Odsłuch
Mniejszy niż u konkurentów kaliber głośników nisko-średniotonowych może sugerować, że kolumny Pylon Diamond 25 mają bardziej ograniczone możliwości - najogólniej rzecz ujmując - w zakresie niskich tonów.
Jednak zastosowanie nieco mniejszych przetworników nisko-średniotonowych wcale nie musi determinować końcowych rezultatów. Pora stwierdzić, jakie są tego skutki w tym konkretnym przypadku - otóż Diamond 25 wale nie odstaje od peletonu, bez problemu trzyma się średniego poziomu tego testu, a być może nawet wyznacza taki profil charakterystyki, którego inni mogą pozazdrościć.
Bas nie jest aż potężny, ale gęsty, nasycony i dynamiczny; Pylon Diamond 25 będzie można ustawić blisko ściany i w małych pomieszczeniach.
Bas jest przy tym ładnie rozciągnięty, lecz jego największą zaletą jest naturalne i efektowne wybrzmienie górnych rejestrów, harmonicznych przechodzących płynnie w średnie, a nawet w wysokie tony.
W takim razie nie mówimy tylko o niskich tonach, ale jeżeli zwrócimy uwagę na grę kontrabasu, to w wydaniu Diamondów 25 trudno będzie to rozdzielić. Nie jest to jednak sposób, aby odwrócić naszą uwagę od słabości zasadniczego basu, dając w zamian tylko ładne jego wyższe partie, tak jak to ma miejsce w niektórych małych monitorach.
Wraz z dobrze zestrojonym bas-refleksem, w optymalnej objętości, para wysokiej klasy 15-tek może wykazać się zaskakująco ładnym rozciągnięciem basu - spadek -6 dB notujemy przy 35 Hz.
Owszem, bas kolumn Pylon Diamond 25 nie będzie ani masywny, ani tłusty, ani nawet nie będzie twardo uderzać; będzie miał wyraźny atak, ale też proporcjonalność i właśnie wybrzmienie. Zwykle chwalimy szybki, krótki bas jako dowód na dobrą odpowiedź impulsową. Tutaj możemy jednak spotkać się z dźwiękiem długim, ale czystym, naturalnym, wiarygodnym.
Dobra plastyczność połączona z wybitną mikrodetalicznością rozciąga się przez całe pasmo. W barwie albo w charakterystyce tonalnej pojawia się lekka nosowość, obniżenie "górnego środka"; i nie przepisuję tego z wyników pomiarów, to słychać, ale to nie boli, dzięki temu góra nie jest obciążona "dzwonieniem", ma trochę autonomii, jest wyrazista, detaliczna, selektywna.
Nie wchodzi w schemat subtelnego, aksamitnego głaskania, nie jest słodka i okrągła, nie wbija szpilek, jednak lekko i bogato sypie, cyka i szeleści, "przyprawiając" ładnie każde nagranie odrobiną własnego charakteru, który z drugiej strony, potrafi zatrzymać agresję i metaliczność. Całe brzmienie jest świeże, żywe, barwne i swobodne, pozostając w granicach dobrego zrównoważenia i przejrzystości, tylko z niewielkimi odchyłkami od neutralności.
Andrzej Kisiel