Jednak naprawdę byłem bardzo ciekaw, jak spiszą się malutkie i relatywnie niedrogie monitorki ATC w tak wielkiej batalii, skonfrontowane z całą plejadą konkurentów, którzy w tych rejonach cenowych są obecni od dawna i dobrze wiadomo, że radzą tutaj sobie doskonale.
Czy posiadacz ATC za niespełna 5000 zł ma przede wszystkim cieszyć się, że "złapał Pana Boga za nogi", mogąc słuchać na co dzień produktu tak renomowanej firmy, a obiektywna jakość brzmienia będzie co najwyżej przeciętna (dla tej klasy cenowej), czy realnie (chociaż zawsze po części subiektywnie...) doświadczy czegoś nadzwyczajnego?
Bardzo obiecujący jest już kontakt z konstrukcją - jej masa, wykonanie, wygląd przetworników - w sumie wyjątkowa solidność, a nie "udawanie". Ale nawet najlepsze ATC znane są zarówno z jakości, jak i "trudności" - w ich "wysterowaniu".
Faktycznie, efektywność jest bardzo niska, co stwierdzamy natychmiast w prostym porównaniu z innymi głośnikami, nawet równie małymi, albo gdy patrzymy na pozycję regulatora głośności. Jeżeli jednak będziemy mieli do dyspozycji 100 W przy 8 Ω (a to dzisiaj nic nadzwyczajnego, pierwszy lepszy wzmacniacz w klasie D...), można zapomnieć o przydługich dyskusjach na forach, tworzących mity z prostych spraw.
I dodajmy, że te 100 W jest potrzebne po to, aby ATC SCM7 zagrały "na maksa" (na swojego maksa), tak głośno, jak potrafią, a jeżeli wystarczy nam słuchanie cicho, to wystarczy i 50 W... i wcale nie musi to być brzmienie jakościowo słabsze niż przy podawaniu takiej mocy ze wzmacniacza o mocy maksymalnej 100 W.
Dlatego zwyczajowo i teraz nie ujawnię, jakiego wzmacniacza sam używałem w teście, bo wywołałoby to niepotrzebne komentarze, że następujące dalej zachwyty mają ścisły związek z dobrym "wysterowaniem", a nie po prostu z dobrym brzmieniem ATC SCM7.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Zaczęliśmy trochę niekonwencjonalnie, "od końca", od brzmienia, a przecież test produktu takiej firmy jak ATC, skoro dawno o niej nie pisaliśmy, powinien zaczynać się od przedstawienia jej samej - historii, oferty, najważniejszych rozwiązań...
Jednak właśnie dlatego, że jest to marka wybitna, nie powinniśmy tych wątków podsumować w kilku zdaniach, a na większe opracowanie nie ma w tym teście porównawczym miejsc. Zostawiamy więc tematy "ogólniejsze" do następnej okazji i testu czegoś większego, a tutaj zajmujemy się konkretnie SCM7.
Nie mamy do czynienia z nowością - to już trzecia wersja konstrukcji o takim symbolu, a i ona jest już dostępna od ponad 5 lat. Chociaż pojawiając się na rynku była od poprzednika znacznie droższa, to przez ten czas cena zmieniła się niewiele, i dzisiaj 4700 zł za tak solidną (i bardzo ładną) konstrukcję - nie mówiąc nawet o brzmieniu - to naprawdę niewiele.
Znając już wszystkich konkurentów - chociaż i oni sroce spod ogona nie wypadli, i nie "dali ciała" - mogę wydać wyrok, że ATC SCM7 reprezentują najwyższą "jakość postrzeganą", materiałową, techniczną. Aby zaproponować coś takiego, producent musiał się sprężyć i na pewno nie jedzie na bardzo wysokiej własnej marży (chociaż nie może jej obniżyć dystrybutorom i dealerom, bo nie sprzeda nawet najlepszego produktu - takie życie).
ATC SCM7 - głośniki
Mała, zwarta konstrukcja jest nadspodziewanie ciężka - waży 7,5 kg, z czego prawie połowa przypada na głośnik nisko-średniotonowy, będący tutaj największą gwiazdą.
Kiedyś chciałem zdobyć ten przetwornik do jednej z wielu własnych konstrukcji, ale mimo że ATC sprzedawało przetworniki na rynku DIY i OEM, akurat tego modelu nie było w takiej ofercie, a jedynie w konstrukcjach ATC. Pewnie udałoby się go jakoś zdobyć, ale mi przeszło...
W centrum membrany widać dużą nakładkę przeciwpyłową o średnicy ok. 5 cm, będącą "przedłużeniem" podobnie dużej cewki; ta część jest tekstylna i ma profil podobny do tekstylnych kopułek średniotonowych ATC, główna część membrany jest celulozowa, a cała bardzo intensywnie nasączona substancją też typową dla ATC, długotrwale lepką i zmiękczającą nawet celulozę.
Czytaj również: Czy obudowa z membraną bierną to obudowa zamknięta?
Membrana nie jest więc sztywna, co stoi w sprzeczności z rozpowszechnionymi zaleceniami dotyczącymi cech membran głośników nisko- -średniotonowych, jednak nie kłóci się z tradycją i poglądami konstruktorów ATC; tutaj priorytet ma przetwarzanie średnich tonów, a tym służyć ma (według zwolenników tekstylnych kopułek średniotonowych) przede wszystkim wysokie tłumienie rezonansów własnych, z kolei przynajmniej dostateczną sztywność całej membrany zapewnia duża średnica cewki.
Głośnik wysokotonowy jest też niczego sobie, chociaż z zewnątrz wygląda "zwyczajne" - od frontu to 25-mm tekstylna kopułka, z płaskim frontem o umiarkowanej średnicy. Front jest jednak odlewany i dość gruby, a to, co stanowi o jakości, pokazuje się z tyłu - neodymowy układ magnetyczny, i to w bardziej skutecznej (i bardziej kosztownej) formie dużego "plastra", a nie małego kapselka; za magnesem jest też komora wytłumiająca, w sumie mamy wręcz wzorcową, 25-mm kopułkę tekstylną, jaka może być stosowana w znacznie droższych konstrukcjach.
Taki system głośnikowy, jaki dostajemy w SCM7, mógłby bez wstydu pojawić się w monitorach dwa razy droższych.
ATC SCM7 - obudowa i wykończenie
Na tym nie koniec atrakcji. Obudowa nie jest prostopadłościanem, lecz zwęża się do tyłu, co nie jest już awangardowe, ale wciąż ma swoje zalety, również akustyczne, a zupełnie wyjątkowa jest maskownica, wykonana ze stalowej (?) siatki, mocno wygiętej, z oczkami w kształcie plastra miodu. Trzyma się na magnesach ukrytych we froncie obudowy; i tutaj jedyna uwaga - trzyma się trochę słabo, łatwo ją "strącić", ale też nie trzeba się mocować, aby ją świadomie zdjąć.
Dostępne są cztery wersje kolorystyczne: dwie fornirowane (wiśniowa i barwiona na czarny półmat, ale z zachowaniem "rysunku" drewna) i dwie lakierowane satynowo - biała i czarna. Obudowa jest zamknięta, mimo to udało się uzyskać dość niską częstotliwość graniczną, co dokładnie komentujemy w sekcji laboratorium.
Wszystkie modele serii Entry mają obudowy zamknięte, a wśród konstrukcji pasywnych mamy do wyboru aż trzy podstawkowe dwudrożne, różniące się wielkością głośnika nisko-średniotonowego (i oczywiście obudowy) - ATC SCM7, 11 i 19; jedną wolnostojącą trójdrożną - SCM40; podstawkową aktywną - SCM19A i wolnostojącą aktywną - SCM40A.
Odsłuch
ATC wybiły się na coś specjalnego, po trosze oczekiwanego, po trosze zaskakującego, na pewno wybitnego i co najważniejsze - bardzo, bardzo przyjemnego. Konstrukcje o niskiej efektywności mają tendencję do grania spokojnego, miękkiego, ale czasami suchego i "martwego". I nic tu nie pomoże moc, będzie tylko głośniej, a muzyka wcale nie nabierze rumieńców. Tego właśnie trochę się obawiałem, zbytniej łagodności, licząc zarazem na wyrafinowanie i profesjonalną neutralność.
SCM7 zagrały z wielką ochotą, niemal radością, tworząc bliski pierwszy plan, zapewniając najwyższą komunikatywność, jednocześnie intymność, lekkość i otwartość.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Ten dźwięk jest miękki i ciepły, ale w ramach innej charakterystyki tonalnej niż zwykle skojarzona z takimi cechami. Tym razem niskie tony nie "grzeją", co wcale nie jest oczywiste dla głośników tej wielkości, bowiem nawet wyższy bas, który już łatwo wyeksponować w takiej konstrukcji, może zapewnić nam dociążenie i namiastkę "potęgi".
Ten wątek jednak nam "odpadł" i może to ustawiło całe brzmienie w tak ciekawej perspektywie. Niskie częstotliwości z ATC SCM7 są skromne, ale szlachetne i eleganckie. Nie nadrabiano wyższym basem, niczego nie "podpompowano", mamy program minimum, ale wykonany perfekcyjnie. Basik pojawia się w roli wspomagającej, jest równy, czysty.
Tym razem nie obiecujemy dynamiki, konturów, krawędzi itp., ale i nie straszymy ani twardością, ani tłustością. Deficyt pojawia się, gdy próbujemy grać głośniej - i moc ze wzmacniacza nic tutaj nie pomoże, wręcz przeciwnie, po prostu głośnik więcej nie przetworzy na dźwięk, wchodzi w kompresję i całość "siada". Ale ATC SCM7 nie kupujemy dla basu; jest go tylko tyle i aż tyle, aby można było, bez dojmującego wrażenia niekompletności, delektować się... średnicą.
Czytaj również: Czy maskownica kolumny słyszalnie obniża jakość dźwięku?
ATC SCM7 "wygenerowały" najpiękniejsze wokale w całym teście; soczyste, pełne, płynne. Plastyczne i bliskie, trochę oleiste i słodkie, a przy tym wciąż dobrze zróżnicowane. Góra pasma jest zwyczajnie bezproblemowa - odpowiednio ustawiona, ale niepodporządkowana, ma swoje do pokazania, i ma do tego dość błysku, który jednak nie skupia nadmiernie uwagi.
Dźwięk jest spójny (co jednak jest umiejętnością prawie wszystkich testowanych modeli) i konsekwentny w całym pasmie - lekko zmiękczony, zaokrąglony, a przy tym klarowny, dźwięczny, niezmulony, swobodny. Lekkie i dostojne - zadziwiające połączenie. Detal nie dzwoni, nie jest też wyostrzony, a wydaje się, że słyszymy wszystko, co... chcemy usłyszeć.
Nawet jeżeli z innego monitora można usłyszeć jeszcze więcej, to nie dostajemy obrazu tak harmonijnego i lekkostrawnego. Pod jednym warunkiem - "radość grania" SCM7, mająca najpewniej źródło zarówno w niskich zniekształceniach, jak i w liniowej charakterystyce zakresu średnio-wysokotonowego, może skutkować lekką krzykliwością (wciąż w określonej "zmiękczonej" manierze) przy słabych nagraniach; wtedy się okaże, że ATC SCM7 już bardziej nie zmiękczą, a na pewno "nie docieplą".
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Każde nagranie klei się do uszu, więc słuchajmy przez SCM7 tego, co lubimy i co ma przyzwoitą jakość.
Nie szukajmy dziury w całym, szperając czy to po nieciekawych nagraniach "audiofilskich" (szkoda czasu na nudę), czy po nagraniach z problemami (i tak mamy ich dosyć). Chociaż gdy pojawia się wokal... obroni chyba każde nagranie, nawet jak będzie trochę zbyt blisko, to czegoś podobnego nie doświadczymy z innych monitorów.
Komu nie polecam kolumn ATC SCM7?
Bez sarkazmu - tym, którzy za pomocą monitorów chcą nagłośnić duże pomieszczenie (a czasami się to udaje); tym, którzy oczekują mocniejszego basu (to też możliwe z monitorów nawet tej wielkości); tym, którzy chcą mieć pełny wgląd we wszystkie szczegóły nagrania (znajdą się bardziej rozdzielcze); no i tym, którzy szukają małych monitorów do lampy... to będzie najtrudniejsze.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
Chyba wystarczy argumentów "przeciw", żeby nikt nie posądzał mnie, że jestem wobec SCM7 bezkrytyczny, chociaż faktem jest, że jestem ich talentami wokalnymi (i pochodnymi) zafascynowany.
No i konstrukcją - takiej "cegły", monitora o takiej gęstości (dosłownie; przypomnę - gęstość to stosunek masy do objętości) jeszcze nie spotkałem, w żadnym zakresie cenowym. I ten przetwornik nisko-średniotonowy... Wszystko razem "zagrało" dosłownie i w przenośni.
Krótka cewka
Praktycznie wszystkie przetworniki ATC wyróżniają się wyjątkowo dużymi układami magnetycznymi, co ma związek ze stosowanym przez firmę systemem "krótkiej cewki w długiej szczelinie".
Zapewnia on niższe zniekształcenia (od typowego układu długiej cewki w krótkiej szczelinie), ale kosztem efektywności. Aby tę słabość przynajmniej częściowo zredukować (uzyskać choćby dostateczną efektywność), trzeba przygotować silny układ magnetyczny. Tym bardziej, gdy chce się zapewnić wysoką moc (możliwą do przyjęcia).
Tutaj leży powód "prądożerności" ATC, a do wyjaśnienia pozostaje pewnie jeszcze wiele nieporozumień dotyczących warunków, w jakich ATC będą grały najlepiej. Krótki wykład/felieton na ten temat znajdziecie na końcu AUDIO, bo dotyczy on nie tylko ATC, ale też wielu innych kolumn.
System "napędowy" głośnika elektrodynamicznego (nazywanego potocznie dynamicznym) składa się z układu magnetycznego, który wytwarza stałe pole magnetyczne, skupione w szczelinie; w szczelinie tej znajduje się cewka (zawieszona elastycznie na dolnym resorze) i przymocowana do membrany (zawieszonej na górnym resorze).
Przez cewkę płynie prąd ze wzmacniacza, a powstająca siła elektrodynamiczna (przepływ prądu w polu magnetycznym) powoduje jej ruch, przenoszony na membranę, zgodny z kierunkiem przepływającego prądu (prąd związany z sygnałem muzycznym jest zmienny, stąd cewka i membrana poruszają się w obydwie strony).
Siła, a więc i przyspieszenie, z jakim porusza się układ drgający, zależy od indukcji w szczelinie (ale tylko w tej jej części, w której "aktualnie" znajduje się cewka), od długości przewodnika cewki (ale tylko tej jej części, która "aktualnie" znajduje się w szczelinie) i od natężenia prądu płynącego przez cewkę. Wszystkie te czynniki tworzą iloczyn: F=BxlzI.
Wartość prądu (I) zależy od wysterowania wzmacniacza, natomiast indukcja (B) i długość przewodnika (l) są stałymi parametrami danego głośnika, stąd też ich iloczyn określa tzw. współczynnik siły (danego głośnika). Następnie od niego (chociaż nie tylko) zależy efektywność (ujemnie wpływa na nią masa układu drgającego) i dobroć układu rezonansowego (im większy, tym niższa).
Jak by z tego wynikało, aby uzyskać maksymalny współczynnik siły przy danym układzie magnetycznym, należałoby wypełnić szczelinę cewką o dokładnie takiej samej długości – wówczas cały wygenerowany strumień i prąd płynący w całym uzwojeniu "współpracowałyby" dla tworzenia siły elektrodynamicznej.
Ale gdybyśmy tak przygotowali cały system, wówczas nawet niewielkie wychylenie cewki z pozycji spoczynkowej powodowałoby, że część uzwojenia znalazłaby się poza szczeliną, a w części szczeliny nie byłoby uzwojeń cewki, co natychmiast obniżałoby wartość współczynnika siły, a więc reakcję nieproporcjonalną do przepływającego prądu – a proporcjonalność jest warunkiem liniowej (w wymiarze dynamicznym) pracy układu drgającego.
Trzeba więc wybrać jedno z dwojga – albo cewka musi być krótsza od szczeliny (w pozycji spoczynkowej pozostawiać niewypełnioną szczelinę na jej skrajach), albo dłuższa od szczeliny (w pozycji spoczynkowej wychodzić ze szczeliny w podobnym stopniu po obydwu jej stronach).
Wtedy będzie możliwa liniowa praca w takim zakresie amplitud, w jakim cewka w całości będzie pozostawać w szczelinie (chociaż nie będzie jej wypełniać w całości – przypadek krótkiej cewki w długiej szczelinie) albo w jakim szczelina będzie w całości wypełniona cewką (chociaż nie cała cewka będzie się znajdować w szczelinie – przypadek długiej cewki w krótkiej szczelinie). Łącząc obydwa przypadki we wspólnym wniosku: Liniowa praca jest zapewniona w zakresie amplitud określonych przez bezwzględną wartość różnicy między długością szczeliny i długością cewki.
Im różnica większa, tym większa liniowa amplituda, a więc i moc w zakresie niskich częstotliwości (wymagających właśnie pracy przy dużych amplitudach), ale niższa efektywność. Coś za coś. Ponadto warto się zreflektować, że nawet widok potężnego układu magnetycznego nie gwarantuje wysokiej efektywności.
Układ krótkiej cewki w wysokiej szczelinie zapewnia niższe zniekształcenia dlatego, że przy pracy (liniowej) w granicach tak wyznaczonej, dopuszczalnej amplitudy, cewka znajduje się zawsze w "czystym" (równomiernym) polu magnetycznym szczeliny, podczas gdy poza szczeliną znajduje się pole rozproszone (zagięte linie pola), w którym musi pracować długa cewka układu z krótką szczeliną.
Wypełnienie szczeliny cewką należy też rozważać w innym wymiarze geometrycznym (nie tylko długości) – im "ciaśniej" wypełniona szczelina, tym lepiej wykorzystane znajdujące się w niej pole magnetyczne; oczywiście cewka pod żadnym pozorem nie może "obcierać", dotykać szczeliny, musi mieć w niej minimalny luz, aby poruszać się swobodnie, i to przy dużych amplitudach.
Wymaga to bardzo precyzyjnego wykonania wszystkich elementów i montażu, bardzo niskich tolerancji, osiągalnych tylko u najlepszych producentów, ewentualnie zastosowania w uzwojeniu drutu o specjalnym profilu – prostokątnym bądź sześciokątnym – który nawinięty w kilku warstwach pozostawia między uzwojeniami mniej "wolnego" miejsca.