Silent Pound Challeger II - odsłuch
Do "dipoli" mam stosunek bardzo osobisty i przychylny. Łączy mnie z nimi historia długa i skomplikowana. Po raz pierwszy zetknąłem się z nimi już na początku lat 90. ubiegłego wieku, pod postacią Dali Skyline 1000 i Skyline 2000. Jednak wcale nie byłem do nich bardzo przekonany – może nie doceniłem, może rzeczywiście były dalekie od doskonałości.
To jednak nauczka, że dipole nie muszą od razu i dla każdego grać pięknie. Podobnie jak kolumny wykonane w jakiejkolwiek technice – nie ma gwarantowanych sposobów, które nie wymagałyby umiejętności konstruktora. A te najbardziej egzotyczne są najtrudniejsze. Kuszą początkujących, zafascynowanych wyzwaniem zaprojektowania czegoś nadzwyczajnego, a przed wszystkim oczekiwaniem osiągnięcia wspaniałych rezultatów. Paradoksalnie, czasami z pozornie bardzo prostych konstrukcji.
Takich właśnie jak otwarta odgroda, filtry 1. rzędu, głośniki szerokopasmowe, układ bez sprzężenia zwrotnego, single-ended… Jedna prosta decha, jednoelementowe filtry, pojedynczy przetwornik… Gdyby takie sprawy były bezproblemowe, to wiele innych urządzeń i procesów nie musiałoby być tak skomplikowanych, a jednak jest, i w ogóle całe życie byłoby łatwiejsze.
Ale wracając do historii, po raz pierwszy dipole zafascynowały mnie podczas wizyty na CES w Las Vegas w 1998 roku, gdzie usłyszałem system Audio Artistry Beethoven, zaprojektowany przez Siegfrieda Linkwitza (tak, jego nazwisko patronuje pewnemu rodzajowi filtrów). Przywiozłem stamtąd wielki entuzjazm dla takiego rozwiązania i potem przez kilka lat sam zmagałem się z dipolami, podobnie jak kilku moich znajomych… też z różnymi rezultatami. Ale wszyscy byli zafascynowani.
To bardzo trudny temat – o ile podchodzi się do niego profesjonalnie, a nie na rympał. W poważnym projektowaniu zespołów głośnikowych, nawet najprostszych dwudrożnych monitorów, trzeba używać systemów pomiarowych – bez nich działa się po omacku. Wielu hobbystów to lekceważy, zdając się na swój doświadczony słuch (który jest niezbędny w procesie strojenia, ale nie wyłącznie on), ewentualnie na pomoc komputerowych systemów symulacyjnych (które coś podpowiadają, ale na wstępnym etapie).
Kiedy przychodzi do projektowania dipoli, typowe metody symulacyjne i pomiarowe nie wystarczą, zjawiska które wpływają na rezultaty brzmieniowe w miejscu odsłuchowym są jeszcze bardziej złożone.
Dlatego do każdego dipola podchodzę z wyjątkową ciekawością, szacunkiem, oczekiwaniami i… obawami. Samo "zadziałanie" dipola i wynikające z tego specjalne skutki akustyczne, czyli ukształtowanie ósemkowej charakterystyki kierunkowej (o ile to czysty dipol, a nie jakaś "wariacja na temat dipola"), albo jakiejkolwiek innej – niczego nie przesądza, ani nawet charakteru basu, ani tym bardziej ogólnej równowagi, kreacji przestrzennej, dynamiki. Jest dużo zmiennych w samej konstrukcji, a także wynikających z ustawienia i warunków akustycznych w pomieszczeniu.
Wbrew (może nazbyt optymistycznym) początkowym założeniom dipol, chociaż potencjalnie może znacznie zmniejszyć intensywność rezonansów w miejscu odsłuchowym, ze wszystkimi przedstawionymi już wcześniej tego pozytywnymi konsekwencjami, wymaga też odpowiedniego ustawienia.
Czytaj również: Dlaczego otwór bas-refleks nie promieniuje w fazie przeciwnej do fazy przedniej strony membrany?
- Ustawienie 1
Nie pamiętam już, jak dokładnie Challengery II były ustawione na Audio Show dwa lata temu, ale najwyraźniej o wszystko zadbano, bo wrażenie było bardzo dobre.
Teraz stały ok. 2 m od ściany za nimi i nieco mniej od ścian bocznych; były lekko skręcone w kierunku miejsca odsłuchowego, ok. 20º, ale nie do końca.
Ustawione najlepiej, jak to było możliwe, i odpowiednio napędzone, grają mocno, swobodnie, dobitnie. Trudno będzie o nagranie, na którym nie zademonstrują swojego potencjału niskotonowego.
Bas jest ofensywny, twardo-sprężysty. Sam konstruktor przyznaje, że jego celem było uzyskanie mocnego uderzenia. To nawet coś więcej; nie jest to bas konturowy, punktowy, ale gęsty, soczysty, na wielu nagraniach wręcz potężny. Taki efekt z dipola to zjawisko rzadkie i frapujące. Po takich konstrukcjach spodziewam się dynamiki, dokładności, "szybkości", jestem też przygotowany na swoistą oszczędność. Natomiast Challengery II starają się dostarczyć wszystko naraz i zupełnie zaprzeczyć… niemal prawom fizyki.
Bas był aktywny również w bardzo niskich rejestrach; może nie samym skraju pasma, ale wszędzie tam, gdzie dociera 99% muzyki. I kluczem jest to, że był "aktywny", a nie "obecny". Ten bas walczy, atakuje, wibruje; jest fundamentem stabilnym, solidnym i ciężkim. Nie chwieje się, nie rozpływa, faktycznie bardziej uderza niż kołysze.
Chcąc trochę utemperować bas, przełączyłem regulatory na pozycję -3 dB. Taka zmiana może być korzystna, więc dobrze, że jest możliwa, ale nie prowadzi do pełnego uspokojenia; ubywa najniższego basu, cały dźwięk staje się przez to lżejszy, ale pozostaje "górka" wyższego basu, konsekwentnie prowadząca akcję w każdej muzyce, która tylko może ją sprowokować.
- Ustawienie 2
Wróciłem więc do ustawienia "neutralnego" (choć tylko teoretycznie), aby napawać się dźwiękiem muskularnym, z basem rozciągniętym od prawie najniższych tonów do samej średnicy.
Bas jest ciężki, ale nie ociężały; rozciągnięty, ale nie rozpuszczony; zwarty, napięty, dynamiczny, robi swoje "szoł", jakby chcąc całkowicie, z dużym zapasem odsunąć obawy, że dipol może w tym zakresie grać zbyt delikatnie i elegancko.
Średnie tony są oparte o bas, jednak ten ich nie pogrubia i nie ociepla. Męski wokal był właśnie męski, niski, ale klarowny i zdecydowany, bez przymulenia, chociaż często w towarzystwie mocnych basowych dźwięków. Średnica jest niepodbarwiona, niewyostrzona, neutralna i czysta, a nawet trochę chłodna.
Wraz z doskonałą dynamiką muzyka nabiera witalności i staje się "obecna", mimo że soliści nie zawsze wychodzą na pierwszy plan. Średnica jest też trochę cofnięta względem wysokich tonów, błyszczących, gładkich, selektywnych. Nie drażnią dzwonieniem, ale są zdolne do oddania metaliczności, instrumenty perkusyjne były wyraźnie zakreślone, szybkie, zróżnicowane.
Skoro zacząłem od basu – a to wydawało mi się naturalne, skoro zajmujemy się dipolem – to pojechałem po średnicy aż do wysokich… Ale równie dobrze, a może nawet lepiej, byłoby zacząć od kreacji przestrzennej. Dla wielu ona jest głównym kryterium wyboru – "mieć albo nie mieć" określone kolumny i inny sprzęt. Silent Pound Challenger II są pod tym względem doskonałe.
Czytaj również: Czy wąska obudowa kolumny jest akustycznie najkorzystniejsza?
W najlepszych realizacjach osiągała ona wybitną klarowność, porządek, skalę i przestrzeń. Nagrania akustycznego jazzu wprowadzały w kameralny klimat, zapewniały odpowiednią aurę, pogłos, smaczki.
Kawałki elektroniczne były efektowne przez dobrą dynamikę, selektywność, impulsywność. W każdej sytuacji Challengery II demonstrowały swój charakter, mocne uderzenie basu, przejrzystą górę, dokładną scenę.
W konstrukcji wykorzystano głośniki profesjonalne (to pojęcie dość ogólne, ale w tym przypadku uprawnione), przede wszystkim ze względu na ich parametry, zwłaszcza wysoką efektywność głośników niskotonowych, potrzebną w konstrukcji dipola.
Nie musiało to jednak mieć wpływu na ogólny profil brzmienia, o którym bardziej decyduje konstruktor, strojący zwrotnicę i w tym miejscu kształtujący charakterystykę częstotliwościową.
Czytaj również: Co to są krzywe izofoniczne i charakterystyka "fizjologiczna"?
Jednak dźwięk kolumn Silent Pound Challenger II miał dla mnie klimat trochę profesjonalny, przy czym nie chodzi o neutralne studyjne monitorowanie, ale o nagłośnienie, "estradową" dynamikę, uderzenie, twardy bas i detaliczne wysokie tony.
Jest tutaj też coś (coś, a nie wszystko) podobnego do brzmienia np. JBL-i czy niektórych Avantgarde. Może to wynikać zarówno z zastosowania tubowego wysokotonowego, którego "szybkość", ale i pewna ostrość (w porównaniu do brzmienia kopułek) zaznacza się tym wyraźniej, że wysokie tony są wyeksponowane; również skupione promieniowanie w szerszym zakresie częstotliwości daje dźwięk rysowany wyraźniej, dokładniej… a więc subiektywnie ostrzej.
Nie ma to nic wspólnego z ciepłym, miękkim, subtelnym, rozproszonym, "domowym" brzmieniem "przeciętnych" kolumn. To "męskie granie". Silent Pound Challenger II ma autorytet, a nie charyzmę; siłę, a nie urok. Ma swoje mocne argumenty, narzuca perspektywę, transmituje i kreuje, nie stara się być uprzejmy i delikatny, nie kołysze i nie głaszcze. Zapewnia kontakt z muzyczną energią i techniką nagrania. Nie wchodzi w rolę muzykoterapeuty, chyba że w nurcie psychodynamicznym.
Ja nie wchodzę w żadnym nurcie ani w żadnej roli, chociaż czasami może się wydawać, że nazbyt "psychologizuję", relatywizuję i unikam sformułowań ocennych.