Interfejs
Musical Fidelity M1CLiC odtwarza pliki muzyczne wszystkich bezstratnych formatów, w tym WAV i FLAC do 24/192 oraz cały cyrk plików stratnych z mp3, WMA i AAC na czele. Pliki dostarczamy za pomocą sieci LAN, WLAN lub przez port USB na przedniej ściance. Zagra nam również radio internetowe, urządzenie może pracować jako DAC oraz jako przedwzmacniacz z analogowymi wejściami.
Front Musical Fidelity M1CLiC, wykonany z grubej aluminiowej płyty, ma szerokość połowy klasycznego komponentu; jest jednak dosyć wysoki, w związku z czym sprawia "poważne" wrażenie. CliC współpracuje z serwerami UPnP i jest certyfikowany pod kątem kompatybilności z grajkami Apple, takimi jak iPod oraz iPhone. Jedną z ważniejszych właściwości tego urządzenia jest możliwość grania bez przerw, tzw. gapless.
Kolorowy wyświetlacz QVGA TFT wygląda ładnie - na górze mamy duże litery z tytułem utworu i mniejsze z tytułem płyty i wykonawcą. Powinna się tam wyświetlać również okładka, ale mnie się nie udało tego zobaczyć, pomimo że wszystkie pliki mam edytowane pod tym kątem. Być może dlatego, że okładki są wyświetlane tylko z plikami mp3, których nie wypada mi mieć...
Z boku przedniej ścianki ulokowano gniazdo USB (typu A), a po drugiej stronie dwie małe diody - czerwoną/pomarańczową i niebieską - związane z przyciskiem stand-by. To tyle, koniec. Przed oczami musimy mieć wyświetlacz, a do ręki wziąć zdalne sterowanie.
Łącza
Centralnym elementem tylnej ścianki odtwarzacza Musical Fidelity M1CLiC jest gniazdo Ethernetu. Wydaje się, że to główne źródło sygnału przewidziane dla M1 CLiC-a, bo wokół niego rozmieszczono pozostałe sekcje. Na górze widać gniazdo RS-232 przeznaczone dla firmowych apgrejdów, gniazdo anteny Wi-Fi oraz gniazdo USB (typu A) dla odtwarzacza iPod.
Pod spodem znajduje się bateria wejść cyfrowych: dla komputera PC (typu B), optyczne TOSLINK oraz dwa wejścia elektryczne koaksjalne RCA. Każde z nich obsługuje nieco inne pliki, bo choć przez RCA prześlemy sygnał 24-bitowy do 192 kHz, to już przez optyka tylko 96 kHz, a przez USB słabiznę - 16 bitów i 48 kHz.
Najwyraźniej to ostatnie obsługiwane jest przez któryś ze starych odbiorników Burr-Browna. Z lewej strony znajdziemy pięć par gniazd analogowych RCA, wśród nich trzy stereofoniczne wejścia analogowe, wyjście z przedwzmacniacza (regulowane) oraz wyjście do nagrywania lub do wzmacniacza zintegrowanego (nieregulowane). Z drugiej strony - tylko gniazdo sieciowe IEC.
Pnącza
Antony Michaleson podszedł do sprawy pragmatycznie: wziął moduł odtwarzacza z renomowanej firmy (Stream Unlimited), bardzo łatwy w obsłudze, z dobrze dopracowanym interfejsem, i podłączył do tego udany przetwornik C/A M1 DAC ze swojej własnej oferty.
Tak chyba w największym skrócie można opisać to, co widać wewnątrz Musical Fidelity M1CLiC. Poszczególne sekcje mają osobne płytki. Największą zajmuje DAC z zasilaczem. Nad nimi przykręcono piętrowo: płytkę z modułem Stream Unlimited 700, płytkę z selektorem wejść, a nad nią jeszcze małą płyteczkę z wejściami RS-232 i USB.
Z wejść analogowych schodzimy kabelkami ekranowanymi na dolną płytkę, do selektora, którym wybieramy między wejściami analogowym a "dakiem". Jeśli wybierzemy wejście analogowe, trafimy do scalonego, analogowego układu z drabinką rezystorową - Burr-Browna PGA2320. To wysokiej klasy regulator siły głosu, spotykany w studiach nagraniowych. Sygnał analogowy nie jest nigdzie po drodze cyfryzowany.
DAC zaczyna się dwojako - dla wejścia USB od starego układu BB PCM2706, który ogranicza parametry sygnału cyfrowego do 16/48, albo od razu od konwertera częstotliwości. Jak wiadomo, Michaelson jest gorącym entuzjastą upsamplingu i stosuje filtry cyfrowe tego typu w każdym odtwarzaczu Musicala.
Tutaj jest to kość BB SRC4391, zamieniająca sygnał ze WSZYSTKICH wejść cyfrowych na postać 192 kHz i 24 bity. Dalej mamy układ konwertera C/A BB DSD1796, przeznaczonego pierwotnie dla odtwarzaczy SACD o wysokiej dynamice (123 dB) i bardzo niskich zniekształceniach.
Brzmienie
Wśród testowanych tu modeli Musical Fidelity M1CLiC naśladuje najlepiej brzmienie drogiego DAC-a i odtwarzacza CD. Słychać, niemal czuć, wysiłek włożony w to, żeby brzmiał z sposób wyrafinowany.
Dźwięk z CliC-a pracującego jako DAC, z sygnałem wysyłanym z wysokiej klasy napędu CD, jest bardzo dojrzały, nie tylko rutynowo zrównoważony. Ma dobrą głębię, w związku z czym muzyka brzmi w naturalny, nieagresywny sposób.
Jest w gruncie rzeczy sporo góry, blachy mają wyraźny atak, nic nie jest rozmyte ani wycofane, wraz z "planktonem" wokół głównego uderzenia dźwięk jest bogaty i rozdzielczy, lecz stroni od natarczywości i rozjaśnienia.
W niektórych nagraniach można odebrać wysokie tony nawet jako ciemniejsze niż umowna średnia, jednak zaletą tej konkretnej prezentacji jest wrażenie natychmiastowości dźwięku, z czym cyfra od zawsze ma problem.
W Musicalu jest lekkie utwardzenie - bez tego nie wyszedłby atak, ale jest też ładne wypełnienie - dla wielu słuchaczy znacznie ważniejsze. Cechę tę słychać przede wszystkim przy nagraniach wysokiej rozdzielczości, bo z nimi góra jeszcze lepiej integruje się z resztą pasma, ale i z plikami o jakości CD jest bardzo dobrze.
Najniższy bas nie ma takiego łupnięcia, jak w drogich odtwarzaczach CD; w porównaniu z innymi urządzeniami z tego przedziału cenowego słychać jednak, że starano się w Musical Fidelity M1CLiC naśladuje najlepiej brzmienie drogiego DAC-a i odtwarzacza CD.
Słychać, niemal czuć, wysiłek włożony w to, żeby brzmiał z sposób wyrafinowany połączyć substancję i selektywność. Nie ma odchudzenia i wrażenia zmniejszenia źródeł pozornych; ich treściwość jest inna niż z analogu czy z najlepszych źródeł cyfrowych, ale mistrzostwo Michelsona polega właśnie na tym, że podczas słuchania kolejnych płyt nie ma się wrażenia niedostatku, zaburzenia proporcji.
O ile DAC definiuje ramy, o tyle odtwarzacz wypełnia je treścią. Albo nie wypełnia. Specjalnie w tym celu podłączałem do wejścia cyfrowego CLiC-a różne odtwarzacze plików i porównywałem z wewnętrznym odtwarzaczem. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę wpływ dodatkowego kabla w przypadku tych pierwszych, ale obserwacje były na tyle spójne, że można - moim zdaniem - sformułować pewne wnioski.
Moduł Stream Unilimted 700, na którym oparty jest odtwarzacz Michalesona, jest znakomity. Płyty CD, puszczane z bardzo dobrego napędu przez wejście cyfrowe, w porównaniu z plikiem WAV granym przez CLiC-a, brzmiały "cieniej", miały chociażby słabsze wypełnienie i przestrzeń.
Wybitne, oryginalne, dojrzałe urządzenie. Jego miejsce jest przede wszystkim w systemach z komputerem, stąd obecność wejścia USB PC, napędzającego wysokiej klasy monitory aktywne. Preamp jest niezły, przede wszystkim dla wejść cyfrowych i odtwarzacza, a wejścia analogowe - nieco gorsze.
Wojciech Pacuła