Wystarczyło nowatorskie podejście do przedniej ścianki, aby modele z serii Studio 100 nie przypominały niczego, co do tej pory znaliśmy. Za oryginalność projektu szóstka, za jego dokładność piątka, za zastosowane materiały - czwórka (dużo plastiku, ale cena usprawiedliwia), za brzmienie... to się okaże.
Nie jest naszym zadaniem narzucić ocenę w skali "ładne - nieładne", lecz przedstawić rzecz od strony technicznej i akustycznej. Forma nie podąża tu za treścią, fantazyjny wygląd frontu nie jest pochodną jakiejś niezwykłej koncepcji akustycznej, tylko - po prostu - sztuką dla sztuki.
Zakres owej estetycznej rewolucji ogranicza się do układu przedniej ścianki, a właściwa obudowa jest już konwencjonalna. Gdyby jednak zdjąć z frontu nie tylko dwie maskownice, ale wszystkie "dekoracje" i zostawić same głośniki na gładkiej przedniej ściance, wciąż pozostałyby dwie charakterystyczne cechy - tubowy wylot głośnika wysokotonowego i duży dystans dzielący głośniki niskotonowy i średniotonowy.
JBL Studio 180 - głośniki
Producent unika określenia "tubowy" i nazywa ten element "falowodem" (waveguide), wcale jednak nie rezerwuje nazwy "tuba" (horn) dla "prawdziwych" głośników tubowych, które stosuje w droższych konstrukcjach, bo te z kolei nazywa "głośnikami kompresyjnymi" (compression driver). Nazwa tuba wywołuje skojarzenia ambiwalentne, więc z marketingowego punktu widzenia ten unik jest zrozumiały.
Z kolei odsunięcie niskotonowego jest czymś bardziej specyficznym, mającym tu wyraźny związek z projektem frontu. Jest to bezpieczne, dopóki częstotliwość podziału między niskotonowym a średniotonowym jest ustalona dostatecznie nisko; jeżeli jest wysoka, powiedzmy bliżej 1 kHz niż 100 Hz, to nawet pod niewielkim kątem względem osi głównej (gdy siedzimy niżej lub wyżej standardowych 80-100 cm) pojawią się duże przesunięcia fazowe między głośnikami, zmieniające kształt charakterystyki przetwarzania.
Częstotliwość podziału między tymi sekcjami jest w kolumnach JBL Studio 180 wysoka (producent podaje 800 Hz), w dodatku zastosowane filtry są łagodne (6 dB/okt.), co nasila to zjawisko i obserwujemy to w naszych pomiarach (patrz Laboratorium).
Potwierdza to nadrzędność koncepcji estetycznej nad akustyczną w ogólnych założeniach serii Studio 100, na szczęście wywołane tym problemy nie są poważne, a gdy usiądziemy na optymalnej wysokości - znikają w ogóle, co z kolei potwierdził test odsłuchowy.
Zastosowanie w układzie trójdrożnym pojedynczego 17-cm głośnika niskotonowego nie otworzy drogi do uzyskania potężnego basu, wysokiej mocy i efektywności.
Mamy jednak coś w zamian - nagrodą za stosowanie pojedynczego, umiarkowanej wielkości głośnika niskotonowego w dużej objętości może być nisko rozciągnięta charakterystyka przetwarzania. Membrany głośników niskotonowego i średniotonowego wykonano z modyfikowanej celulozy (materiał nosi firmową nazwę Polyplas), kopułka wysokotonowa jest aluminiowa (CMMD).
Odsłuch
Jak już zdradziłem w opisie konstrukcji, są przesłanki, aby mieć nadzieję, że w samym rozciągnięciu bas kolumn JBL Studio 180 będzie nie gorszy, a nawet lepszy niż z generalnie "mocniejszych" JBL Studio 190. I może bas też ma w tym swój udział, lecz nie wprost ku niemu skierowała się moja uwaga. Studio 180 zaimponowały mi przede wszystkim nadzwyczajną plastycznością i spójnością!
Było to zaskakujące, i to z kilku powodów. Po pierwsze, Studio 190 zapamiętałem jako bardziej swobodne, żywe, dynamiczne, ale nie aż tak elegancko poukładane; po drugie, generalnie JBL-a kojarzę z brzmieniem mocnym, detalicznym, lecz trochę "technicznym", tymczasem JBL Studio 180 zagrały z największą w tym teście gracją.
Po trzecie, wspomniana spójność nie jest czymś łatwym do osiągnięcia w układzie trójdrożnym, zwłaszcza tak "rozciągniętym". Nie było więc to wrażenie wspierane w podświadomy sposób jakimiś oczekiwaniami - wręcz przeciwnie, stanęło okoniem. To brzmienie jest gruntownie przyjemne, a przy tym bogate.
Brzmienie JBL Studio 180 udowodniło swoją przewagę nad konkurentami np. w odtworzeniu trąbki - nieważne, z jakiego nagrania, bo zawsze z tego samego (dla wszystkich kolumn) - była ona bliska, dźwięczna i ciepła, z pięknym dmuchnięciem, słychać było szum powietrza, drewniane elementy.
Tak piękne rozwinięcie brzmienia instrumentu, który wymaga szczególnej uwagi, aby nie stracić elegancji na rzecz tylko siły i drapieżności, wydawało się czymś zapożyczonym ze znacznie droższych kolumn.
Sama góra pasma nie jest eksponowana, nie połyskuje nadmiernie ani nawet efektownie, nie emituje detali, które definiowalibyśmy właśnie jako wysokotonową drobnicę, jednak bardzo skutecznie i wcale nie strachliwie uzupełnia średnicę, która dzięki temu jest tak kompletna i otwarta.
Od dołu też jest podobne wsparcie - sam bas nie dominuje, lecz oprócz tego, że ładnie splata się ze średnicą, ma też konsystencję, niskie zejście, niezłą dynamikę, choć nie rządzą tu łupnięcia.
Przede wszystkim znowu, tak jak średnica, ma ładną, przyjazną, naturalną barwę. Nie należy sądzić, że temu brzmieniu brakuje rozdzielczości - kiedy trzeba, szarpnięcia są szybkie, a wybrzmienia krótkie. Wszystko to jednak pozostaje we właściwym muzycznym skupieniu, nie jest rozczłonkowane i rozkojarzone.
I to jest ta moja wisienka. Reszta jest tortem.
Andrzej Kisiel