Harman-Kardon Soho Wireless - akcesoria i konstrukcja
Harman-Kardon Soho Wireless dotarły w ładnym, sztywnym pudełku, starannie ułożone na gąbkowej wyściółce. W komplecie był przewód do ładowania baterii oraz kabel, zakończony mini-jackami (3,5 mm) o długości 120 cm.
Końcówka od strony słuchawek jest kątowa (90 stopni) i wkłada się ją w wejście w dolnej części prawej muszelki. Druga strona kabla ma prosty wtyk. Obydwa przewody (mam na myśli także ten do ładowania) są w tekstylnej plecionce.
Najfajniejsze są jednak same słuchawki - niewielkie, z oryginalnymi prostokątnymi muszlami i dość cienkim, jednolitym pałąkiem. Wyściółki muszli dotykające uszu są bardzo miękkie, skóropodobna okleina pałąka - odpowiednio twardsza.
Dopasowanie do głowy następuje w najbardziej podstawowy sposób: poprzez rozgięcie pałąka i wysuwanie metalowych - też ładnych - prowadnic.
Akustycznie konstrukcja jest zamknięta, przetworniki mają średnicę 30 mm, słuchawki ważą zaledwie 170 g. Czas pracy baterii wynosi 9 godzin, ale pełnego ładowania tylko 2 godziny. Zastosowano kodeki aptX, AA.C.
Harman-Kardon Soho Wireless - obsługa
Jeszcze przed próbami odsłuchowymi sparowałem słuchawki Harman-Kardon Soho Wireless ze swoim telefonem (ani Android, ani iOS) i odkryłem sposób sterowania. Zewnętrzne obszycie prawej muszelki kryje panel dotykowy, którego dotykanie i pocieranie pozwala na sterowanie sparowanym urządzeniem.
Na przykład poprzez przesuwanie palcem do góry i na dół regulujemy głośność; ruchy w lewo i prawo zmieniają ścieżki do przodu i do tyłu; a dotykanie uruchamia pauzę, odtwarzanie, przyjmuje połączenie telefoniczne. Ruchem okrężnym można panel zablokować.
W zasadzie słuchawki mają tylko jeden przycisk - do parowania. Obok niego jest gniazdo do podłączenia kablowego oraz port USB do ładowania wewnętrznej baterii.
Po pierwszych chwilach ekstazy z pukaniem i szuraniem po prawej muszli przychodzi refleksja, że nie wszystkie funkcje da się opanować od razu; panel jest mały, a różnice w wymaganych czasach dotknięć i przesunięć są niewielkie.
W dodatku praktycznie nigdy muszelka nie znajduje się równolegle do podłoża. Przesuwając po omacku palcem, czasami zmieniałem głośność, innym razem - utwór. Wierzę jednak, że w imię piękna przedmiotu każdy hipster opanuje sztukę obsługi Soho Wireless.
Odsłuch
Podobnie jak w przypadku Bowersów P5, Harman-Kardon Soho Wireless leżą lekko, zwłaszcza na mojej małej głowie, muszle dość łatwo się przesuwają, co nie oznacza, że od razu spadają, ale powoduje to dostrzegalne zmiany w charakterze brzmienia.
Jednak zmiany te okazują się szybko przyswajane przez słuch, a bardziej ogólna natura tego dźwięku pozwala się nim cieszyć dość beztrosko, bez względu na dokładną pozycję muszli.
Tym razem brzmienie nie jest tendencyjnie ciepłe i bliskie, a mimo to okazuje się przyjemne i absorbujące. Średnica jest dość chłodna, lecz wielkość instrumentów i ich proporcje prawidłowe. Muzyka wiele zyskuje na bardzo dobrej rytmiczności wnoszącej sporo ekspresji.
Muszelki kryją małe, 30-mm przetworniki przykryte bardzo delikatną siateczką. Zewnętrzne poszycie prawej muszli zawiera panel dotykowy, za pomocą którego sterujemy sparowanym urządzeniem przenośnym.
Na górze pasma zabrakło mi trochę oddechu i finezji, ale barwa była czysta i poprawna, bez metaliczności i szorstkości. Bas grał szybko, dynamicznie, bez potężnych wybrzmień i niskich zejść.
Połączenie kablowe wyraźnie poprawiło przestrzenność i wyrazistość wysokich tonów, brzmienie stało się swobodniejsze, ale i w tej opcji bas pozostał oszczędny.
Grzegorz Rogóż