Oprócz AC/DC, John Butler Trio oraz całej hordy metalcore`owej jatki australijska scena jest dla mnie naprawdę wielką niewiadomą. Tym bardziej debiutancki album młodej wokalistki, której hit "Pedestrian At Best" wybrzmiewał w wielu zagranicznych stacjach radiowych, może być dla mnie wyznacznikiem poziomu tamtejszych muzyków. Przynajmniej tych mniej znanych.
Otwierający całość "Elevator Operator" to klasyczne rockowe granie, które momentalnie kojarzy się z latami dziewięćdziesiątymi, ponieważ delikatnie przesterowana gitara, prosty rytm oraz uwypuklony damski wokal są wypadkową stylu z tamtego okresu. Spodziewam się, że większość fanów Blur czy Bloc Party będzie tą płytą zachwycona, gdyż na "Sometimes I Sit and Think, and Sometimes I Just Sit" można znaleźć wiele odwołań do ich twórczości. "An Illustration of Loneliness" nagrany kilka lat temu mógłby nawet święcić triumfy na wielu amerykańskich imprezach.
Wydaje mi się, że właśnie ten rodzaj grania idealnie dopełnia świetny głos Courtney Barnett będący filarem całego albumu. Wolne pulsujące tempo to w tym przypadku złoty środek na stworzenie hitu, który zdecydowanie wyróżnia się spośród reszty kompozycji zamieszczonych na omawianym dzisiaj wydawnictwie. Chociaż jeżeli już mówimy o hicie w pełnym tego słowa znaczeniu, na pierwszy ogień wysuwa się singlowy "Pedestrian At Best". Jest on w całości zbudowany na odwołaniach do całej sceny lat 90. i właśnie tutaj widać, co inspiruje młodą wokalistkę - znajdziemy tu trochę grunge`u, britpopu czy po prostu alternatywnego rock`a.
Jedynym mankamentem "Sometimes I Sit and Think, and Sometimes I Just Sit" jest kilka ostatnich utworów, które przez to, że są zdecydowanie wolniejsze i spokojniejsze od pozostałych, zupełnie nie pasują do reszty, a sama wokalistka traci przez nie na autentyczności. Głoś Courtney Barnett wyraźnie lepiej odnajduje się w towarzystwie przesterowanych gitar, aniżeli tych akustycznych. Niestety nawet mało wprawione ucho wyłapie średni ich średni poziom.
Debiutancki album Australijki to świetny, muzyczny powrót do końcówki lat 90. Jeżeli z jakiegoś powodu nie potrafisz sobie poradzić z akutalnym stanem rocka, to decydowanie warto sięgnąć po "Sometimes...". Chociażby z ciekawości.
Marcin Czostek
Mystic