Pod barwniejszą niż zwykle okładką kryje się prawdziwa niespodzianka muzyczna, jakby wyłamująca się ze stylistycznego formatu, jaki ostatnimi czasy przybrały edycje ECM. Niniejszą pozycję firmuje angielski muzyk o całkiem nietypowej drodze pięcia się na artystyczne wyżyny. Aż trudno uwierzyć, że po przypadkowym zetknięciu z płytami Johna Coltrane’a, 19-letni Andy Sheppard sprzedał co miał, kupił saksofon i sam nauczył się grać na nim w trzy tygodnie.
Jako dziecko Andy Sheppard śpiewał w chórze i wiadomo było, że był obdarzony wybitnym słuchem, co zapewne ułatwiło mu proces samokształcenia i przyswajania współczesnego języka jazzu. Co ciekawe, parę lat później udzielał nawet korepetycji z gry na saksofonie. Stał się jednak znany dopiero w 1986 r., gdy wygrał konkurs, w którym przewodniczył jury sam Joe Zawinul, oczarowany umiejętnościami Shepparda. Szybko potem przyszły kontrakty płytowe i współpraca z takimi luminarzami jazzu jak Gil Evans, George Russell i Carla Bley.
Obecnie Sheppard posiada na koncie kilkanaście albumów autorskich, udział w olbrzymiej ilości sesji nagraniowych sławnych muzyków, pisanie muzyki do filmu, teatru i telewizji. Oprócz projektów własnych, w ostatniej dekadzie najbardziej znane są jego występy w zespołach kierowanych przez Bley. Można wtedy w pełni docenić jego umiejętności - niezwykle gładkiego przechodzenia od stanów lirycznych do w pełni emocjonalnych, a także delektować się niezwykłym zmysłem estetycznym.
W niniejszej sesji nagraniowej, stanowiącej debiut w wydawnictwie ECM, oprócz starych kompanów Andy`ego Shepparda więc gitarzysty Johna Parricelliego i perkusjonalisty Kuljita Bhamry, udział wzięli Eivind Aarset na elektronicznie preparowanej gitarze oraz sam Arild Andersen na kontrabasie. Skład to raczej nietypowy, ale doskonale się sprawdził w przyjętej tu formule wypowiedzi.
Choć łączenie elementów etnicznych z jazzem posiada już w nagraniach ECM długą tradycję, ich fuzja nie doprowadziła w tym wypadku do epatowania schłodzonymi frazami o intelektualnym zabarwieniu, a zaskoczyła ciepłem i prostotą linii melodycznej, i to zarówno w warstwie kreślenia tematu, jak i improwizacji. Dwie gitary, najczęściej akustyczna Parricelliego i przypominająca syntezator Aarseta, skontrastowały aksamitny i jasny ton sopranu lub tenoru Shepparda.
Wyeksponowana na pierwszym planie tabla odmierzała precyzyjnie rytm, zyskując potężne wsparcie mięsistego i pełnego melodii basu Andersena. Po lekko abstrakcyjnej introdukcji, lecz dalej zgodnie z tytułem albumu, muzycy jakby radośnie wędrowali przez świat (Indie, Afryka, Ameryka Południowa) nie cytując dosłownie folklorów odwiedzanych krain. Choć "Movements in Colour" utrzymane zostało we współczesnej formule i odwołuje się do podobnych klimatów, jak czyni to Jan Garbarek, może też swą pogodną aurą i bogactwem sonicznych barw przywołać nastrój radości, jaki towarzyszył pierwszemu albumowi Return To Forever wydanemu dawno temu przez ECM.
Cezary Gumiński
ECM / UNIVERSAL