Powrót do klasycznego składu, z Johnem Frusciante na gitarze, przyniósł najbardziej owocną sesję nagraniową w dziejach grupy. W legendarnym studiu Shangri-La pod okiem Ricka Rubina powstało około 50 piosenek, z których 17 trafiło na wydany wiosną album "Unlimited Love", a 18 na płytę "Return of the Dream Canteen".
Powrót do klasycznego składu, z Johnem Frusciante na gitarze, przyniósł najbardziej owocną sesję nagraniową w dziejach grupy. W legendarnym studiu Shangri-La pod okiem Ricka Rubina powstało około 50 piosenek, z których 17 trafiło na wydany wiosną album "Unlimited Love", a 18 na płytę "Return of the Dream Canteen".
Z prostego rachunku wynika, że materiału zostało im jeszcze na jedną płytę. Tak duża porcja nagrań może powodować uczucie przesytu, ale nie w tym przypadku. Trudno jest wskazać, która płyta wypada lepiej. Na obu znajdziemy sporo potencjalnych przebojów, na każdej dużo się dzieje.
Na "Return of the Dream Canteen" uwagę zwraca wybrany do promocji "Tippa My Tongue". To klasyczne brzmiący utwór Red Hot Chili Peppers, jak z czasów "Blood Sugar Sex Magik", z funkowo grającą sekcją rytmiczną, nośnym gitarowym riffem i melodyjnym śpiewem. Albo wyluzowany, słodko brzmiący i także funkowy "Peace and Love".
Nietypowy jest "Eddie", dedykowany zmarłemu w 2020 roku liderowi Van Halen z natchnioną solówką Johna Frusciante. W ucho wpada "Afterlife", w którym Anthony Kieldis śpiewa scatem jak jazzowi wokaliści. Po syntezator sięgnęli w przywołującym lata 80. i Culture Club "The Drummer". Jeszcze więcej elektroniki jest w bliskim ambientowi "La La La La La La La La".
Grzegorz Dusza
Warner Music