Aaabsolutnie świeżutki kawałek głośnika. Osobiście świeżość niektórych produktów sprawdzam na podstawie testów w niemieckich miesięcznikach. Dotyczy to oczywiście firm niemieckich, ale nie tylko - B&W jest hołubione przez niemiecką prasę specjalistyczną, a prasa dopieszczana przez B&W.
Testy nowych produktów są tam publikowane natychmiast, jeszcze zanim znajdą się one w sprzedaży - tym bardziej w sprzedaży w innych krajach. Dlatego mam drobną satysfakcję, że B&W CM1 pojawia się na naszych łamach równocześnie z testem w niemieckim Stereoplay, a jednocześnie mam pewność, że to towar jeszcze ciepły.
Materiały firmowe B&W przedstawiają CM1 jako minimonitor, który kontynuuje długą tradycję tego typu konstrukcji w ofercie firmy, a został zaprojektowany równocześnie z referencyjnymi 805S. Jednak w odróżnieniu od 805-tek, jak i większości znanych podstawkowców B&W, CM1 jest "minimonitorem", a nie "monitorem".
Symbol CM1 nawiązuje do słynnych CDM1, które powstały w kilku wersjach, aby wreszcie wyewoluować do współczesnych "705". Jednak one wszystkie były lub są dużymi, kilkunastolitrowymi (netto) konstrukcjami, podczas gdy CM1 jest z grubsza rzecz biorąc dwa razy mniejszy.
Różnicę tę widać też na tle Elanów 300, a mniejsza obudowa wynika przede wszystkim z zastosowania głośnika nisko-średniotonowego o średnicy 15-cm, a nie 17-18-cm, jak we wszystkich pozostałych przywołanych konstrukcjach. CM1 swoją wielkością przypomina więc dawne CDM2, o których chyba już mało kto pamięta, bo po zakończeniu swojego dość krótkiego żywota ok. dziesięciu lat temu, nie miały one kontynuatora.
Faktem jest, że CDM2 nie były specjalnie udane - a ponieważ nie były znacznie tańsze od większych CDM1, więc te nie dawały im szans na sprzedaż, nie mówiąc już o konkurencji innych firm. Ale wniosek, że minimonitory w ogóle nie mają sensu, był chyba zbyt pochopny. Potem w ramach serii 600 pojawiły się małe "600", ale na wyższą półkę ten typ konstrukcji wraca właśnie teraz - jako B&W CM1.
Wraca łącząc technikę B&W z raczej niefirmowym, lecz klasycznym, choć i nowoczesnym wzornictwem. Prostopadłościenny, kanciasty kształt obudowy nie jest kojarzony z B&W, która przyzwyczaiła nas do nieco bardziej kombinowanych form. Jednak nie jest to zupełnie nowy pomysł. Niektórzy mówią, że wszystko już było...
Seria CM też - pod koniec lat 90., w składzie dwóch modeli, podstawkowego CM2 (dużego monitora!) i wolnostojących CM4. Wówczas pomysł wzorniczy wydawał się odważny, bo odrywający się od głównego nurtu B&W, nieco wyprzedzający epokę, bo moda na proste formy dopiero się czaiła, ale i przez to wydawał się mieć szansę na błyskotliwy sukces. Ale seria CM nie zrobiła furory. Teraz ma wrócić w zmodyfikowanej wersji, wraz z zupełnie nowymi modelami.
Wzorniczo najważniejszą zmianę wprowadzają błyszczące aluminiowe pierścienie. Skąd my to znamy? Do dzisiaj pamiętam zdanie z ulotki od Altusów, przedstawiające takie właśnie elementy jako "diamentowane pierścienie". Było to 25 lat temu, a ja miałem lat kilkanaście, więc przyznam się, że wtedy najpierw pomyślałem, że w tych pierścieniach jest diament, i to był dodatkowy powód do dumy.
Chodziło jednak o zabieg wycinania diamentowym ostrzem delikatnych okręgów, co nadaje aluminiowym pierścieniom właśnie taki "błysk". I dokładnie z takim efektem mamy do czynienia zarówno w CM1, jak i w Elanach.
Wszystko już było... I to w Tonsilu... ćwierć wieku temu. Chociaż jednak nie wszystko. Pierścienie Altusów szkodliwie (dla akustyki) wystawały przed powierzchnię przedniej ścianki, w B&W CM1 są prawidłowo zagłębione w wyfrezowaniach.
Głośnik niskośredniotonowy ma średnicę (kosza) 15-cm, i zwyczajowo jako "piętnastka" powinien być klasyfikowany i porównywany, np. z 18-cm głośnikiem Elanów. Producent podaje jednak 13-cm, a podejrzenia, że chodzi o średnicę membrany, co też się zdarza, również oddalam - membrana ma średnicę 9,5 cm. Jest to głośniczek zupełnie nowej generacji, co można poznać po koszu z bardzo delikatnymi żebrami.
Ten profil kosza spotkałem już, w większych przetwornikach kilku nowych kolumn B&W, ale po raz pierwszy widzę teraz w wersji 15-cm. Membrana - oczywiście kewlarowa. Jej centrum ma kształt przypominający "korektor fazy", jednak tym razem "pocisk" jest lekki i przymocowany do membrany - porusza się razem z nią, a jego profil służy optymalizacji charakterystyki przetwarzania. Wentylacja układu magnetycznego i tak jest zapewniona dzięki prześwitowi pod dolnym zawieszeniem.
Głośnik wysokotonowy również nie jest zaskakujący - 25-mm kopułka aluminiowa stosowana jest od wielu lat w konstrukcjach B&W, i chociaż od dwóch sezonów w kilku najlepszych modelach serii 800 stosowana jest kopułka diamentowa, to jeżeli prawdą jest bardzo wysoki koszt jej wytwarzania, to nieprędko, a może i nigdy nie doczekamy się tej technologii na poziomie cenowym serii CM, więc cieszmy się z tego, co mamy. A mamy zaawansowaną wersję aluminiowego tweetera, odpowiadającą standardowi modeli "Signature" z serii 800. Mamy więc i "nautilusową" tubkę z tyłu, i neodymowy układ magnetyczny.
Powinowactwo ze wszystkimi nowymi referencyjnymi kolumnami serii 800 najwyraźniej (chociaż dopiero po rozkręceniu) widać w zwrotnicy. Otóż obydwa filtry są najprostsze z możliwych, elektrycznie 1. rzędu, mamy więc tylko jedną cewkę (dla nisko-średniotonowego) i jeden kondensator (dla wysokotonowego), plus jeden rezystor dopasowujący (obniżający) poziom pracy tweetera. W takiej sytuacji elementy mogą i powinny być pierwszorzędne - i są.
Powietrzna cewka jest nawinięta drutem o grubości ok. 1,5mm, co przy indukcyjności rzędu 1mH zagwarantuje rezystancję znacznie poniżej 0,5Ω, a kondensator to Mundorf RXE, o pojemności 3,3mikro.
B&W zaczął niedawno stosować takie zwrotnice wcale nie dla uzyskania "liniowej fazy", "koherencji czasowej", bo to cele praktycznie nieosiągalne bez znacznie bardziej skomplikowanych układów, ale dla samej idei minimalizmu układu elektrycznego - im prostsze obwody filtrów, im mniej w nich elementów, tym mniejsze straty mikrodynamiki, chociaż zawsze trudniejsza do zorganizowania współpraca głośników w rejonie częstotliwości podziału i niestabilne charakterystyki kierunkowe w płaszczyźnie pionowej.
Ma to swój ciąg dalszy przy wyborze odpowiedniej wysokości podstawek. Producent poleca firmowe standy FS 700/CM, o wysokości 70 cm, do których B&W CM1 możemy nawet przykręcić - w dolnej płycie monitorów są już przygotowane gwinty. Ale zanim je kupimy, weźmy pod uwagę wskazówki zawarte w teście odsłuchowym i laboratorium.
Obudowę terminalu przyłączeniowego zintegrowano z tunelem bas-refleksu. Ten jest nie tylko wyprofilowany na obydwu końcach, ale i na powierzchni wylotu poszatkowany ponad setką drobnych wgłębień ("flow port") - pomysł zapożyczono z piłek golfowych, a pomijając wykład z aerodynamiki dochodzimy do rezultatu, jaki tym sposobem chciano uzyskać - zapobiec szumom turbulencyjnym.
To nie wszystko - na wyposażeniu jest też pierścień z twardej, gęstej gąbki, którego umieszczenie w tunelu drastycznie (czterokrotnie) zmniejsza jego powierzchnię czynną - średnica tunelu wynosi 4-cm, a otworu w gąbce 2-cm.
W ten sposób przestrajamy układ do niższej częstotliwości rezonansowej, ale i do niższej efektywności jego pracy. W sumie chodzi o to, żeby bas stłumić, co może być pomocne przy ustawieniu blisko ścian. Dotychczas w tym celu B&W (i kilka innych firm) dostarczało zatyczki po prostu zamykające obudowę, tutaj rozwiązanie jest bardziej finezyjne.
CM1 wykonane są bajecznie. Oczywiście oklejone naturalnym fornirem, i w sposób absolutnie mistrzowski. Co prawda wielkość i forma obudowy nie stawiały tu poprzeczki bardzo wysoko, ale liczy się efekt końcowy.
O elegancję przedniej ścianki zadbano do końca - dzięki maskownicy trzymającej się na małych magnesikach, na froncie nie ma żadnych uchwytów na kołki. W dodatku maskownica wykonana jest na bazie delikatnej i wyprofilowanej od wewnątrz ramki, tak że jej wpływ na promieniowanie może być tylko minimalny.
O pochodzeniu z połowy pierwszej dekady XXI wieku świadczyć będzie też wybór oklein, wśród których pojawia się tak modne od kilku sezonów, ciemne, egzotyczne wenge, a poza tym klon i palisander.
Odsłuch
B&W CM1 przystępuje do konfrontacji z Elanem 300 we własnym stylu. Nie kopie się ko niem, nie siłuje z Niemcem, nie licytuje, ale wprowadza do gry nowe elementy. Zaskakujące jest tylko jedno - że ten maluch ma czelność podskakiwać większemu tam, gdzie mogłoby się wydawać, że ma najmniejsze szanse - w przetwarzaniu basu! Ale w rzeczywistości Elan 300 wcale nie gra w tym zakresie efektownie, chociaż na pewno bardzo prawidłowo. CM1 jakby o tym wiedział - skoro Elan 300 niskie tony potraktował oszczędnie, to jest to szansa dla Brytyjczyka właśnie na wykonanie zaskakującego manewru na tym polu.
CM1 pokazuje, że większa aktywność basu, choćby nawet nie bardzo niskiego, może impulsowo nie wzorowego, ważna jest jednak dla osiągnięcia harmonii, kompletności i głębi muzyki. A w dodatku, nie da się ukryć, dzięki temu brzmienie CM1 jest bardzo efektowne, siłą basu zaskakujące wobec wielkości CM1, swoją "błyskotliwością" doskonale pasujące do nieoszczędnej estetyki przedniej ścianki.
Ogólne wrażenie jest naprawdę pierwszorzędne - gdybym nie profesjonaliście, ale amatorowi chciał udowodnić, że mały monitor "potrafi", na pewno wybrałbym do tego CM1. Wystarczyłoby je podłączyć i ruszyć jakąś przynajmniej nieźle nagraną płytę - dalej dałyby sobie radę same, nie musiałbym nic tłumaczyć i na nic zwracać uwagi.
W przypadku Elana 300 miałbym obawy, że amator nie dostrzeże pewnych cech, nie doceni wyrafinowanej neutralności. W przypadku B&W CM1 nie o to chodzi - nie tylko bas, ale całe pasmo oddawane jest z żywością, swobodą i dynamiką chyba maksymalną dla tak małego głośnika.
Bas jest bliski roli lidera, i w porównaniu do Elana 300, już on sam dobrze demonstruje różne priorytety w grze obydwu kolumn - precyzję i kontrolę u Niemca, plastyczność i żywość u Brytyjczyka.
Idąc ku wyższym częstotliwościom przechodzimy przez zakres średnicy, która w wykonaniu CM1 jest barwna, co daje wokalom życie, ale bez wrażenia bezpośredniego kontaktu - poziom średnich tonów jest lekko obniżony.
Nie jest to tylko odtworzenie tego, co nagrano na płycie, CM1 dodają od siebie trochę "klimatu". Ale nawet jeżeli w ślad za tym nie gwarantują stuprocentowej neutralności, to nadal rozdzielczość i detaliczność są na bardzo wysokim poziomie, więc nie ma mowy o wrażeniu, że cokolwiek nam umyka lub zostaje przysłonięte.
Tylko przez porównanie do Elana 300 można usłyszeć, że tam jest bardziej sumienny wgląd w detale, a tutaj więcej plastyczności. Brzmienie CM1 jest gęste, soczyste i dźwięczne, i czy to kogoś zachęci, czy nie, odważę się stwierdzić, że lekko "wykonturowane", czyli ze wzmocnionymi skrajami pasma.
Góra jest głośna, radosna i gładka, nie ukrywa swojej metaliczności, która jednak nie przynosi ze sobą ani odrobiny agresywności. Ponownie chwali się dobra rozdzielczość, która nie rozbija muzyki, tylko pokazuje, jakie elementy i w jaki sposób ją tworzą - i w brzmieniu B&W CM1 nawet ważniejsze jest "w jaki sposób", niż "jakie elementy".
Odsłuch przeprowadziłem biorąc pod uwagę wyniki naszych pomiarów - postawiłem więc CM1 na dość niskich podstawkach, tak że siedząc widziałem ich górną ściankę. Kiedy dla próby "obsunąłem" się na kanapie w dół i znalazłem na osi głośników, nastąpiła wyraźna zmiana - scena oddaliła się, co samo w sobie można zaakceptować, ale jak zwykle w takich wypadkach, było to efektem wycofania średnich tonów - co było już mniej pożądane.
Owszem, tak zaprojektowane brzmienie jest nawet jeszcze bardziej efektowne, ale z pewnością mniej neutralne. Przecież i bez takich "atrakcji" CM1 grają niemal spektakularnie. Nie wchodząc w rozważania, z czego wynika ta rozbieżność, odważę się więc rekomendować inny sposób ich ustawienia, niż podawany przez producenta - na niskich podstawkach, tak aby uszy znajdowały się lekko powyżej poziomu górnej ścianki.