Odsłuch
Podawałem sygnał cyfrowy łączem CAT5 ze sterownika, a tam docierał on przez SPDIF z cyfrowego wyjścia transportu CD. "Na dzień dobry" dźwięk był jak stary, dobry znajomy. Jakbym miał z nim do czynienia często, od dawna i niedawno. Piszę dźwięk, a myślę o muzyce... Napiszę muzyka, a przecież chodzi o profil brzmieniowy, a nie muzyczny Kii.
Te kolumny nie są muzykami ani instrumentami, są jednak bardzo wiernym - jak tylko kolumny być mogą - odtwórcą oryginału. Ale uwaga - wcale nie są ekstremalnie szczegółowe, ani też nie są milusińskie, ciepłe i przyjazne. Nie ma tu żadnego efekciarstwa, ani wzmożenia, ani uspokojenia - jedziemy szybko i bezpiecznie. Każda kolejna płyta pokazuje różnice w technice realizacji, lecz nie są to kolumny pod tym względem spektakularne.
Słyszałem bardziej kontrastujące i przenoszące w zupełnie odmienne klimaty. Względem takich doświadczeń Kii Three grają spokojniej, równiej, niekonfliktowo. Być może powodem pewnej wstrzemięźliwości (w subiektywnym odbiorze) jest pryncypialne wyrównanie charakterystyki, podczas gdy kolumny domowe mają często charakterystyki w celowy sposób wymodelowane, jak np. Persony Paradigma - i to te najlepsze, 9H - które bogactwem, ale i wyeksponowaniem wysokich tonów zwrócą na siebie uwagę... na dobre i na złe.
Można je za to uwielbiać, można się zmęczyć. Kii ani nie zapierają tchu w piersiach, ani nie rodzą wątpliwości, że grają po prostu porządnie, neutralnie i czysto. Takie sformułowanie odnoszę tdo ceny 100 tysięcy, aby w ten sposób ostrzec niektórych, że kolumny tej klasy niekoniecznie "powalają".
Czytaj również: Jaka jest optymalna odległość kolumn od ścian pomieszczenia?
Kii daje nam możliwość korekcji charakterystyki, ale nawet przy wielu dostępnych pozycjach (poza wyjściową - aż piętnaście), żadna nie prowadzi do tak wyraźnego "wykonturowania", jakie spotykamy w wielu innych kolumnach, a przy charakterystyce nominalnie liniowej jest... naprawdę wytrawnie, bez przypraw i słodzenia, i nie każdemu taka "sama prawda" o nagraniu będzie się podobać.
Nie ma tutaj ani "grzania", ani iskier, w wielu nagraniach taki dźwięk może być odebrany jako twardy, suchy, a nawet ciemny, dlatego po pewnym czasie włączyłem lekką korekcję na samym skraju pasma, która dodała odrobinę "powietrza", ale nie przeobraziła całego obrazu w spektakl fajerwerków.
Brzmienie Kii Three może być czasami nawet trochę natarczywe, lecz nie ostrością i metalicznością wysokich tonów, ale dobitnością i wyrazistością średnich. Te nie są ocieplone i "dopalone" w niższych rejestrach, niczego tam nie brakuje, również wyższy podzakres, kilku kiloherców, jest prowadzony równo, "technicznie", podczas gdy w wielu kolumnach jakie znamy, zostaje on przynajmniej lekko wycofany, "wycieniowany", co czyni dźwięk łagodniejszym, i zarazem kreuje głębię.
Kii nie przerabia dźwięku na przyjemniejszy i bardziej efektowny, niż na to zasługuje jakością samego nagrania. W zamian oferuje jednak nie tylko dokładność i uniwersalność, ale zaprasza na długie godziny słuchania bez przykrych niespodzianek.
Po kilku nagraniach, które nie zawsze wprawiły mnie w euforię, miałem ochotę na kilka następnych, i następnych... To ważne spostrzeżenie, być może trochę zależne od nastroju i innych okoliczności, ale mające też walor obiektywnej obserwacji - te kolumny zatrzymują przy sobie, przekonując z każdym nagraniem, że uczciwość popłaca - nawet jeżeli nie wszystko brzmi cudownie, nawet jeżeli słyszeliśmy coś wcześniej lepiej, to konsekwencja, z jaką Kii trzyma się wyznaczonego kursu neutralności, nie tylko budzi szacunek, ale i wciąga.
Komfort wynika z tego, że mimo ukazywania słabszych stron nagrań i pozostawienia zarówno tych gorszych, jak i lepszych bez retuszy i dodatkowych atrakcji, nie wkrada się nerwowość, która przeszkadzałaby słuchaniu czegokolwiek.
Nie zmieniałem płyt niecierpliwie, wszystkie były "strawne". Dźwięk jest wewnętrznie poukładany, a do tego plastyczny i przestrzennie naturalny. Plan centralny jest stabilny, wyraźny, bardzo delikatnie wysunięty do przodu, lokalizacje na całej scenie dość dokładne, a zarazem dobrze połączone z tłem, zintegrowane z akustyką. Chociaż poszczególne dźwięki czasami wydają się twarde i suche, to całość jest spójna i nasycona.
To dźwięk zwarty, konturowy, konkretny, powściągliwy w emocjach, nieupiększony, ale o bardzo dużym zakresie dynamiki i kompetencjach pokazania niemal stu procent tego, co zostało nagrane - we wszystkich aspektach. Nie wyczaruje klimatów i wzruszeń, których nie udało się zapisać w materiale. System Kii Three plus BXT może zagrać bardzo głośno, nie zmieniając swojego charakteru, zachowując swoisty spokój, porządek i ustaloną analityczność.
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest tego wpływ na charakter brzmienia?
Temu służy przede wszystkim dodanie BXT; dzięki rozwinięciu o moduł basowy zwiększamy moc (którą cały zespół może przyjąć), ale samego basu ani wyraźnie niżej nie rozciągamy, ani nie spowodujemy jego uwypuklenia. Mimo to modułom BXT zawdzięczamy coś jeszcze - wrażenie dźwięku jeszcze poważniejszego, mocniejszego, chociaż trudno to powiązać ze zmianami charakterystyki. Tę swoją drogą możemy zmieniać również w zakresie niskotonowym - zarówno dla samych Three, jak i po dodaniu BXT.
Basu będzie tyle, ile sobie zażyczymy. Szczególnie tutaj chciałbym być dobrze zrozumiany, więc przypomnę najważniejsze fakty dotyczące założeń konstrukcyjnych. Już same Three pokazały piękny bas w kontekście ich wielkości - imponujący zarówno soczystością, jak i dokładnością. Kontrolą i rozciągnięciem.
Ukierunkowanie niskich częstotliwości najwyraźniej przyniosło oczekiwane rezultaty, przy czym Kii Three zostały zestrojone "bezkompromisowo" pod względem jego jakości, z ograniczeniem jedynie maksymalnego natężenia dźwięku (głośności), stąd słuchane cicho i ze średnimi poziomami głośności, prawie nie ustępują systemowi rozbudowanemu o BXT.
Kto nie musi grać głośno i w dużych pomieszczeniach, nie musi kupować BXT. Z drugiej strony, ich dodanie wcale nie "wymusza" lokalizacji w dużych kubaturach - cały system sprawuje się równie dobrze w małym pokoju, w dowolnych ustawieniach, czemu służą też wspomniane regulacje. BXT to nie subwoofer obniżający dolną częstotliwość graniczną ani "pompujący" bas, ale rezerwuar mocy, której na co dzień, w "normalnym słuchaniu", nie będziemy wykorzystywać.
I jeszcze jedna ciekawostka, o której poprzednio (w odsłuchu Three) nie wspomniałem. Warto pamiętać o ustawieniu (za pomocą sterownika Control) opcji "Exact", zamiast "Minimum Latency", gdy tylko nie ma ku temu innych przeciwwskazań.
Opcja "Minimum Latency" częściowo wyłącza DSP - tę funkcję układu, która zapewnia niemal idealną odpowiedź impulsową zespołu, jednocześnie jednak powodując opóźnienia dźwięku "w całości" (względem sygnału elektrycznego ze źródła) o prawie 100 ms.
Opóźnienie to nie ma żadnego negatywnego znaczenia, gdy tylko słuchamy muzyki, zwłaszcza w warunkach domowych, natomiast w studiach, gdzie może być potrzebna synchronizacja z innymi dźwiękami, a także w systemach audiowizualnych, dla synchronizacji z obrazem może ono być niedopuszczalne.
"Minimum Latency" ogranicza je do mniej niż 1 ms (DSP wciąż pracuje nad innymi zadaniami, w tym nad "ukierunkowaniem" basu i przygotowaniem odpowiednich charakterystyk dla poszczególnych przetworników, więc "jakieś" opóźnienie wciąż się wkrada), co jest już wartością w praktyce bezproblemową. Kosztem jest jednak gorsza odpowiedź impulsowa (a dokładnie - step response), co wyraźnie widać w pomiarach i wyraźnie słychać. W opcji "Exact" dźwięk jest spójny, plastyczny, bliższy, uporządkowany. W opcji "Minimum Latency" - lżejszy, pozornie swobodniejszy, ale "zdezorganizowany".
Czytaj również: Jakie jest optymalne wytłumienie pomieszczenia odsłuchowego?
Charakterystyki częstotliwościowe (przetwarzania) są dla obydwu opcji identyczne. Co intrygujące, zdecydowaną różnicę (na korzyść Exact) było słychać nawet wtedy, gdy stałem pomiędzy kolumnami, trzymając w ręku sterownik Control (podłączony krótkim kablem koaksjalnym do odtwarzacza). Nie byłem więc w odpowiednim miejscu ani dla odbioru właściwej charakterystyki przetwarzania, ani charakterystyki fazowej (znacznie bliżej przetworników wysokotonowych).
Za pojawienie się takiej sytuacji są odpowiedzialne elektroniczne (w dodatku cyfrowe) układy systemu aktywnego, ale problem dotyczy też filtrów biernych, gdzie od lat toczy się dyskusja nad właściwościami i przewagami różnych rozwiązań.
System Kii (i pewnie samo Three) "wtrąca się" do tej debaty z mocnym argumentem na rzecz filtrów zapewniających liniową fazę, jednak potrafi to połączyć z liniową charakterystyką przetwarzania (która wydaje się być warunkiem wstępnym) i żądanymi charakterystykami kierunkowymi.
W przypadku filtrów biernych starania o liniową fazę najczęściej kończą się "połamaniem" charakterystyki przetwarzania, słabymi charakterystykami kierunkowymi, przy wciąż niedoskonałej charakterystyce fazowej, i ostateczny efekt jest mocno wątpliwy... a jego ocena bardzo zależy od ideologicznego nastawienia konstruktora i odbiorcy.
Dopiero układy DSP pozwoliły realizować jednocześnie wszystkie ważne cele, niemal bez niekorzystnych skutków ubocznych - poza owym opóźnieniem całego sygnału. Nie należy więc wyciągać z tego doświadczenia wniosku, że wszędzie i zawsze, pryncypialnie i bezkompromisowo, z poświęceniem innych charakterystyk, warto realizować "liniową fazę".
Prędzej doszedłbym do puenty znacznie mniej sympatycznej dla ortodoksyjnych audiofilów - że dopóki będziemy upierać się przy kolumnach biernych, dopóty będziemy skazani na kompromisy i nie zrealizujemy wszystkich postulatów. Nie zapominajmy też, że uzyskanie tak nisko rozciągniętego basu, przy zastosowaniu obudowy zamkniętej i niewielkich przetworników niskotonowych, było również możliwe dzięki pracy systemu aktywnego i wprowadzonej korekcji charakterystyki.