– Wytwórnia Blue Note wydała album saksofonisty Charlesa Lloyda "Wild Man Dance" nagrany na festiwalu Jazztopad, czy ukazał się na całym świecie?
– Tak, najwcześniej w USA – 14 kwietnia, w Polsce – 28 kwietnia, widziałem też imponujący plakat reklamowy z okładką albumu w Japonii, gdzie byłem słuchać nowych dźwięków z myślą o następnym festiwalu Jazztopad. Opis albumu był po japońsku, ale nazwa naszego festiwalu była w oryginale. Niesamowita reklama.
– Kiedy Charles Lloyd wystąpił pierwszy raz na Jazztopadzie?
– W 2010 roku promował ze swoim kwartetem album "Rabo de Nube". To była jedna z moich ulubionych płyt, ucieszyłem się, że przyleciał do Wrocławia. Od początku była dobra energia między nami. Powiedziałem mu, że po festiwalu lecę na pięć tygodni do Indii. Kiedy to usłyszał, powiedział, że przytuli mnie i pomodli, żeby mi się powiodło. Uścisnął mnie i przez dwadzieścia minut odprawiał modły. To było mocne przeżycie.
– Wtedy zaproponował pan mu napisanie utworu?
– Po koncercie zaczęliśmy rozmawiać. Wspomniał, że lądując we Wrocławiu widział zachód słońca i Odrę w dole. Zapamiętał ten widok i pierwszy utwór albumu "Wild Man Dance" – "Flying Over the Odra Valley" (Lecąc nad doliną Odry) powstał z inspiracji tym, co wtedy zobaczył.
Powiedziałem mu, że co roku zamawiam utwory i spytałem, czy na dziesięciolecie festiwalu mógłby dla nas napisać coś nowego. Pierwsza reakcja była raczej mało obiecująca. Potem korespondowałem z jego żoną Dorothy Darr, producentką dokumentu o Lloydzie "Arrows Into Infinity", który pokazaliśmy we Wrocławiu przed jego premierowym koncertem.
Chciałem, żeby napisał utwór z udziałem orkiestry kameralnej albo symfonicznej. Wyczułem, że nie chciał pójść w tę stronę. A ja nie chciałem, żeby napisał muzykę tylko na kwartet, zaproponowałem poszerzenie zespołu. W międzyczasie zagrał w Budapeszcie z cygańskim wirtuozem cymbałów Miklósem Lukácsem i wiedziałem od Dorothy, że bardzo był zadowolony z tej współpracy.
Lloyd w tym okresie występował także z grecką wokalistką Marią Farantouri, z którą wydał album dla ECM Records. W jej zespole grał wirtuoz liry greckiej Sokratis Sinopoulos. Pertraktacje były w toku. Ustaliliśmy tylko, że jego kwartet będzie poszerzony, a Lloyd zaproponował kompozycję właśnie z tymi wymienionymi muzykami.
– Spodziewał się pan, co to będzie za dzieło?
– Podpytywałem, a kiedy zbliżał się termin festiwalu, zacząłem wypytywać o partyturę. Okazało się, że przez dwa lata niewiele napisał. Zaczął kilka miesięcy przed premierą. Opowiadał mi później, że miał rozrzucone nuty z tematami na fortepianie, wszędzie i nie mógł ich poskładać w całość. Na tydzień przed premierą opublikował na Facebooku swoje zdjęcie przy fortepianie z podpisem, że wreszcie udało mu się skończyć zamówione dzieło. Byłem już spokojniejszy.
– Co powiedział po przylocie do Wrocławia?
– Już ze sceny powiedział, że generalnie takich zamówień nie przyjmuje i nie wie, jak to się stało, że napisał coś specjalnie dla festiwalu. Dodał, że jest to ważny w jego karierze moment.
– Ile wyniosło honorarium?
– Nie mogę zdradzić. W USA za minutę takiej kompozycji płaci się średnio tysiąc dolarów. Gdyby przeliczyć to na czas trwania tego nagrania, to festiwal nigdy nie mógłby sobie pozwolić na takie zamówienie. A jest to utwór, który jest sprofilowany na Wrocław i został wykonany na naszym festiwalu. To nie jest, mam nadzieję, koniec współpracy z Lloydem, rozmawiamy o czymś nowym.
– Wiedział pan, że nagranie z koncertu wyda Blue Note Records?
– Wiedziałem, że Lloyd odchodzi z ECM-u, bo skończył mu się kontrakt z tą wytwórnią płytową. Fakt, że wydał ten album Blue Note, to dla nas dobra wiadomość. Myślę, że Lloyd jest ciągle niedocenionym artystą.
– Przecież jest jednym z pierwszych jazzmanów, którego album sprzedał się w nakładzie miliona egzemplarzy, myślę o "Forest Flower".
– Ale kiedy to było – w 1966 roku. Pozostaje w cieniu Shortera, Hancocka i innych. Dopiero teraz dostał nagrodę Jazz Master National Endowment For The Arts, nareszcie uhonorowali go w Ameryce. Według mnie jest geniuszem, nagrywa wspaniałe albumy, ale to nie przekłada się na szersze uznanie dla niego, liczbę koncertów i honoraria. Ma 77 lat i jest ciągle twórczym artystą. Mam nadzieję, że ten nowy album zrobi dużo dobrego, bo jest mnóstwo recenzji na całym świecie, a Jazztopad odbiera gratulacje.
– W tym roku festiwal przenosi się z budynku Filharmonii Wrocławskiej do Narodowego Forum Muzyki, kiedy pierwsze koncerty?
– Otwarcie nastąpi 4 września koncertem muzyki klasycznej, a 5 września będzie dzień otwarty, wiele koncertów i artyści reprezentujący różne style, także jazz.
– Jazztopad prezentuje swoich artystów za granicą, gdzie w tym roku?
– Ruszamy z polskim jazzem na podbój Nowego Jorku. W Jazz at Lincoln Center Dizzy's Jazz Club wystąpi kwartet Obara International. To zapowiedź dwudniowego festiwalu, jaki odbędzie się tam za rok, w czerwcu. Maciej Obara koncertuje w USA i Kanadzie pod szyldem "Jazztopad prezentuje". W jego kwartecie gra Dominik Wania i dwóch Norwegów. To zaproszenie jest następstwem naszych showcase`ów i cyklu koncertów "Take Five: Europe".
Zaprosiliśmy dyrektora programowego Jazz at Lincoln Center Jasona Olaine`a i bardzo mu się spodobało na Jazztopadzie. W zamian przyśle nam orkiestrę Jazz at Lincoln Center z Wyntonem Marsalisem. Nowojorską edycję festiwalu Jazztopad chcemy robić co roku. Za rok wystąpi w Nowym Jorku cztery lub pięć zespołów, uzgadniamy kwestie finansowe. Później polecą na koncerty do Kanady. Jazztopad będzie festiwalem objazdowym.
– Jakich premier można się spodziewać na tegorocznym festiwalu?
– Będzie ich pięć. Anthony Braxton pisze kompozycję na dwie harfy, tubę i swój saksofon. Nowy projekt przygotowuje Trilok Gurtu, a w jego trio zagrają Wacław Zimpel i Maallem Mokhtar Gania. Kontrabasista Anders Jormin pisze kompozycję na orkiestrę symfoniczną i chór. Prawdopodobnie tym nagraniem zainteresuje się ECM Records. Chcę zaprosić Manfreda Eichera na otwarcie Narodowego Forum Muzyki, a potem na festiwal. Chcę mu zaproponować salę NFM na nagrania. Będzie miał blisko z Monachium. Za rok, kiedy Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury, na festiwalu Jazztopad będą trzy premiery dzieł związanych z Wrocławiem. Jedną z nich zamówiłem u Wayne’a Shortera.
– Coraz więcej koncertów festiwalowych ukazuje się na płytach, a tę passę zaczął gitarzysta Terje Rypdal i ECM Records. Jakie będą następne?
– Wadada Leo Smith przygotowuje nasze nagranie do wydania w swojej wytwórni. Podobnie William Parker, niebawem będzie premiera w jego wytwórni. Nasze zamówienie zajmie jedną z trzech płyt nowego albumu.
– W Narodowym Forum Muzyki będą występować największe jazzowe gwiazdy?
– Tak, prowadzimy m.in. rozmowy z managmentem Keitha Jarretta. W ubiegłym roku zagrał tylko trzy koncerty w Europie, w tym jak dotąd tylko dwa. Mam informację, że chce grać więcej i chcemy to wykorzystać. Rozmowy są zaawansowane. Zobaczymy.
Rozmawiał Marek Dusza
Fot. Marek Dusza