Zacznijmy od tego ostatniego, ponieważ zmiana loga dla każdej firmy jest krokiem wręcz dramatycznym. Dodano przedrostek w postaci elementu do złudzenia przypominającego logo HD Ready. W wydaniu Micromegi rozwinięcie brzmi: High Definition Audio. Trochę pretensjonalne, ale marketingowo pewnie bardzo skuteczne.
Wygląd Micromega IA-60 najtańszego z serii trzech wzmacniaczy zintegrowanych jest niezwykle przyjazny. Niewysokie urządzenie ma wszystkie boki, rogi, krawędzie itp. lekko zaokrąglone. Cała obudowa wykonana została z aluminium.
I chociaż elektronika wykonywana jest we Francji - stąd dumny napis "Made In France" na ściance tylnej i pudełku (przypominającym zresztą pudełka Cambridge Audio), to skądinąd wiadomo, że najdroższa część tego budżetowego urządzenia, właśnie zewnętrzna powłoka, pochodzi z Chin.
Niezależnie od kraju pochodzenia wykonanie jest perfekcyjne i mieści się w filozofii firmy, od samego początku związanej z minimalizmem. Pośrodku mamy niewielkie pokrętło wzmocnienia - ponownie enkoder, a nie klasyczny potencjometr. Aktualne wskazania wyświetlane są na sporym, niebieskim wyświetlaczu. Tam też odczytamy, które wejście jest aktywne. A wybieramy je dwoma przyciskami pod wyświetlaczem - w przód i w tył.
Micromega IA-60 - przyłącza
Do wyboru w Micromega IA-60 mamy pięć wejść liniowych, w tym pętlę do nagrywania. Jest także wejście dla zewnętrznego procesora kina domowego, pętla dla subwoofera, wyjście z przedwzmacniacza oraz przedwzmacniacz gramofonowy dla wkładek MM i MC HO.
Głośniki podłączymy do dwóch, dużych, złoconych par zacisków. Obok gniazda sieciowego IEC znajduje się mechaniczny wyłącznik. Na skraju prawej strony urządzenia umieszczono gniazdo RS232, dzięki któremu możemy sterować wzmacniaczem w systemach "custom".
Jest wyjście do subwoofera, umożliwiające złożenie systemu stereo 2.1. Z przodu znajdziemy jeszcze dwa inne gniazda - wejście dla iPoda (tak właśnie jest opisane) oraz wyjście słuchawkowe, także na mini-jacku.
Sygnał z pierwszego z nich biegnie dość długą drogą, bo najpierw długim kabelkiem na małą płytkę z wejściem RS232, gdzie znajduje się mały przekaźnik, a następnie na płytkę główną.
Jak się okazuje, wyjście słuchawkowe nie jest potraktowane po macoszemu, ponieważ sygnał jest do niego doprowadzany z płytki przedwzmacniacza, gdzie tkwi maleńki, ale dedykowany układ scalony wzmacniacza słuchawkowego.
Wzmacniacz Micromega IA-60 standardowo dostarczany jest bez pilota... a ten, który można dokupić, jest brzydki.
Micromega IA-60 - wnętrze
Po odkręceniu górnej ścianki - bardzo sztywnej - widać kilka niespodzianek. Najpierw końcówka: oparta na układach scalonych LM3886. To rozwiązanie nowoczesne i "ekonomiczne", a oszczędności przeznaczono na rzecz potężnego radiatora oraz transformatora toroidalnego.
Filtrowanie jest już jednak skromne, to tylko 4700 µF na kanał. Własne zasilanie otrzymał układ przedwzmacniacza i mikroprocesor sterujący, umieszczone na osobnej płytce. Podstawą jest drogi transformator typu R-core.
Prostowniki i układy stabilizacyjne umieszczono tuż przy układach, którym są dedykowane. Zalety dobrego zasilania firma omawia szeroko na swojej stronie internetowej.
Dużo uwagi poświęcono np. wpływowi zakłóceń z sieci na dokładność przedwzmacniacza gramofonowego, gdzie jednym z punktów zmiany charakterystyki jest częstotliwość 50 Hz, a więc taka, jak w naszej sieci.
Selektor wykonano na hermetycznych przekaźnikach Omrona, po których mamy układ buforujący i wzmacniający na scalakach Burr-Browna OPA2604. Po nich jest scalona drabinka rezystorowa Crystala (CS3310).
Przedwzmacniacz gramofonowy otrzymał bardzo dobry IC International Semiconductor. Obok niego widać ładne elementy bierne, np. kondensatory polipropylenowe Wimy i większe niż normalne (niskoszumne) oporniki montowane powierzchniowo. Na tej samej płytce jest też mikrokontroler z własnym zasilaniem.
Odsłuch
Z tego co pamiętam, brzmienie urządzeń serii Stage było dokładne, ale czasem zbyt sterylne. Micromega IA-60 jest zupełnie inny. Niskie zejścia w "Spiritchaser" Dead Can Dance były doskonale nasycone a przy tym dobrze kontrolowane.
To samo dotyczyło głosów, mających naturalną, nieco "miękką" barwę. Słychać przy tym, że wzmacniacz nie jest specjalnie mocarny, bo powyżej pewnego poziomu dźwięk tracił dynamikę i stawał się coraz bardziej płaski.
W ramach normalnego grania, z kolumnami o średniej i wyższej skuteczności urządzenie grało bardzo czysto i plastycznie. Główna w tym zasługa przedwzmacniacza, ponieważ Micromega wypróbowana z hi-endową końcówką mocy, jako preamp grała niewiele gorzej niż wiele preampów do 10 000 zł.
Jest świetne różnicowanie barwy, uderzeń w bębny itp. Trochę bym tylko uważał przy syntetycznej muzyce i rockowej "ścianie dźwięku", ponieważ średni bas jest dość mocny i może zagrać twardo.
Rozdzielczość środka i góry nie jest tak dobra, jak w innych urządzeniach tego testu. W tej mierze dyskretne końcówki mocy zawsze są lepsze od scalaków.
Paradoksalnie, wraz z ładną barwą, pozwoliło to na odsłuch urządzenia z wieloma kolumnami z tego przedziału cenowego, a także odtwarzaczami, z różnymi płytami, bez cienia zmęczenia, chęci przyciszenia czy wyłączenia. Pragmatyka pokazuje, że takie granie, za te pieniądze, przynosi dobre efekty.
Przy bardziej wymagających płytach, jak "Incredible Jazz Guitar" Wesa Montgomery`ego czy przy "Loverly" Cassandry Wilson, Micromega IA-60 grał nieco eufonicznym dźwiękiem. Zupełnie innym niż Arcam, Marantz, a nawet Cyrus, podobnym za to do tego, który zaprezentował lampowy Xindak.
Góra jest wyraźnie wygładzona i nieco obniżona. Nie "zamyka" to dźwięku, ale go kształtuje. Szum taśmy z płyty Montgomery`ego był tutaj wyraźnie cichszy, a blachy wycofane. Mimo to, wzmacniacz Micromegi ma dużą dawkę naturalności, którą przyswajamy bez przymusu, tak jak każdą płytę, której wraz z nim słuchamy.
Radosław Łabanowski