Pomiędzy ogromnymi kolumnami Wilson Audio Alexx zasiedli: Muniek, realizator nagrania Jacek Gawłowski i prowadzący konferencję Hirek Wrona. Za nimi stały monobloki Dan D'Agostino (od nazwiska legendarnego projektanta) Momentum M400 (2x600W), najwyższy model przetwornika firmy studyjnej MSB - DAC Select II, a dla miłośników winyli – gramofon Spiral Groove SG1.2 wraz z przedwzmacniaczem Dan D`Agostino Momentum Phonostage. Razem z okablowaniem Synergistic Research utworzyły zestaw za dwa miliony złotych.
Hirek Wrona przyniósł ze sobą świeżo wytłoczony winyl, uboższy o pięć utworów w porównaniu z płytą kompaktową, ale odsłuch był zaplanowany z wykorzystaniem plików wysokiej rozdzielczości. Oko przyciągała okładka winyla.
- Okładkę zaprojektował Rosław Szaybo, który jest legendą polskiej grafiki i szkoły plakatu - powiedział Muniek Staszczyk. Pracował w londyńskiej filii CBS projektując okładki płyt m.in. Eltona Johna (box), Leonarda Cohena i Judas Priest, w tym tę najsłynniejszą "British Steel", a także pierwszej płyty "The Clash" i "Carnival" Santany. W Polsce był autorem okładek "Polish Jazz".
Rosław jest uroczym panem po osiemdziesiątce, a ma serce dwudziestolatka. Pomyślałem, że jakby się zgodził zaprojektować nam okładkę, to byłoby super. Pokazałem mu wszystkie nasze winyle. - Macie chłopcy taki chaos w tych okładkach - powiedział i spytał, jaki mam pomysł na tytuł płyty. Ponieważ to nasza piętnasta płyta, to pomyślałem, że to będzie po prostu "T.Love". - To świetnie, bo lubię ikoniczne okładki. Gracie tyle lat, a nie macie swojego logo - mówił. Dzięki niemu okładka jest prosta, czytelna, klasyczna. Ponieważ widziałem jego podpis na okładce "Astigmatic" Komedy, spytałem, czy nie podpisałby się na naszej. - Dobra - odpowiedział.
Na nową płytę fani T. Love czekali cztery lata od poprzedniej "Old is Gold". Sam Muniek określał ją jeszcze przed premierą jako inspirację funku i soulu.
- Brzmienie osiągnęliśmy dzięki realizatorowi Jackowi Gawłowskiemu i naszemu gitarzyście Maciejowi Majchrzakowi, który jest głównym producentem – powiedział Muniek Staszczyk. Ten album ma nowoczesne brzmienie, jak na T. Love, oparte na rytmie i na beacie. To jest muzyka taneczna, choć wiem, że to określenie jest dziś niebezpieczne, może być źle kojarzone.
Ci, którzy słuchają muzyki, wiedzą jednak, o co chodzi. Nawiązujemy do brzmienia zespołów soulowych z lat 60., takich jak The Supremes, nagrywających dla wytwórni Tamla Motown. Potem te brzmienia było słychać u zespołów brytyjskich, takich jak Queen, Depeche Mode, Yazoo. Na naszej płycie gitary nie grają już tak dużej roli jak kiedyś. Prowadzący jest bas i bęben, trochę klawisze. Podsumowując, jest to płyta taneczna w czasach apokaliptycznych.
Na tę polityczno-społeczną aluzję publiczność zareagowała szmerem zadowolenia i zrozumienia przypuszczalnej tematyki, choć albumu jeszcze nie słuchała.
- Nasza poprzednia płyta była ukłonem w stronę tradycji i źródeł muzyki rockowej - mówił Muniek Staszczyk. Zmierzyliśmy się z tradycją bluesa i folku, którą reprezentują Bob Dylan, Johnny Cash, Muddy Waters, John Lee Hooker. "Old is Gold" należy do nurtu vintage, w którym tworzą także Jack White i The Black Keys.
Nagrywaliśmy tamten dwupłytowy album cztery lata, to była długa i żmudna praca. Natomiast "T. Love" powstał w cztery miesiące. Jest to pocztówka z datą 2016 r. Jest na niej to, co wylewa się z mediów, rozmów, co wynika z zagubienia, strachu, pewnej paranoi podzielonej Polski, a także tematy, które przyszły do nas z Europy. Pisałem teksty, kiedy w Brukseli i Paryżu wybuchały bomby, a w Nicei zamachowiec wjechał w tłum. Zapisałem moje obserwacje nie opowiadając się po żadnej ze stron. Są również piosenki osobiste o moich najbliższych, o przyjaciołach, o moim otoczeniu.
W Ameryce o współczesnym świecie opowiadają: Bruce Springsteen, Neil Young, Bob Dylan. A w Polsce? Też zgredy: Kazik, ja, Maleńczuk, Krzysiek "Grabaż" i hiphopowcy. Natomiast nie słyszałem kapeli dwudziestolatków, którzy opowiedzieliby mi swoje tematy. Niedawno graliśmy koncert na jakimś lokalnym przeglądzie młodych talentów. Zgłosiło się osiemdziesiąt kapel i wszyscy śpiewali po angielsku. Według nich to fajne brzmi, dobrze się składa. Ja nie mam nic przeciwko językowi angielskiemu. Wychowałem się na muzyce i poezji tych twórców, o których wspomniałem. W T. Love tekst był zawsze ważny, tekst zrozumiały, dla polskich słuchaczy. Nagraliśmy album z muzyką taneczną, a teksty pozostają w kontrapunkcie, tak jak np. u Marley`a. I jak na nas, jest tu dużo elektroniki.
Prowadzący konferencję Hirek Wrona przeniósł wreszcie akcent na realizację nagrania płyty, zwracając się do Jacka Gawłowskiego, laureata Grammy na zmiksowanie albumu "Night in Calisia" Włodka Pawlika.
– "T. Love" jest skrajnie odmienna od "Old is Gold", którą również realizowałem i miksowałem - powiedział Gawłowski. Przed nagraniem tamtej Muniek puścił mi świeże płyty Boba Dylana, Toma Waitsa mówiąc, że chciałby uzyskać podobne brzmienie. To mnie zainspirowało do propozycji techniki, jak powinni to nagrać. Teraz było inaczej, chcieliśmy uzyskać bliskie brzmienie, bez sztucznych pogłosów, nowoczesne, nawet taneczne.
Myślę, że bliskie nagraniom Prince`a, Michaela Jacksona. Pojawiły się syntezatory zamiast organów Hammonda. Dodałem też sampla, którym było uderzenie stopy na raz, stwarzające taneczną atmosferę. Pośród utworów nowoczesnych są klasyczne, mój ulubiony duet z Johnem Porterem, który trafił na edycję specjalną. To wyjątkowo utwór w stylu country. Album jest różnorodny, a na dzisiejszy odsłuch wybraliśmy utwory, które mają współczesne brzmienie.
Jacek Gawłowski miksował i masterował album "T. Love", a nagranie zostało zrealizowane w znakomitym Studiu Custom34 w Gdańsku, które jest w stu procentach analogowe. – Wszystkie ślady zostały wbite w taśmę analogową, co pozwoliło mi później na łatwe manipulacje przy miksie i masteringu - podkreślił Gawłowski.
Taśma wiele wybacza, brzmienie jest plastyczne, ładne, dobrze się tego słucha. Nagranie zostało następnie przetransferowane do wysokiej rozdzielczości 24 bity i częstotliwości próbkowania 88,2 kHz. Dlaczego tak? Bo to jest dwukrotność standardu zapisu płyty CD, a zyskujemy potem łatwe przejście z hi-res do CD, nie ma żadnych zniekształceń.
Nawet zasugerowałem zespołowi, żeby sprzedawać tę muzykę w postaci hi-resów, plików o wysokiej rozdzielczości. Bywam na takich wystawach, jak Audio Show, gdzie ludzie oczekują muzyki o najwyższej jakości i jest to najczęściej klasyka i jazz. Chcę przełamać tę tradycję, pokazać, że w rock and rollu też jest siła i potencjał. Że płyty rockowe mogą brzmieć audiofilsko, mogą mieć różne plany, dynamikę. Poprzedni album nagrywałem używając mikrofonów ustawionych w tzw. Decca Tree, tak jak w latach 60. nagrywano klasykę. Zamiarem było zachowanie naturalnej przestrzeni.
Nowy album ma przestrzeń wykreowaną w studiu i na konsolecie, co było słychać już w pierwszym utworze odtwarzanym z plików hi-res. Uderzenie fali akustycznej z kolumn Wilson Audio Alexx było naprawdę potężne, a muzyka zyskała ponadnaturalny wymiar. Bardziej koncertowy niż studyjny, w czym była niewątpliwa zasługa zestawu za 2 miliony złotych. Następnie dla porównania, na życzenie gości, odtworzono ten sam utwór z płyty winylowej, która zabrzmiała zupełnie inaczej. Na zadane później przez Hirka Wronę prowokacyjne pytanie: dlaczego winyl zabrzmiał lepiej, nikt nie chciał odpowiedzieć. Mnie przyszła do głowy absurdalna odpowiedź - bo jest czarny.
Marek Dusza