Odsłuch
Nie można być sędzią we własnej sprawie. A ktoś mógłby mi wytknąć, że po wszystkich zastrzeżeniach, jakie wysunąłem pod adresem teorii "domeny czasowej" (choć raczej pod adresem wniosków, jakie z tej teorii wyciągnął projektant Eclipse), nie powinienem oceniać brzmienia głośnika zrealizowanego wedle tej koncepcji. Bo albo będę chciał dowieść swojej racji, albo moja wrażliwość jest niepełna i nieprzygotowana na dostrzeżenie jej zalet.
Ponadpiętnastoletnie doświadczenie w testowaniu kolumn daje jednak nie tylko usprawiedliwioną pewność własnych sądów, lecz i pokorę… bowiem nieraz zaskakująco dobrze zagrały kolumny, których bym o to wcale nie podejrzewał. Podłączam Eclipse i znowu wszystko jest możliwe? Na pewno nie…
Dwie dwunastki w całym systemie szybko potwierdzają nie tyle obawy, co oczekiwania, że para Eclipse TD712zMK2 nie wygeneruje potężnego dźwięku z mocarnym basem i porywającą dynamiką. Co to dokładnie znaczy?
Dokładnie tego nikt nigdy nie wie, co autor ma na myśli, pisząc np. że "do normalnego słuchania w warunkach domowych wystarczy, ale do zemsty na sąsiadach - już nie". To, co dla jednego jest umiarkowaną głośnością, innego już męczy.
Wreszcie często pisze się i mówi o wielkości pomieszczenia, tymczasem w kontekście głośności ważniejsza jest przecież odległość między słuchaczem a głośnikami; założenie, że w dużym pomieszczeniu słuchacz siedzi na jego drugim końcu, nie jest chyba słuszne, także założenie, że para wysokiej klasy domowych kolumn służy do klasycznego "nagłaśniania" - czyli do równomiernego "pokrycia" dźwiękiem o odpowiednim natężeniu określonej powierzchni.
Jeżeli porzucimy te fałszywe przesłanki, kierujące "ciche" głośniki tylko do małych pomieszczeń, a "głośne" tylko do dużych, to możemy nawet w dużym pomieszczeniu ustawić sobie parę Eclipse TD712zMK2, i jeżeli tylko usiądziemy w odległości nie większej niż 3 metry, to będzie… dobrze? To wciąż zależy od upodobań, ale można już coś ustalić, porównując możliwości Eclipse TD712zMK2 z… - no właśnie, z czym?
W kontekście
Eclipsowe rozwiązanie problemów fazowych, trapiących duże, trójdrożne zespoły głośnikowe to w pewnym sensie wylanie dziecka z kąpielą, bo przecież dużych kolumn potrzebujemy właśnie z powodu tych możliwości, których Eclipse TD712zMK2 nie zaoferują - basu i mocy, mówiąc w największym skrócie.
Do głowy przyszło mi też porównanie z kulami Cabasse Baltic II Evolution - co prawda trójdrożnymi, ale podobnej wielkości: Baltiki grają zdecydowanie mocniej, one również swobodnie przebijają Eclipse TD712zMK2 maksymalnym natężeniem dźwięku; trzeba tylko pamiętać, że są od jajek Eclipse dwa razy droższe.
Wreszcie zbliżam się do najwłaściwszego porównania: skala dźwięku generowana przez Eclipse jest podobna jak z dwudrożnych monitorów; w kategoriach absolutnych nawet trochę mniejsza, lecz nadrabia żywością i komunikatywnością.
Dźwięk nie ma takiego rozciągnięcia, nasycenia, precyzji i autorytetu, jak z najlepszych dwudrożnych podstawkowców. Eclipse nie próbują też, tak jak część z nich, symulować działania większych kolumn przez dociążenie niskich rejestrów (nie chodzi o najniższy bas, ale o okolice 100 Hz).
Podsumowując w wymiarze "ilościowym", Eclipse TD712zMK2 ani obiektywnie, ani subiektywnie nie grają jak "normalne", duże czy choćby średniej wielkości kolumny. Nawiązują one kontakt z peletonem typowej wielkości dwudrożnych monitorów.
Na tym polu nie będzie więc sensacji i nie jest ona potrzebna, żeby zrozumieć, na czym polega brzmieniowa uroda tego wynalazku. Myślę, że słowo "uroda", wartościujące nie tak bezwzględnie jak "piękno", ale jednak o pozytywnym wydźwięku, co najmniej neutralnym… pasuje tu najlepiej. Zatem co jest w tym brzmieniu tak charakterystycznego i pozytywnego?
Swoboda, komunikatywność, spójność, przejrzystość; żadnego "zasupłania", nosowości, omszałości, żadnych agresywnych podbarwień, ale też żadnych docieplających efektów, umilania i dystansowania. Dźwięk jest prosty, oczywisty, wyrazisty, bez żadnej arystokratycznej maniery.
Znając już charakterystykę przetwarzania, jestem nawet zdziwiony, że jej defekty nie były tak dokuczliwe; choć były czytelne i nie zostały z brzmienia usunięte, to zostały przytłumione, zmarginalizowane. Ma na to wpływ przyzwoita ogólna równowaga - najwyższe częstotliwości i bas są podobnie cofnięte, nie wykorzystują słabości drugiego skraju, dzięki czemu dźwięk nie jest ani zbyt jasny czy ostry, ani zbyt ciężki i ciemny; procentuje naturalna spójność i pewnie ów doskonały "timing", wiążący się z odpowiedzią impulsową; ma wpływ na czystość i szybkość, brak smużenia i zmatowienia.
Ma wreszcie wpływ… niedoceniana zdolność słuchu do akomodacji, czyli po prostu przyzwyczajenie. Pierwsza reakcja po ich włączeniu nie była natychmiastowym westchnieniem ulgi czy zachwytu. Cechy ewidentne od początku z upływem czasu zmieniały znaczenie, zyskiwały lub traciły na wartości, poprawiając stopniowo notowania. Najbardziej frapujący jest paradoks, że choć zakres kilku kHz ma wyraźną przewagę nad poziomem poniżej 1 kHz, to brzmienie nie stało się przez to krzykliwe i jazgotliwe.
Eclipse TD712zMK mają ciekawą zdolność do pokazania tego zakresu na pierwszym planie, jednocześnie w sposób bezbolesny dla ucha. Można by przypuszczać, że wokale żeńskie nabiorą życia i blasku, ale męskie stracą na sile - tymczasem wszystkie zyskują na wyrazistości, są łatwo wyodrębniane, różnicowane, tyle że nie zdobywają nasycenia, które pozwalałoby mówić o ich wejściu do naszego pokoju, nie mają "ciała".
Muzyka i wszystkie jej dźwięki, muzycy i instrumenty nie są wnoszone i stawiane przed nami "jak żywe", a raczej pokazywane na scenie bez maskowania i bez owej przysłowiowej kotary. Pozorne źródła dźwięku, choć dobrze separowane i plastyczne, trzymają się dość blisko siebie, nie są rozproszone, co daje wrażenie swoistej kumulacji i energetyczności brzmienia - zamiast bardziej wyrafinowanego, subtelnego rozproszenia.
Są zdrowe
Jest w tym też coś atawistycznego… coś prymitywnie zdrowego, lub zdrowo prymitywnego, coś bezczelnego, chropowatego, ale prawdziwego, coś z przeszłości, co przynajmniej niektórzy z nas znali, ale z czym utracili kontakt.
Miałem w młodości magnetofon mk2405, stereofoniczny szpulowiec wyposażony we własny wzmacniacz i zainstalowane po bokach eliptyczne głośniki szerokopasmowe - zanim dorobiłem się oddzielnych, przez rok słuchałem "w ten sposób".
I przy całym inwentarzu niedoskonałości, które teoretycznie w ogóle nie pozwalają wspominać o tym brzmieniu w kategoriach audiofilskich, było w nim z dzisiejszej perspektywy coś bardzo zaskakującego, ale i bardzo konkretnego - różnice w realizacji nagrań (przegrywanych płyt analogowych) były, mimo wszystkich ograniczeń i przekłamań, czytelne jak na dłoni!
Później, po rozbudowie systemu o zewnętrzne kolumny (a dopiero potem wzmacniacz), dźwięk był generalnie o wiele lepszy, lecz pod tym względem… już wcale nie bardziej zaawansowany. Słuchając teraz Eclipse, doznałem deja-vu - z różnych nagrań wyszła jakaś ich pierwotna natura, indywidualne rysy, siła sprawcza… nie tylko muzyczne emocje, ale i studyjna technika.
Wraz z tym, że Eclipse TD712zMK2 są z pewnością lepsze od głośników z mk2405, była to szczególna frajda usłyszeć tego rodzaju dźwięk. Nie uczta, nie przeżycie, nie dotknięcie ideału - po prostu frajda, choć kto inny pozostanie na takie atrakcje zupełnie niewrażliwy, a jeszcze inni odnajdą w tym cechy predestynujące do zastosowania profesjonalnego (Eclipse podaje długą listę inżynierów dźwięku, którzy używają tych głośników do monitorowania).
Jedno jest dla mnie niemal oczywiste - mogą to być monitory bliskiego pola, mimo że wymagają zastosowania dość kłopotliwych w takiej sytuacji, choć kosmicznie efektownych, standów. Jeżeli jednak właśnie taka jest konieczność - słuchania z małego dystansu - wówczas jednodrożność Eclipse procentuje dodatkowo - są przecież niemal punktowym źrodłem dźwięku, dźwięk nie będzie rozmazany nawet z najmniejszej odległości.
Ze względu na kształt swojej charakterystyki Eclipse TD712zMK2 dobrze znoszą - a nawet im to w dużym stopniu pomaga - przysunięcie do ściany. W zasadzie powinienem napisać to znacznie wcześniej, ale rozpędziłem się w komentarzach do innych kwestii, podczas gdy jest ważne dla ostatecznego rezultatu, jak je ustawimy.
I tym razem wcale nie odsunięcie od ścian, zgodne z ortodoksyjnymi audiofilskimi zwyczajami, lecz przysunięcie daje tonalnie lepsze efekty, bowiem wzmacnia dolną część pasma, a do jakiegokolwiek przeładowania i tak bardzo daleko. Przestrzeń nie jest wówczas tak przejrzysta jak przy odsunięciu, ale mamy jednak większe wrażenie naturalności.
Z subwooferem
Udział subwoofera zdecydowanie zmienia całość spraw, w pewnym sensie wpływa nawet na percepcję… wysokich tonów. To zresztą jedyny minus jego działania. Co za bzdury!? Już wyjaśniam, choć wcześniej dotknąłem tego wątku. Doładowanie niskich częstotliwości, przy niezmiennym poziomie wysokich, zmienia proporcje między skrajami pasma.
Najwyższa góra z Eclipse TD712zMK2 była, jest i będzie słaba, ale wcześniej nie wychodziło to na wierzch tak wyraźnie; wraz ze wzmocnieniem basu trudno już tego nie dostrzegać, choć wciąż można zaakceptować - ostatecznie dziewięćdziesiąt dziewięć procent informacji muzycznych jest tu podawanych z właściwą energią, bo to, co dzieje się powyżej 10 kHz, to już tylko okruchy… na które jednak audiofil, zwłaszcza "na stanowisku", jest bardzo wyczulony.
Przy okazji dwa zdania o basie z samych Eclipse TD712zMK2, bo bez tego trudno zrozumieć rolę subwoofera. Jajka potrafią zagrać dość nisko, zaskakująco nisko - to nie jest brzmienie "obcięte" na etapie wyższego basu, tyle że ten bas jest bardzo delikatny (choć na samym skraju przyjemnie zaokrąglony, a nie suchy), ewentualnie można ponarzekać na zbytnią powściągliwość średniego i wysokiego basu, zwykle mocniej nabijającego rytm nawet w dwudrożnych monitorach.
I tutaj zdecydowanie wchodzi do gry subwoofer pełniąc rolę trochę inną niż w znanych systemach subwooferowych, gdzie selektywnie dopełnia brzmienie tylko najniższymi rejestrami.
Żeby jednak "wyczyścić" mu pole do działania w szerokim zakresie, zamknąłem bas-refleksy Eclipse TD712zMK2, nie próbowałem za to dostarczać im sygnału skorygowanego przez filtr HPF (miałem do dyspozycji wzmacniacze zintegrowane bez wejść na końcówkę, które byłyby do takiej kombinacji potrzebne).
Należało wtedy ustawić górną częstotliwość graniczną w dolnym zakresie i oczywiście poszukać najlepszej fazy, zależnej w dużym stopniu od umiejscowienia subwoofera.
W teście stanął na środku, pomiędzy jajkami, w takiej samej odległości co one od miejsca odsłuchowego. Wówczas faza musiała być w zasadzie odwrócona, czego nie należy się obawiać ani kojarzyć z jakimś konfliktem elementów pracujących w przeciwfazie, bo przecież chodzi waśnie o to, aby "uzgodnić" fazę między subwooferem a satelitami w tym zakresie częstotliwości, w którym ze sobą współpracują.
A to, że impuls najniższego basu będzie w takiej sytuacji "nie w fazie" z impulsem średnich tonów… to już zmartwienie tych, którym tak bardzo zależy na odpowiedzi impulsowej.
Mimo że nietypowo, bo w sumie dość wysoko, właściwie "wstrojony" Eclipse TD725sw bardzo dobrze "skleja się" z Eclipse TD712zMK2. System generuje spójne, mocne, zagęszczone brzmienie, z wciąż podkreśloną artykulacją wokali, natychmiastowym atakiem, pełną czytelnością.
Bas jest zdefiniowany, konturowy, sięga nisko, ale bez tłustości, faktycznie samą swoją energetycznością świetnie pasuje do satelitów, nie opóźnia akcji, a tylko ją wzmacnia. Z drugiej strony świadomość, że system stracił cnotę jednodrożności i wiązanego z tym doskonałego - teoretycznie - impulsu, odbiera trochę satysfakcji i nasuwa pytanie, czy porzucając "teorię czasową", nie można by uzyskać jeszcze lepszego brzmienia z pary kolumn za podobną cenę? Zależy, na co jesteśmy wyczuleni.
Żeby nie poszedł dym
Spójność i energetyczność, łatwość transmisji muzycznych emocji, wspaniały dynamiczny bas - to poważne atuty całego systemu. Same satelity (Eclipsc TD712zMK2), bez pomocy subwoofera nie dadzą sobie rady (tak jak duże kolumny) w dużych pomieszczeniach, a nawet z subwooferem trzeba zadbać o to - o ile chce się zagrać głośno - aby odfiltrować je przez HPF, bo inaczej z jajek może pójść dym… Męczone pełnym pasmem, mają przecież moc tylko 35 W, siedzi w nich tylko po jednej "12-tce", w obudowie bas-refleks, pasywnie od dołu w ogóle niefiltrowanej.
Bardzo oryginalny, bardzo szczególny, kontrowersyjny, pełen mocnych cech charakteru, poważnych ograniczeń i frapujących zalet projekt, przed którym nie padłem na kolana, ale doceniam, i mam nadzieję, że w pełni rozumiem… i że wciąż dobrze słyszę...
Nie jest to głośnik (czy system) dla wszystkich, sam nie zdecydowałbym się na taki jako na jedyny, na który byłbym już "skazany", ale chciałbym mieć taki, gdybym mógł mieć kilka - jak muzyk, który ma kilka instrumentów na różne okazje; być może wtedy system Eclipse wcale nie okazałby się "instrumentem" używanym od święta, być może najlepiej sprawdziłby się właśnie w codziennym obcowaniu z muzyką, bez presji "obiektywizmu" i uwagi skupionej na odkrywaniu niedoskonałości w wyrównaniu pasma.
I nie mam też wątpliwości, że od strony zawartości techniczno-materiałowej jest to produkt wart swojej ceny - trzeba tylko zrozumieć, że głośnik wysokiej klasy, zaprojektowany bezkompromisowo wedle firmowej "teorii czasowej", nie będzie arsenałem efektownych przetworników w pięknej skrzyni, lecz ultraprecyzyjnym "uchwytem" dla jednego małego przetwornika szerokopasmowego.
I teraz odkryłem, że ja też taki mam w swoich kolumnach! Też 12-cm, też w ogóle niefiltrowany... tylko że przed nim jest tuba, nad nim wysokotonowy, a pod nim dwa 12-cm woofery z 500-watowym własnym wzmacniaczem... I nic dziwnego, że gra to inaczej.
Andrzej Kisiel