Niektórych z nich boli nawet to, że ich "renomowane" marki występują obok... Ale tak jak już kiedyś pisaliśmy – żadna firma nie rodzi się z renomą, renoma nie jest dana raz na zawsze, nowe firmy mogą ją zdobyć, a znane - stracić.
Wszystko zależy od produktów, a my właśnie je testujemy. Zresztą pal licho renomę – to tylko jakaś pochodna jakości wszystkich produktów. Nas interesuje relacja jakości do ceny konkretnego produktu, jego cechy, zalety i wady.
Do testu przywieziono zupełną nowość - Rubicon NH20. W tym momencie jeszcze nic nie było wiadomo o kolumnie, która dopiero została wyselekcjonowana spośród innych propozycji producenta przez dystrybutora, co oznacza zamówienie kontenerka.
Rubicon NH20 – obudowa
Obudowa Rubicon NH20 jest szokująca. Nie gabarytami, nie kształtem, który jest najprostszym z możliwych. W takim wykonaniu właśnie proste krawędzie i gładkie powierzchnie, nie noszące żadnych śladów łączenia ścianek, wraz z zastosowaniem naturalnej okleiny, robią największe wrażenie.
Fornir został oszlifowany i polakierowany na sposób znany z ekskluzywnych, kilka razy droższych produktów, choć – na szczęście – nie jest to lakierowanie na wysoki połysk.
Kupujący mają do wyboru kilka wersji kolorystycznych, ta - dostarczona do testu - była oznaczona na kartonie jako orzech, ale bardziej przypominała palisander. Tak czy siak – wyglądała wyjątkowo na tle całej konkurencji; nikt inny nie zdobył się w ogóle na użycie naturalnego forniru, a co dopiero w taki sposób.
Rubicon NH20 – głośniki
Zasoby głośnikowe są niby typowe dla tego zakresu cenowego, bo układy dwudrożne i dwuipółdrożne z parą 15-cm niskośredniotonowych pojawiają się w tym samym teście, ale i tutaj czeka nas miła niespodzianka: kosze głośników nie są tym razem ani blaszane, ani plastikowe, lecz odlewane z metali lekkich; układy magnetyczne wyglądają również bardzo poważnie.
Głośnik wysokotonowy ma już magnesik znacznie mniejszy, co nie znaczy że słaby – bo neodymowy, stosowany w tym miejscu już częściej niż klasyczne ferrytowe. Kopułka jest jedwabna, o jasnej, półprzezroczystej barwie. Membrany niskośredniotonowych przygotowano z plecionki, ale z jakiego włókna, dokładnie nie wiemy; w ich centrach błyszczy metal korektorów fazy.
Wszystkie głośniki wpuszczono w wyfrezowania. Jedynym estetycznym drobiazgiem, który można by uznać za kontrowersyjny, są chromowane kołeczki wystające z przedniej ścianki – jako ozdoby według mnie już niepotrzebne. Trzeba jednak przyznać, że są one niezawodne w swojej podstawowej funkcji, podczas gdy plastikowe bolce mocowane w ramkach maskownic często się łamią.
Wspólna komora obydwu głośników nie zajmuje całej obudowy – ok. jednej-trzeciej objętości odłączono poziomą przegrodą, tuż powyżej gniazda (a skoro wraz ze zwrotnicą i tak znalazło się ono poniżej półki, przez którą muszą przechodzić kable, to szkoda, że nie umieszczono go jeszcze niżej).
Odsłuch
Brzmienie Rubicon NH20 nie jest neutralne, wyrównane, wyrafinowane, jednak jego odchyłki od równowagi tonalnej idą w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Przy całym szacunku dla Rubicona, tanie kolumny producentów zorientowanych na rynek masowy (jednak znowu ta renoma...) mają zwykle wzmocnione skraje pasma.
Rubicon NH20 jakby na przekór takim stereotypom (a może to po prostu wypadek przy pracy...) powstrzymuje te zapędy, ale nie poprzestaje na charakterystyce wyrównanej; wciąż więc nie zadowala się brzmieniem, które ktokolwiek mógłby nazwać nijakim; kreuje wyjątkowe emocje za pomocą wyraźnie wyeksponowanej średnicy.
Przy szczęśliwym zbiegu okoliczności – czyli przy odpowiednim materiale muzycznym – efekt jest powalający.
Mark Knopfler z płyty "Kill To Get Crimson", nagranej w typowej dla niego, "ciemnoszarej" tonacji, zabrzmiał wyjątkowo żywo. Po prostu profil tonalny kolumn doskonale skorygował manierę realizacyjną, ta z kolei nie pozwoliła do końca wyzwolić energii, jaka pojawia się przy odtwarzaniu standardowo, czyli jaśniej nagranych płyt.
Wówczas dominacja średnicy staje się już tak oczywista, że trudno pominąć wniosek o zachwianiu neutralności, a mimo to jakoś udaje się Rubiconowi uniknąć prymitywnej natarczywości; na dłuższą metę taka konsekwencja, nadająca różnym nagraniom podobny, bardzo bezpośredni charakter może się i znudzi, ale zanim to się stanie, musimy przesłuchać wszystkie płyty i wszystkie odkryć na nowo.
Rubicon NH20 nada im nowy muzyczny sens, niemal nowy wymiar, nie tylko wydobędzie na powierzchnię dźwięki wcześniej drugoplanowe, ale też wciąż niczego ważnego nie zgubi i nie stłumi, chociaż poukłada na nowo.
Sposób, w jaki Rubicon NH20 promuje średnicę, jest tak odważny, a z drugiej strony tak umiejętnie zestrojony, że trudno jest się oprzeć magii tej manipulacji, nawet przy pełnej świadomości zachodzącego konfliktu ze standardem neutralności.
A jestem pewien, że wielu słuchaczy w ogóle tego konfliktu nie zauważy, sądząc, że taka właśnie, mocna, nasycona, żywiołowa średnica jest naturalnym elementem brzmienia najwyższej próby, osiągniętego jakimś sposobem w produkcie za tak umiarkowaną cenę.
Bardzo sprawnie połączono soczystą średnicę z finezyjnymi wysokimi tonami – delikatność, rozdzielczość, jedwabisty blask jest zarazem wpleciony i wyodrębniony; ani za dużo, ani nie za mało. W całym przekazie, przy jego stanowczości i natychmiastowości, jest też spójność i (trochę fałszywa) naturalność, a nawet ciepło i masa.
Czego na pewno nie ma? Głębokiej sceny; forsowanie górnej średnicy wysuwa pierwszy plan przed linię głośników, wokaliści są na wyciągnięcie ręki, a niedaleko za nimi prawie cała reszta; tylko niedobitki pozostają w dystansie, większość instrumentów pcha się do przodu.
Bas jest szybki, sprawny, "wystarczający", ale na pewno nie dla niego będziemy kupować Rubicony. To są kolumny, do posłuchania których ciągnie się kolegów do sklepu, aby spytać (z pewnym niepokojem): "I co ty na to?" Jak kolega odpowie: "Super" - to się je kupuje w następnej minucie.
A jak odpowie: "No co ty..."- wtedy jest kłopot. Bo mogą się podobać jak diabli, ale zawsze jest najmilej, gdy ktoś to potwierdzi. Koledzy najczęściej psują całą zabawę, ale ja potwierdzam.
Andrzej Kisiel