Japońskie słowo kodo ma dwa znaczenia. Pierwsze - bicie serca, źródło wszelkich rytmów. Drugie - dzieci bębnów. Oba doskonale odzwierciedlają naturę i charakter muzyki zespołu, który występował również w Polsce.
Jednak jeśli ktoś sądzi, że jego wielkie kolumny głośnikowe i potężne wzmacniacze przeniosą ze sceny do mieszkania dynamikę instrumentów perkusyjnych używanych przez Kodo, jest w błędzie.
Zespół przez cztery miesiące każdego roku występuje poza Japonią, przez cztery w Japonii, a pozosta łe cztery poświęca na doskonalenie sztuki gry i przygotowywanie nowego repertuaru.
Heartbeat: KODO 25th Anniversary podsumowuje ćwierćwiecze ich działalności nagraniowej, bo pierwszy album Ubu-Suna wydano w 1988 r. W sumie ukaza ło się dwadzieścia albumów. Przeglądając dołączoną do płyty książeczkę trafiłem od razu na międzynarodowe jam-session zorganizowane przez perkusistę grupy Grateful Dead Mickeya Harta.
W utworze Berimbau Jam Wschód spotkał się ze światem latynoskich rytmów. Ciekawie brzmi też współczesny remiks starego nagrania Kodo Nanafushi. Okazuje się, że trochę elektroniki wcale tej muzyce nie przeszkadza.
Jednak najbardziej lubię te nagrania, w których odzywa się największy z bębnów wykorzystywanych przez Kodo. Lubię, jak fala uderzeniowa z głośników napiera na moją klatkę piersiową. Bo tej muzyki nie słucha się tylko głową, ale całym ciałem. Warto przy okazji strząsnąć kurz z membran podkręcając gałkę wzmacniacza.
Marek Dusza
SONY BMG MUSIC ENTERTAINMENT