydawać prostackie, ale chyba niejeden skieruje uwagę na niskie częstotliwości.
Czytaj również: Czy 'godzina 12.00' na gałce wzmocnienia oznacza wysterowanie wzmacniacza do połowy jego mocy znamionowej?
To oczywiście nie wszystko, ale od tego zacznijmy. Bas z M400 MxV jest potężny, masywny, ale bardzo różnorodny – może uderzyć, wywijać, wibrować, masować, mruczeć czy w ogóle zamilknąć.
Są przecież w muzyce i nagraniach chwile, i to długie, kiedy na dole pasma panuje cisza. Dan D'Agostino M400 MxV wskazuje, że często tylko tak nam się zdaje… Nie, bas się z niego nie wylewa, nie snuje, nie ściele się nisko jako tło, jednak brzmienie instrumentów, a nawet wokali, które wcześniej wydawały się skupione w zakresie średniotonowym, nabiera siły mającej swoje źródło w niskich rejestrach.
To z kolei zwiększa naturalność, wcale nie obciążając i nie spowalniając akcji. Słychać delikatne muśnięcia, które nie zlewają się nawet z dźwiękami wybuchowymi ani z mocno wybijanym rytmem. Bas bywa dosadny i gęsty lub obfity i miękki.
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Słysząc jakkolwiek podany dźwięk w tym zakresie, natychmiast traktujemy go jako prawidłowy, a nie przesadzony czy zniekształcony. Tutaj chcę jeszcze wrócić do porównań z Krellami – tam bywał, i to wcale nie "okazjonalnie", dobitny, twardy i żylasty, co wywoływało albo zachwyty, albo krytykę, ale w szczególny sposób definiowało styl, a nawet wzorzec basu z mocnego amerykańskiego pieca.
Dan D'Agostino M400 MxV nie jest tak ekstremalny, jednostronny i bezwzględny. Rozwija się, różnicuje, jest klarowny i pokazuje więcej, niż można by się spodziewać w połączeniu z lekkim zaokrągleniem, bez ostrych konturów. Nigdy też nie przyłapałem go na przesadzie, na nieuzasadnionej dominacji. Nawet gdy zwraca uwagę, robi to naturalnie i tylko z korzyścią dla całościowego efektu.
I niemal wszystko, co napisałem o niskich tonach, co tylko się do tego nadaje, można przenieść na zakres średnio-wysokotonowy. Ale to na pewno nie wystarczy. Trzeba teraz otworzyć nowy i najważniejszy rozdział tej historii. Może w związku z tym opis basu był przydługi, bo w gruncie rzeczy można go uznać za wstęp… Średnie i wysokie tony są unikalne. Dla wzmacniaczy ogólnie, dla tranzystorowych szczególnie.
Czytaj również: Czy przy stosowaniu bi-wiringu konieczne są podwójne wyjścia głośnikowe we wzmacniaczu?
Takie stwierdzenie może prowokować miłośników lamp do triumfalizmu – można bowiem uznać na skróty, że koloryt brzmienia Dan D'Agostino M400 MxV jest bliższy temu, co znamy z lamp niż z tranzystorów. Ale to tylko przybliżenie, dokładnie takiego brzmienia z żadnej lampy nie dostaniemy.
Barwa i klimat to nie wszystko, tutaj w pakiecie jest też dynamika i ostatecznie wszystko to jest dziełem… wzmacniacza tranzystorowego, a nie lampowego, więc jest to sukces takiej właśnie techniki.
Średnie i wysokie tony są zgrane, homogeniczne i zarazem przejrzyste. Ani plastyczność nie jest tutaj domeną średnich, ani detaliczność wysokich. Szczególnie pięknie przejawia się połączenie lekkiej słodyczy i świeżości.
Czytaj również: WAT WAT-owi nierówny, czyli co powinien wiedzieć amator lamp
Obecność i bliskość pierwszego planu nie jest napastliwa ani okupiona ograniczeniem głębi. Wokale są bogate, płynne, nasycone niższymi rejestrami i swobodne w szczegółach artykulacji, czyste i wolne od technicznego chłodu; trudno zarzucić im naruszenie neutralności, tym bardziej że wykazują ogromne zróżnicowanie, ujawniając nie tylko indywidualność artysty, ale i akustyki, w której został nagrany…
A jednak coś trochę ciągnie w kierunku ciepła i miękkości, oszczędza ostrości i nerwowości, dodaje subtelności i eteryczności. Muzyka nie staje się przez to mdła i smutna, jest mniej napastliwa, nawet bardziej radosna. Ten wzmacniacz jest mocny i wrażliwy. Zagra z rozmachem, ale nie narobi bałaganu, przenosi ciężary, ale szanuje drobiazgi.
Do oddania wielkiej skali dynamicznej wykorzystuje zarówno siłę, jak i zręczność. Wysokie tony są wyraziste, a przy tym powściągliwe. To już bardziej znany efekt z niektórych urządzeń – wszystko doskonale słychać bez rozjaśnienia.
W ślad za tym muzyka nadmiernie nie dzwoni, nie błyszczy, nie atakuje, za to pozwala łatwo i przyjemnie obserwować wysokotonowe niuanse, tym lepiej poukładane i zarysowane.
Kiedy trzeba, talerze perkusji nabierają objętości i soczystości, ich atak jest jakby niższy i grubszy, ale wybrzmienie – pełne i "rozsypujące", uciekające, nieobcięte.
Na początku dźwięk może się wydawać ciemniejszy niż "standardowo", a nawet rozczarować słuchaczy oczekujących od sprzętu najwyższej klasy efektownych fajerwerków w całym pasmie…
Dan D'Agostino M400 MxV jest zarazem słodki i wytrawny, bezpośredni i wyrafinowany. Komfort tego brzmienia zacznie do nas przemawiać bardzo szybko, akomodacja potrwa tylko chwilę.
Spójność, równowaga i przejrzystość jest niezachwiana w całym zakresie głośności. Przy wysokich poziomach nie wpadamy w kompresję, co chyba jest oczywiste przy takim rezerwuarze mocy, ale warto podkreślić, że nie musimy wcale tam zmierzać, aby słyszeć charakter i kulturę M400 MxV.
Czytaj również: Czy większość amplitunerów rzeczywiście nie jest zdolna do współpracy z 4-omowymi zespołami głośnikowymi?
Nie dostrzegłem jakiegoś progu czułości, poniżej którego dźwięk by gasł – jest tylko cichszy wraz z normalnymi zmianami proporcji tonalnych, wynikających z charakterystyki słuchu, a nie wzmacniacza. Nie stwierdzam tym samym, że Dan D'Agostino M400 MxV ma szczególne predyspozycje do cichego grania i w tym zakresie bije inne wzmacniacze. Jeżeli to nam wystarczy, nie potrzebujemy tak mocnego pieca.
Chociaż ukazanie jego właściwości nie wymaga wkręcania się aż na najwyższe obroty czy też podłączania najbardziej wymagających kolumn, to z drugiej strony ciche albo nawet "normalne" słuchanie nie wydobędzie wszystkich jego zalet. Kupując takie urządzenie, chcemy mu przynajmniej od czasu do czasu dać pograć, rozwinąć skrzydła, poszaleć…
Chciałem tylko podkreślić, że możliwość takich "ekscesów" nie jest okupiona słabszą dyspozycją przy niższych poziomach. Wysoka moc i dynamika nie oznacza tutaj ścisłej specjalizacji do grania potężnego i głośnego. Nie ma też sensu wyróżniać jakiegoś rodzaju muzyki jako lepiej lub gorzej pasującej do talentów Dan D'Agostino M400 MxV, już prędzej skusiłbym się na rozważanie emocji, jakie chcemy odebrać.
Czytaj również: Co lepsze - DIN czy RCA?
Muzyka rockowa niekoniecznie musi być daniem przyprawionym maksymalnie ostro, a jazzowe trio tylko tłem do eleganckiej kolacji. Ale zgoda – Dan D'Agostino M400 MxV bardziej pasuje do nastrojowego wieczoru niż do imprezy przy grillu. Chociaż… Jakość źródła i nagrań oczywiście ma znaczenie, ale i pod tym względem wrażenie jest względne i dość oryginalne.
Zgodnie z oczekiwaniami, przy najlepszych realizacjach na wierzch wychodzą smaczki, rozwija się przestrzeń, mamy do dyspozycji dynamikę. Czysto, wykwitnie, wytwornie albo wyczynowo i efektownie. Lecz nie tylko to może nam przynieść dużą frajdę.
Moje ulubione "stare" kawałki zabrzmiały wyjątkowo emocjonalnie, a zarazem znajomo, wzmacniacz nie znęcał się nad ich technicznymi niedociągnięciami, podkreślił muzyczną esencję, pokazując wszystko we właściwej perspektywie i proporcjach. Nie ma w tym brzmieniu nic z technicznej zaciekłości, a kultura nie przechodzi w arystokratyczną wyniosłość. Ostatecznie dojrzały, bezproblemowy, przyjemny dźwięk.
Piękne widoki
Punktem maksymalnym wskaźnika jest 400, czyli wartość deklarowanej mocy maksymalnej przy obciążeniu 8-omowym, więc badanie dokładności wskazań przeprowadziliśmy na takim obciążeniu. Przy takim wskazaniu wzmacniacz osiąga nawet więcej – ok. 430 W, jednak gdy wskazówka znajduje się przy 100, moc wyjściowa wzmacniacza wynosi… 1 W.
Z kolei moc 17 W pojawi się przy wskazaniu 200, w okolicach pola 300 jesteśmy coraz bliżej wskazań… moc wyjściowa wynosi wówczas 258 W. Oznaczenia są więc właściwe dla skali liniowej, jednak wychylenia wskazówki – zgodne z funkcją logarytmiczną (co zresztą bardziej naturalne dla tego typu wskaźników).
Wskaźniki we wzmacniaczach domowych są raczej ozdobą, chociaż mielibyśmy jeszcze większą satysfakcję z ich dokładniejszego działania. A może ma to nam sugerować, że potrzebujemy znacznie większej mocy niż w rzeczywistości? Grając całkiem cicho, z mocą kilku watów, będziemy przecież widzieć wskazania w zakresie 100–200 W.