DIRTY PROJECTORS

Bitte Orca

Bitte Orca

Wykonanie

Nagranie

Jedni czekają na "ten" album chwilę, inni dwie. Dirty Projectors musiało uzbroić się w cierpliwość i trzeba przyznać, że sztuka nagrania naprawdę świetnego dzieła wyszła im dopiero za szóstym razem. Cieszy mnie, że "Bitte Orca" jest takim albumem, jakim jest. Brak tu banalnego popu jakiego mnóstwo w mediach - to dobrze, choć oczywiście mało zaskakująco, bo grupa robi to od lat. Jeszcze lepiej, że nie ma tu miejsca na przesadne kombinowanie. A przecież jeszcze dwa lata temu na "Rise Above" mogliśmy zastanawiać się, czy dzieło nie powstało na mocno zakrapianej imprezie z zagryzką w postaci grzybków.

Jest więc prościej i przyjemniej, tak na lato. Teraz mogę nawet rozgrzeszyć Dirty Projectors z dobrego, ale niezdatnego do częstego spożywania "Rise Above", skoro musiał być to punkt w ich doświadczeniu, odskocznia, po której wracają na stary, indie popowy tor. "Bitte Orca" ma coś z "The Getty Address", czyli jeszcze wcześniejszej płyty Amerykanów, ale skok jakościowy jest bardzo zauważalny. Ma się wrażenie, że pięć pierwszych płyt zespołu to była tylko rozgrzewka przed głównym daniem. Nawet panie na okładce ładniej wyglądają niż bohomazy z 2004 i pan z przyrodzeniem na wierzchu z 2003 roku.

To co jest modnego na "Bitte Orca" to oczywiście nie żadna elektronika, a powrót do lat 70/80., mocno eksplorowanych AD 2008-2009. Ale to właśnie te piosenki moglibyśmy sobie wyobrazić na kasecie odkrytej w dopiero co kupionym, zabytkowym cadillacu. Patrząc na to w ten sposób, symboliczne wydaje się, że materiał ten również ukazał się w wersji na poczciwe kasety. Do tej na pewno można często wracać. Bo przecież pop w tamtym czasie był nie tylko na topie, ale i jego jakość była nieporównywalnie wyższa od tego, który jest nam wciskany obecnie. Można powiedzieć, że występujące wtedy zespoły miały talent, że ci ludzie byli artystami... Do takiego właśnie miana pretendują również członkowie Dirty Projectors.

Ta piękna, pozytywna płyta wzbudziła jeszcze przed premierą sporo szumu, gdyż pojawiły się głosy kojarzące wokal w singlowym "Stillness Is The Move" z Mariah Carey. Niech czytelnicy nie zrażają się tym. faktycznie podciąganie niektórych nut wzbudza takie porównania, ale Amber Coffman nie ma poza tym nic wspólnego z plastikową obecnie czy bardziej naturalną naście lat temu Carey. Jeśli mielibyśmy bawić się w takie skojarzenia, równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że "Two Doves" to powtórka z Bjork. Wszystko to całkiem niepotrzebnie, bo piosenki bronią się same układając w 40-minutową, kwiatową kompozycję.

Jest coś ekscytującego i fajnego w słuchaniu Dirty Projectors. Zespół dojrzał, a jednocześnie brzmi bardzo świeżo. Nagrywa w starym stylu, a przecież jest nowoczesny. Nie będzie to topowa pozycja w tym roku, ale na pewno silna propozycja, o której jeszcze niejednokrotnie wspomnimy

M. Kubicki
EMI Music Poland

GATUNKI MUZYKI
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu