Teraz jednak dobrze się składa, bo jestem do opery nastawiony tak przychylnie, jak nigdy wcześniej, będąc pod wrażeniem występu Marka Kaliszuka w roli Marii Callas, oczywiście w programie "Twoja twarz brzmi znajomo". Czy już się skompromitowałem dostatecznie?
Tak czy owak, zaraz przetestuję kolumny, które, jak wiele na to wskazuje, faktycznie są dedykowane miłośnikom klasyki, chociaż chyba nie tylko opery. I niech się wstydzi ten, kto... czyta. Firma Opera u swoich początków (ćwierć wieku temu) dodatkowo podkreślała swoją adorację dla opery, nazywając pierwsze konstrukcje nazwiskami słynnych głosów operowych - Caruso i Callas. Potem były Operetta i Divina, dzisiaj nazwy operowych konstrukcji również trzymają się blisko tego stylu.
Zarówno nazwa firmy, jak i jej pochodzenie wyraźnie sugerują, czego się spodziewać, zarówno od strony estetycznej, jak i brzmieniowej. Zresztą jedno do drugiego pasuje: Opera to dziecko kultury włoskiej, a włoskie kolumny mają zwykle klasyczną, arystokratyczną aparycję.
Można więc podejrzewać, że kolumny firmy Opera będą konsekwentnie trzymały się tej tradycji - i będą optymalnie dostrojone do odtwarzania muzyki... operowej? Tylko głosów czy może muzyki klasycznej generalnie? Ale jakich cech od głośnika wymaga, a jakich nie wymaga muzyka klasyczna? Łatwo się mówi - kolumny do klasyki... To znaczy, że bez dynamiki i bez basu? Nonsens? A jednak coś w tym jest, co pokaże nam właśnie brzmienie Opery Secondo. Ale nie uprzedzajmy wypadków.
Firmowa prezentacja produktu zaczyna się bardzo konkretnie, od prostego stwierdzenia ważnego faktu: Opera jest dzisiaj jednym z niewielu producentów, którzy wciąż stosują obudowę zamkniętą dla głośników niskotonowych. Moglibyśmy od razu pójść tym tropem, ale zatrzymajmy się, odłóżmy go na później i popatrzmy sobie na obudowę nie od wewnątrz, ale od zewnątrz.
Wyrażałem już swoje uznanie dla nowoczesnego projektu Jamo, dla dobrych materiałów w Focalu, dla minimalizmu w ekskluzywnym wydaniu B&W, dla wymagającego dużego nakładu ręcznej roboty - rustykalnego stylu Castle, dla... Ale w każdym z tych przypadków miałem do czynienia z oczekiwaną relacją jakości do ceny. 10 000 zł to już sporo, na tym pułapie nie sprzedaje się zgrzebnych skrzynek oklejonych winylem. Jednak to, co prezentuje sobą Opera Seconda, to jest jeszcze inna liga, drodzy Państwo i drodzy Konkurenci. Przed nami - Opera Seconda - prawdziwa Diva tego testu.
Oswojeni jesteśmy z zaprogramowanymi zachwytami, że coś "mogłoby kosztować dwa razy tyle". Nic nie kosztuje napisać (a nawet mi za to zapłacą), że Opera Seconda wygląda tak, że mogłaby kosztować pięć razy tyle. Wszystko jest możliwe, zwłaszcza w high-endzie widzieliśmy różne Divy i dziwy, które jednak częściej powinny kosztować pięć razy mniej.
Opera Seconda jest imponująca i zaskakująca, bo przecież mamy do czynienia z oryginalnym produktem włoskim, a nie dalekowschodnią podróbką. Podobno produkcja przemysłowa powoli wraca do Europy, a co najmniej przestaje z niej uciekać, i jeżeli Seconda jest tego przykładem (podobnie jak Focal), to jestem za, i w uniesieniu zaśpiewałbym nawet arię, nawet mezzosopranem - gdybym był Kaliszukiem.
Opera Seconda - obudowa
Konstrukcja demonstruje sobą zarówno esencję włoskiej tradycji, eksponując naturalne drewno (orzech włoski) i skórę (może "ekologiczną", ale sztucznością nie razi), jak też nowoczesny, "dynamiczny" kształt. W tym stylu nie ma szans na czysty północnoeuropejski minimalizm, na prostopadłościenne, ostrokrawędziste skrzynki. Tutaj kształty muszą być obfitsze, muszą pojawić się bardziej złożone krzywizny i zaokrąglenia, ale są one wyegzekwowane w taki sposób, że kolumna nie trąci muzealnictwem, to nie jest pełna przepychu opera barokowa...
Starym meblem jest Castle, za to Opera Seconda ma w sobie aerodynamikę i rysy sportowego włoskiego samochodu. No dobrze, wygląda efektownie, ale czy jest naprawdę konstrukcją solidną? Specjalnie dużo głośników nie widać, to "tylko" układ dwuipółdrożny, podczas gdy większość pozostałych to układy trójdrożne...
Dowiedzcie się więc, że jedna Seconda waży 45 kg, dokładnie dwa razy więcej niż Motion 40, i ponad 50% więcej niż "druga w kolejce" Aria 936. Macie jeszcze jakieś wąty? "Skromny" komplecik głośników pochodzi od Scan-Speaka. Swoją drogą, to jedyna w tym teście firma głośnikowa, która nie produkuje samodzielnie przetworników, lecz zamawia je u duńskich kooperantów (w innych konstrukcjach, oprócz Scan-Speaków, spotkamy Seasy), podobnie jak Sonus Faber.
Subtelna różnica polega na tym, że Sonus, jako odbiorca większych ilości (że jest firmą o większym zasięgu, nie da się przecież ukryć), może pozwolić sobie na zamawianie bardziej indywidualizowanych wersji, które czasami wręcz trudno rozpoznać jako produkty określonych firm, natomiast Opera ma pewnie trochę mniejsze pole manewru, i tak nie wybrzydza, bo w jej konstrukcjach widać zarówno wersje "specjalne", jak i zupełnie standardowe. Taką sytuację spotkamy właśnie w Secondzie.
Opera Classica i Callas
W katalogu Opery znajduje się obecnie siedem modeli, podzielonych między dwie linie - Classica i Callas. W droższej serii Callas są tylko dwie konstrukcje - podstawkowa Callas i wolnostojąca Grand Callas ("flagowiec" całej oferty).
W serii Classica wybór jest większy, jest głośnik centralny Centrale, podstawkowy Mezza, ale producent skupia naszą uwagę na konstrukcjach wolnostojących, które są tutaj trzy - Grand Mezzo, Seconda i Quinta. Pierwsza z nich jest szczuplejsza od pozostałych, oparta na "15-tkach" w układzie trójdrożnym (dwie na basie, jedna średniotonowa); testowana Opera Seconda jest bliżej spowinowacona z modelem Quinta, który zawierając o jedną "18-tkę" więcej "zamienia się" w układ trójdrożny, mając też odpowiednio większą (wyższą) obudowę.
Obydwa te modele, m.in. w związku ze specjalnymi i stosowanymi tylko w nich przetwornikami nisko-średniotonowymi, są konstrukcjami z obudową zamkniętą. Obudowa taka wcale nie jest więc trwałym i charakterystycznym rozwiązaniem, które miałoby wyróżniać wszystkie czy choćby większość konstrukcji Opery - większość jest bas-refl eksami. Nie jest nawet tak, aby obudowa zamknięta znajdowała się na szczycie hierarchii - bas-refleksami są przecież droższe modele Callas. Osobiście bardzo podoba mi się taka polityka, w której jest mało polityki - konstruktor realizuje różne sensowne pomysły, nieskrępowany żadnymi nakazami i "linią programową", którą zwykle narzuca "zarząd".
Obudowa zamknięta
Każdy prawdziwy konstruktor ma zarówno przekonanie do konkretnych rozwiązań, jak i potrzebę eksperymentowania, natomiast interes firmy, zwłaszcza dużej, często stoi tej potrzebie na przeszkodzie lub co najmniej wymaga konsekwencji, która ogranicza ruchy, ale buduje pozycję i jednoznaczny "wizerunek" adresowany przecież do klienta. Ten może pomyśleć następująco: Skoro konstruktor wybrał tutaj obudowę zamkniętą, to znaczy, że uznał, iż jest lepsza od bas-refleksu; a skoro tak, to dlaczego bas-refleksami są inne jego modele?
Na to nie ma tak prostej odpowiedzi, którą zrozumieliby i przyjęli za dobrą monetę wszyscy, więc lepiej trzymać się wybranego kursu - stosować określone membrany, filtry, obudowy, nie mówiąc o spójnej linii wzorniczej. Tak podpowiada doświadczenie marketingu, ale impet konstruktora, który ma więcej do powiedzenia w małych firmach (często jest współwłaścicielem), przełamuje te schematy... i firma nie robi wielkiej kariery, bo nie stosuje się do recept na sukces, za to my możemy się cieszyć, od czasu do czasu spotykając taką egzotykę. Bo obudowa zamknięta, zwłaszcza duża, jest dzisiaj egzotyką.
Z problemami rezonansowymi, eliminowanymi przez zastosowanie obudowy zamkniętej, wiązać się może użycie metalowych membran niskotonowych. Zwykle rozważa się właściwości wszelkich membran w oderwaniu od typu obudowy - którą wiąże się z parametrami T-S. Tymczasem słabo wytłumiona obudowa bas-refl eks powoduje, że pewna część fal emitowanych przez tylną stronę membrany wraca do niej. Membrana aluminiowa, jako membrana o bardzo niskiej stratności, w dużym stopniu "przepuszcza" tę energię, co oczywiście nie jest korzystne. Inne membrany znacznie lepiej stają jej na drodze, ale obudowa zamknięta jest lepiej wytłumiona, więc znacznie mniej energii wraca do głośnika i membrana aluminiowa może pracować bezpieczniej.
Producent na swojej stronie internetowej zamieścił ciekawe porady na temat "wygrzewania", też związane z zastosowaniem obudowy zamkniętej. Konkretnym elementem w głośniku nisko-średniotonowym, który wymaga "rozruszania", aby uzyskać optymalne parametry, jest dolny resor. W głośniku nowym jest on zbyt sztywny, czyli ma obniżoną podatność, co bezpośrednio wpływa na częstotliwość rezonansową i dobroć układu rezonansowego (mają zbyt wysoką wartość).
W obudowie bas-refleks, przy najniższych częstotliwościach, nawet przy umiarkowanych mocach, układ drgający pracuje z dużą amplitudą, więc "rozruszanie" i dojście do optymalnych parametrów postępuje szybko i w trakcie normalnego użytkowania. W obudowach zamkniętych, gdzie układ drgający jest "hamowany" poduszką powietrzną w obudowie, przy podobnej mocy i sygnale najniższych częstotliwości amplituda jest znacznie mniejsza, co jest korzystne dla bezpieczeństwa głośnika, ale nie pozwala "wygrzać" go tak szybko i przy normalnym słuchaniu - należy więc poddać go specjalnemu traktowaniu i przez pewien czas potraktować silnym sygnałem niskich częstotliwości (ale bez przesady...).
Odsłuch
Zamykamy cały test w sposób całkiem wyrafinowany.... Czasami przychodzi mi na myśl porównanie testów porównawczych do płyt z muzyką, z kilkoma utworami ułożonymi przez artystę czy wydawnictwo w sposób raczej nieprzypadkowy, zwłaszcza w wypadku "koncept-albumów". W naszych testach porządek wyznacza kolejność alfabetyczna (nazw firm), tak to sobie kiedyś ustaliliśmy, bo coś w tej sprawie trzeba było ustalić... Zatem formalnie kolejność nie jest przypadkowa, chociaż nie ma żadnego związku z samymi cechami testowanych urządzeń.
Jednak czasami mam wrażenie, jakby kolejne brzmienia układały się w sensowną sekwencję, zwłaszcza wtedy, gdy cały przegląd kończy się występem w takim stylu - kojarzy mi się to z wieloma albumami, na których ostatni utwór niekoniecznie jest największym hitem, ale ma piękną melodię, spokojny klimat, jest zamknięciem wyciszającym, już bez mocnych akordów, jednak niepozbawionym emocji, który trzyma naszą uwagę do końca, a kiedy ten już nastąpi, pozostawia nas w głębokim przekonaniu, że tak oto całe dzieło "spełniło się".
Tak kończą się często płyty Pink Floydów czy Marka Knopflera, ale pewnie wiele innych. I takim zakończeniem jest brzmienie kolumn Opera Seconda, które w pewnym sensie, w ostatniej odsłonie, już rzutem na taśmę... ale jakże pewnym i spokojnym "rzutem", pokazuje, jak powinno prezentować się brzmienie obiektywnie wysokiej klasy, wolne od wszelkiego efekciarstwa, nadmiarów, przechyłów, manipulacji i kombinowania.
Tak posłuszne zasadom i regułom "wiernego przetwarzania", jak to tylko możliwe, przy danym poziomie techniki i umiejętności konstruktora. A na pułapie cenowym 10 000 zł są one niemałe. Już wybór obudowy zamkniętej jest znamienny; to przecież deklaracja, o jakie brzmienie, nie tylko w zakresie niskotonowym, może konstruktorowi chodzić. Rezygnuje on z mocnego pierwszego wrażenia, wszelkiej spektakularności oraz efekciarstwa, i to w całym pasmie, na rzecz kontroli, neutralności, zrównoważenia.
Kiedy bas płynie miarowo i spokojnie, trudno też pokusić się o eksponowanie wysokich tonów, aby brzmienia wyraźnie nie rozjaśnić; "wykonturowanie" charakterystyki na różne sposoby jest możliwe tylko wtedy, gdy mamy pod dostatkiem basowej energii, z mniej lub bardziej, ale zawsze wzmacniającego bas-refleksu. O wiele trudniej manewrować z obudową zamkniętą, która ma wyraźnie niższą efektywność, a także inny charakter dźwięku - chociaż teoretycznie wykazuje się lepszą odpowiedzą impulsową, to w praktyce słychać dźwięk spokojniejszy, a nie bardziej "impulsywny"; dokładniejszy, ale mniej energetyczny, mniej soczysty.
Trzeba jednak przyznać, że bas z kolumn Opera Seconda jest znacznie bardziej wyrazisty i konkretny niż z Howardów. Jest normalny, wręcz wzorcowy; nie ma takiego wigoru, jak z B&W, ani takiej potęgi, jak z Focali, ani nie sięga tak nisko, jak z Jamo, ale okazuje się kompletny, czytelny, wyrównany i w żaden sposób niekłopotliwy. Nie było bowiem nagrania, na którym by sobie nie dał rady; wykonuje tylko program obowiązkowy, ale wykonuje go na piątkę. Wysokie tony są gładkie, świeże, delikatne, bardzo dobrze dopasowane i połączone.
Tutaj też trudno byłoby cokolwiek poprawiać w samym strojeniu, poziom i proporcje są dobrane bez zarzutu - znowu normalnie, bez rozjaśniania czy zaokrąglania, a także bez specjalnego "cieniowania" na przejściu ze średnicą. Brzmienie jest przejrzyste i nienatarczywe, uporządkowane, spójne oraz lekkostrawne.
Można odczuwać niedosyt dynamicznych porywów, można mieć ochotę na mocniejszy bas i bardziej błyszczącą lub iskrzącą górę, ale takie zamówienia realizują inne kolumny. Opera Seconda gra bardzo kulturalnie, co nie znaczy, że mdło i mgliście. Lokalizacje są bardzo wyraźne, i - co ważne - prawidłowe; scena nie jest sztucznie pogłębiana, przestrzeń trzyma się ram, jakie wyznaczył realizator nagrania, studio, scena czy sala koncertowa.
Płynącej stąd wiarygodności nie przeszkadza pewien chłód, który osnuwa całość, będący pewnie przejawem neutralności - dźwięki nie są podgrzewane basem, a przecież nie są też oziębiane nadmierną analitycznością. To jest czyste, niepodbarwione, świetnie zrównoważone brzmienie, którym nie rządzi ani bas, ani góra, ani średnica, ani żadna dziura w pasmie, gdzie wszystko jest poukładane w czasie i przestrzeni.
Opera to jedna z kilku dobrze znanych (nie liczę więc mniej znanych) głośnikowych firm włoskich. Wśród nich prezentuje brzmienie najbardziej szlachetne, chociaż najmniej efektowne. Coś za coś. Ważne, że jest wybór i że to wybór oparty na faktach, które usłyszy każdy.
Andrzej Kisiel