Tym razem nie oznacza to rewolucyjnych rozwiązań. Edycja Signature do tego nie zobowiązuje, to utrwalona idea modeli wybitnie luksusowych, dopieszczonych w detalach technicznych i estetycznych, ale raczej wieńczących określoną koncepcję, niż otwierających zupełnie nowe perspektywy.
Ani trochę nie powinno to osłabiać naszego zainteresowania, tym bardziej że wcześniej nie testowaliśmy "zwykłych" 801 D4, a zdolni (finansowo) do zakupu takich kolumn mają po prostu większy wybór.
Cena wersji Signature jest oczywiście wyższa, jednak nie zastraszająco, a deklarowane (i potwierdzone) zmiany dobrze ją uzasadniają, zarazem nie odsuwając w cień standardowych 801 D4, które pozostają w ofercie.
Najnowsze Bowers & Wilkins 801 D4 Signature to towar cenny i jeszcze cieplutki, jest szansa, że nasz test będzie pierwszym nie tylko w Polsce. W połowie sierpnia, kiedy szykujemy go do druku, nie znalazłem żadnego innego ani w tytułach drukowanych, ani w ogóle w sieci, a jedynie zapowiedzi.
Zasadziliśmy się bowiem na te kolumny już dawno temu, poznaliśmy plany Bowersa wcześnie i uzgodniliśmy z dystrybutorem udostępnienie kolumn do testu natychmiast, gdy pierwsza para dotrze do Polski.
Bowers & Wilkins 801 D4 Signature pojawia się wraz z 805 D4 Signature. Największa i najmniejsza (jedyna podstawkowa) konstrukcja serii 800 D4 zostały wyróżnione udoskonaleniami technicznymi i estetycznymi, które mają z nich uczynić produkty jeszcze bardziej wyrafinowane.
To też sposób na przypomnienie o "zwykłych" wersjach 801 D4 i 805 D4 a nawet o całej serii 800 D4, która pierwszą falę testów ma już za sobą, a przed sobą przecież jeszcze na pewno kilka lat walki z coraz bardziej wymagającą konkurencją, bowiem o ile relacje na temat kondycji rynku Hi-Fi nie są zgodne, o tyle sam high-end rozwija się bezdyskusyjnie i bezwstydnie.
Powstają nowe firmy i nawet jeżeli niektóre padają, to przykład tych, które odnoszą sukces, zachęca następnych. Starzy wyjadacze, tacy jak Bowers, mają doświadczenie, zaplecze, technologie, ale wobec zapalczywości i bezczelności nowych inicjatyw, czasami wydają się zostawać w tyle… przynajmniej z cenami, a ponieważ wielu potencjalnych klientów ocenia jakość głównie przez ich pryzmat, tracą pozycję największych autorytetów i nie realizują wszystkich możliwych zysków. Trudno jednak, aby ten sam model kosztował więcej dla tych, którzy szukają urządzeń najlepszych i najdroższych i dwa razy mniej dla tych, którzy więcej nie wydadzą.
Bowers & Wilkins i edycja Signature
Edycje Signature są tylko małym krokiem w kierunku zaspokojenia potrzeb (i wykorzystania możliwości) klientów, dla których "zwykłe" 801 D5 i 805 D4 są za słabe… bo są za tanie. Oczywiście nie można zażądać wyższej ceny, nie przedstawiając "uczciwego" powodu i jednocześnie utrzymując w ofercie tańszą propozycję.
Dlatego edycje Signature różnią się od "zwykłych", chociaż nie oznacza to różnicy klas. Tak naprawdę jest mało ważne, o ile są lepsze – ważne, że są jakkolwiek lepsze. Ale wciąż nie będą to propozycje dostatecznie interesujące dla zapatrzonych już tylko w najbardziej "odleciany" high-end.
- Drogo znaczy lepiej?
Mamy na warsztacie "monitory" za ponad 400 000 zł/parę, test niebawem… I co nam zrobicie? 805-ki, nawet Signature, choćby nie wiem, jak obłędnie grały, wydają się przy nich ubogimi krewnymi.
Nikt nie uwierzy własnym uszom i nie zawyrokuje, że kolumny dziesięć razy tańsze wcale nie grają gorzej, a może nawet grają lepiej… I niestety, nie możemy powiedzieć: "Nie mój cyrk, nie moje małpy", bo to właśnie nasz cyrk, chociaż nie jesteśmy jego właścicielem.
Inne firmy mogę podziwiać za talenty biznesowe, umiejętność wyłapania bogatych klientów w zręcznie zastawione sieci, natomiast Bowersa – za racjonalny perfekcjonizm. Nawet w high-endzie, który szaleje już bez żadnych ograniczeń – za wyśmienitą relację jakości do ceny. Nawet ten zamach na nieco większą kasę, jaką Bowers zarobi na Signature, jest doprawdy nieśmiały i subtelny w porównaniu do tego, co wyprawiają inni.
Brzmienie Bowersów nie musi podobać się wszystkim. Jednak niech też wszyscy wiedzą, że aby osiągnąć takie brzmienie, Bowers nie żałuje wysiłków. Dba o każdy detal, wykorzystuje najnowocześniejsze narzędzia, systemy pomiarowe, ekspertów różnych dziedzin. Za to nie marnuje zbyt wielu pieniędzy na rzeczy zupełnie zbyteczne, nie czaruje nas ultradrogimi materiałami, które nie przynoszą korzyści akustycznych, a jedynie wizerunkowe.
Owszem, jeżeli jedno można połączyć z drugim… Kiedy Bowers stosował Kevlar, chwalił się, że to materiał kosmiczny, militarny; 30 lat temu był rzeczywiście unikalny, ale co najważniejsze, spełniał określone wymagania konstruktorów Bowersa. Podobnie z diamentową kopułką wysokotonową – ekstremalnie drogą ze względu na trudną technologię, ale rzeczywiście mającą wyśmienite parametry do zastosowania w takiej roli. Bowers szuka nowych rozwiązań, ale bada je rzetelnie.
Bowers doprowadza do perfekcji elementy, które mają na dźwięk wpływ tak kluczowy, jak i niewielki, pozostawia na boku tylko te, które go w ogóle nie mają. Chyba że chodzi o ekskluzywny wygląd modeli z wyższej półki, czego Signature są już ostatecznym dowodem; tutaj Bowers też nie żałuje, ale nie twierdzi, że egzotyczny fornir i lakierowanie na wysoki połysk poprawiają dźwięk.
Chociaż… Bowers też ma na koncie odrobinę szaleństwa, które pojawiało się właśnie pod szyldem Signature – bowiem kiedyś nie były to tylko "dopieszczone", w ogólnym zarysie znane już wcześniej konstrukcje, lecz zupełnie inne, specjalne, zaprojektowane od podstaw, od A do Z, przygotowywane na okrągłe jubileusze firmy, z ogromnym ładunkiem luksusu i za cenę o wiele wyższą od jakkolwiek "porównywalnych" konstrukcji z regularnej oferty.
- Historia
Hasło Signature pierwszy raz pojawiło się w 1991 roku, na 25-lecie firmy, czyli na srebrny jubileusz, więc Silver Signature był monitorem opływającym w srebro. Przede wszystkim dla bajeru, ale srebrne było również uzwojenie cewek przetworników, folii w kondensatorach zwrotnicy, okablowania, a to już sprawa poważna – srebro ma niższą rezystancję niż miedź; chociaż kilkuprocentowa różnica nie powinna nas oszołomić, to wielu za srebrne kable płaci krocie… I płaciło za Silver Signature cztery razy więcej niż za Matrixa 805, z którego się wywodził.
Ale jak przyznaje sam Bowers na blogu poświęconym historii Signature: Dla pasjonatów, którzy kupili te głośniki, cena nie miała żadnego znaczenia. Potem na 30-lecie były też srebrne Signature 30, ale 5 lat później Bowers przedstawił propozycje analogiczne do aktualnych – "sygnaturowe" wersje 805D i 800D (jak wyjaśniamy obok, ówczesne 800-tki zajmowały podobną pozycję, jak obecne 801-ki), umiarkowanie droższe.
Za to na 40-lecie powstały znowu fantastyczne Signature Diamond, przy udziale dizajnera (nie mylić z konstruktorem odpowiedzialnym za część elektroakustyczną) Kennetha Grange, z diamentową kopułką wysokotonową (która wówczas była wprowadzana do serii 800) w fajce z marmuru.
Całkiem niedawno zaszczyt noszenia tytułu Signature spadł na dwa modele niższej serii 700–702 i 705, tylko "trochę" droższe od modeli standardowych. Ostatnim pomysłem są właśnie 805 D4 i 801 D4 – Signature.
- Bowers deklaruje, że po udoskonaleniach należnych tej edycji to "best of our best", czyli najlepsze z najlepszych. Co w takim razie z Nautilusem, który jest jeszcze droższy?
To jeszcze inna historia. A wszystkie te historie splątały się i poprzecinały. Kiedy zademonstrowano Silver Signature, niezależnie od srebrnych luksusów, konstrukcję bazującą na dotychczasowych koncepcjach firmy, rewolucyjny Nautilus był już blisko i miał wyznaczyć dalszy rozwój konstrukcji firmy.
Wszystko potoczyło się jednak zupełnie inaczej, Nautilus nie miał dalszego ciągu, za to wcześniejsze, bardziej konwencjonalne projekty były sukcesywnie rozwijane i doprowadziły właśnie do 801 D4 i 805 D4.