Akcja z XVI-wiecznej Mantui została przeniesiona do Las Vegas lat 60. Zamiast dworu książęcego – jest kasyno. Bohaterowie wciągają nosem kokainę, nie rozstają się z papierosem i szklanką whisky. Kobiety towarzyszące bywalcom klubu są witane klapsem w tyłek.
Obowiązkowe wygibasy na rurze w wykonaniu półnagiej tancerki, powtórzone przez lekko skacowanego i nakoksowanego Piotra Beczałę po słynnej arii "La donna e mobile". Ciało Gildy, zamiast do worka, trafia do bagażnika. Ale właściwie nic - w warstwie przesłania - się nie zmienia. Jak zawsze, chodzi o władzę, pieniądze i seks. Złe uczynki powinny zostać ukarane. Przynajmniej tak chcemy wierzyć.
W nowej scenerii nie brzmi to jednak wiarygodnie. Produkcja spektakli, w których reżyser wychodzi ze skóry, żeby okazać się bardziej oryginalnym od konkurentów, trwa w najlepsze. Cóż z tego, że śmiesznie brzmią słowa dwóch wytatuowanych twardzieli w dżinsach i podkoszulkach, aby konkurent wyjął szpadę.
Co z tego, że skromne praczki wyglądają i zachowują się jak pensjonariuszki domu publicznego. Zrobić spektakl "po bożemu" - to wstyd! Dużo mniej istotna jest muzyka i soliści. Na szczęście ani śpiewacy, ani orkiestra tym razem nie zawodzą. I możemy być dumni z Piotra Beczały!
Stanisław Bukowski
MET OPERA / DEUTSCHE GRAMMOPHON 2013