- Jaki jest pana udział w projektowaniu nowych produktów Marantza?
- Od kiedy zainteresowałem się dziedziną audio, z zaciekawieniem obserwowałem, jak Marantz tworzy swoją reputację i zmierza w określonym kierunku. Na początku były lampy i mono, potem stereo i tranzystory, wreszcie nadeszła era cyfrowa. Zmiany zmusiły firmę do określenia swojej polityki produkcji. Pojawienie się płyty kompaktowej i odtwarzaczy CD było wielkim wyzwaniem.
Miałem szczęście dołączyć wtedy do Marantza, który był producentem wyłącznie sprzętu analogowego. Nie wiedzieliśmy nic o sferze cyfrowej, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że trzeba zmienić ofertę. Marantz był wówczas specjalistą od wzmacniaczy, a ja stałem się odpowiedzialny za odtwarzacze płyt CD. Musiałem się dużo uczyć, bo była to nowa dziedzina. Moim zadaniem było uzyskać muzykalność, z której słynęły analogowe produkty Marantza, osiągnąć ją w sferze cyfrowej. Wzbogacanie wiedzy i doświadczenia doprowadziły nas do najnowszego modelu SA-10.
- Czy prace nad nową Serią 10 Marantza zajęły dużo czasu?
- To był długotrwały proces, trwał ponad trzy lata. Zaprezentowaliśmy modele referencyjne, a teraz pracujemy nad zastosowaniem naszych rozwiązań w tańszych modelach.
- Dlaczego wzornictwo nowych modeli Marantza nie odbiega od wcześniejszych?
- Chcę, by wzornictwo Marantza było łatwo rozpoznawalne na pierwszy rzut oka, tak jak modele firm samochodowych - Mercedes czy BMW. Modele w ofercie Marantza, od najdroższych do najtańszych, mają ten sam wygląd, różnią się szczegółami.
- Nowych, referencyjnych Marantzów słuchaliśmy na kolumnach Q Acoustic. Czy Marantz planuje wprowadzenie do oferty swoich kolumn głośnikowych?
- Mam szczęście współpracować z wybitnym inżynierem akustykiem Karl-Heinzem Finkiem, specjalistą w projektowaniu kolumn głośnikowych, to jego konstrukcje. Mamy bardzo zbliżony gust muzyczny, przyświecają nam podobne idee. Jest zaangażowany w tak wiele projektów, że nie może żadnego z nich firmować swoim nazwiskiem, ale jego udział w projektowaniu systemów audio dla firm samochodowych, jak Audi i VW, nie jest tajemnicą. Kiedy mogę, prezentuję nowe modele Marantza z kolumnami głośnikowymi jego pomysłu. Wcześniej były to modele firm Tannoy i Mordaunt Short, które zaprojektowaliśmy razem.
- Początki ery cyfrowej były trudne również dla inżynierów dźwięku, którzy korzystali z pierwszych systemów PCM w studiach nagraniowych. Uważa się, że pierwsze nagrania cyfrowe sławnych artystów zostały stracone, to prawda?
- Z dzisiejszego punktu widzenia - tak. Ale czterdzieści lat temu nie wiedziano, jak korzystać z techniki cyfrowej. Wszyscy musieliśmy się uczyć. Przede wszystkim pierwsze urządzenia rejestrujące dźwięk cyfrowo były źle zaprojektowane, nie gwarantowały wysokiej jakości dźwięku, nie spełniały założeń hi-fi. Dźwięk był tak szorstki, że aż nieprzyjemny dla słuchacza.
- Kiedy poprawiono tę technikę, da się zauważyć taki moment?
- Niestety, do dziś właściwie nie opanowano problemów związanych z nagraniami PCM Digital. Na szczęście pojawił się system DSD, który otworzył nowe możliwości przed inżynierami dźwięku.
- Jednak niewiele jest nagrań w tym systemie, dlaczego nie jest szerzej stosowany?
- Po pierwsze, ponieważ jest kosztowny, a studia zostały już wyposażone w sprzęt PCM. Istotne jest również to, że naprawdę niewielu muzyków przykłada taką wagę do jakości brzmienia, jak audiofile, którzy słuchają nagrań i oczekują, by brzmiały jak najlepiej.
- Sygnuje pan swoim nazwiskiem płytę kompaktową "Inspired by Desire" wydaną z okazji 30-lecia współpracy z Marantzem i premiery serii KI Pearl. Jak została zrealizowana?
- Ponieważ nagrania miały się ukazać na płycie CD, wybrałem częstotliwość próbkowania dwa razy większą niż właściwa dla tego formatu - 88.2 kHz. Daje ona możliwość bezproblemowej konwersji do 44.1 kHz, jaką mają płyty CD, jak i do formatu DSD występującego na płycie SACD. W obu przypadkach to łatwe zadanie dla konwerterów. Niestety, wielu realizatorów ciągle stosuje częstotliwość 48 kHz i jej wielokrotność, sprawiając trudności przy konwersji materiału na płytę CD.
- Wyjaśniał pan ten problem w naszej poprzedniej rozmowie na łamach AUDIO. Myślę, że od tamtej pory przynajmniej kilku realizatorów w Polsce zrozumiało swój błąd i zmieniło swoje preferencje w stosowaniu częstotliwości próbkowania na właściwą.
- To dobrze, właśnie o to mi chodziło.
- Prezentując w Warszawie nowe modele Marantza z Serii 10, jak zawsze zwracał pan uwagę na muzyczne wrażenia, przywołując te najpierwsze - nagrania, jakich słuchali nasi rodzice. Jakich pan słuchał w dzieciństwie?
- Moi rodzice słuchali najróżniejszych stylów muzycznych, ale mój ojciec szczególnie lubił tango. Miał dużo płyt z tą muzyką w wielu wykonaniach klasycznych i popularnych. Lubiłem słuchać tych płyt, podobało mi się brzmienie bandoneonu i nauczyłem się rozróżniać tango argentyńskie od kontynentalnego. W domu były też płyty Nat King Cole`a, Binga Crosby`ego, później pojawiły się nagrania Franka Sinatry.
- Jakiej muzyki słucha pan dziś najchętniej?
- Naprawdę bardzo różnej, nie potrafię zdefiniować stylu, jaki preferuję. Jak się zastanowić, to wszystkie style pochodzą od muzyki klasycznej i to klasyka je łączy. Śpiew ma swoje źródło w średniowiecznym chorale gregoriańskim. Tam należy szukać początków muzyki popularnej. W każdym okresie muzyka odzwierciedlała styl życia i tak jest do dziś. Ale lubimy też wracać do muzyki naszej młodości, kiedy kształtował się nasz gust muzyczny. Mam bardzo duży zbiór płyt - od tradycyjnej muzyki japońskiej, przez klasykę, jazz do popu. Wiele z tych nagrań istnieje tylko na płytach winylowych. Na własny użytek konwertuję te płyty z formatu analogowego do domeny cyfrowej - DSD. Używam profesjonalnego rejestratora firmy Korg.
- Dlaczego nie używa pan analogowych rejestratorów?
- Słuchanie to proces analogowy i byłoby wspaniale, gdyby wszystko od momentu nagrania muzyki do jej odtworzenia odbywało się w sferze analogowej. Niestety, problemem jest archiwizacja nagrań, które są bardzo wartościowe dla historii muzyki. Taśmy magnetofonowe rozmagnesowują się z latami i nie nadają się do długotrwałego przechowywania muzyki. Dlatego opracowano technikę cyfrową. Podkreślę ponownie - szczęśliwie pojawił się system DSD, perfekcyjny format do nagrywania i archiwizowania muzyki. Jeśli to tylko możliwe, należy z niego korzystać.
- Jak pan szuka nowych, ciekawych nagrań, które prezentuje na swoich pokazach?
- Praktycznie muszę słuchać wszystkich nowości. Czasem czeka na mnie niespodzianka w postaci świetnego nagrania, nawet tam, gdzie inni mogliby się tego nie spodziewać, np. w muzyce pop. Szkoda, że zdarzają się tak rzadko. Niektóre nagrania muzyki filmowej mają naprawdę doskonałą jakość. Dlatego słucham teraz soundtracków. Można tam znaleźć naprawdę dobrych muzyków. Ale, jak już powiedziałem, niektórzy kompozytorzy i wykonawcy dbają o jakość nagrań, a innym na tym nie zależy. Więcej przyjemnych zaskoczeń znajduję w starych nagraniach, których sam wcześniej nie znałem.
- Tradycyjnie zapytam, co pan poleciłbym czytelnikom AUDIO? Poprzednio były to nagrania wytwórni Contemporary Records z lat 50. Dzięki pana rekomendacji odkryłem je i delektuję się ich brzmieniem.
- Mogę polecić popowe albumy wytwórni Capitol z lat 50. i 60. W Capitol Studios w Los Angeles powstawały niesamowite nagrania. Najlepszym przykładem są płyty Nat King Cole’a.
Rozmawiał Marek Dusza