Mogliśmy się kiedyś bezpośrednio przekonać do talentu McComba dzięki Branfordowi Marsalisowi, który wcielił go do funkującej formacji Buckshot LeFonque. Parę miesięcy temu była ponowna okazja podziwiania McComba na kameralnym występie w stolicy.
Głos McComba jest niesłychanie zbliżony do brzmienia, intonacji i sposobu frazowania, jaki charakteryzował Hathawaya. W znacznie większym stopniu Frank McComb angażuje się jako jazzowy pianista, zbliżając się stylistycznie do niedawno zmarłego George`a Duke`a.
Niezwykle żywotne klawiatury McComba (zarówno akustyczna, jak i elektryczna), mimo że to koncert solo, skrzą pomysłami. Linie fortepianu trzymają się zawsze precyzyjnie wyznaczonego pulsu rytmicznego, mimo że prowadzone elastycznie wokalizy są pełne charakterystycznych powłóczystych zawodzeń.
Artysta przypomniał tu wiele utworów z repertuaru Hathawaya oraz złożył mu własny hołd w kompozycji "We`ll Carry Your Name On". Na zakończenie "Little Ghetto Boy" (z innego występu) z udziałem jazzowej orkiestry i chórku.
Cezary Gumiński
BOOBEESCOOL