Lavardin Model IT to całkiem spory zintegrowany wzmacniacz tranzystorowy, ale o umiarkowanej mocy - podaję za producentem - 2 x 55 W (8 omów).
Firma chwali się, że po przeprowadzce do nowej, dużej fabryki (w 2000 r.) wzrosła precyzja wykonania mechanicznych elementów, bowiem 10-mm aluminiowy front a także pozostałe aluminiowe płyty (3 mm) obudowy wykonano na obrabiarkach CNC Vitronics-Soltec, gwarantujących precyzję na poziomie 1/100 mm, będących w stanie wykonać w ciągu godziny do 18 000 czynności.
Wszystkie części są produkowane przez Lavardina samodzielnie, włącznie z precyzyjnie wykończonymi, aluminiowymi gałkami. Właśnie te dwie gałki nadają całości charakterystyczny wygląd - srebrne, błyszczące, ale niechromowane, świetnie kontrastują z głęboką czernią przedniej ścianki.
Cała obudowa jest zresztą elegancka, a umieszczone po obu stronach radiatory mają zaokrąglone boki. Lewą gałką zmieniamy wejście (cztery wejścia liniowe, oznaczone od 1 do 4), a prawą regulujemy wzmocnienie.
Żadna z nich nie jest sterowana pilotem - Lavardin Model IT to całkowicie "manualne" urządzenie, więc trzeba zapomnieć o komendach wydawanych bez podnoszenia się z kanapy. Pomiędzy gałkami umieszczono duży, mechaniczny wyłącznik zasilania, a tuż nad nim czerwoną diodę.
Ta ostatnia, zaraz po włączeniu wzmacniacza świeci się przez chwilę słabo, a po sprawdzeniu układu rozświetla się mocniej. Przygasa również przy zmianie wejść, sygnalizując zadziałanie układu "mute". I tyle. Z tyłu też niewiele - pięć par gniazd RCA, dwie pary pojedynczych wyjść głośnikowych oraz gniazdo sieciowe IEC, na którym zazna zaznaczono, gdzie powinien się znaleźć "gorący" pin.
Gniazda RCA są solidne, złocone i rozmieszczone od siebie dość daleko, co umożliwia stosowanie dowolnych interkonektów. Żadne wejście nie jest opisane bezpośrednio przy nim, ale na doklejonej pod spodem karteczce - nie wygląda to elegancko. Z kolei plastikowe, niewielkie gniazda głośnikowe są dość niewdzięczne szczególnie przy podłączaniu wideł, ponieważ piny "gorący" i "zimny" znajdują się blisko siebie.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Gniazda RCA umieszczono dostatecznie daleko od siebie, podłączanie interkonektów jest wygodne i bezpieczne.
Lavardin Model IT - wnętrze
Wnętrze wzmacniacza Lavardin Model IT przypomina to, co kiedyś widziałem w innych francuskich wzmacniaczach – firm YBA i Atoll - i przywołuje na myśl konstrukcje z lat 90. Układy podzielono między cztery płytki.
Pionowo, przy tylnej ściance, umieszczono płytkę z przekaźnikami kluczującymi wejścia. Gniazda RCA są w nią wlutowane, podobnie jak sterujący przekaźnikami mechaniczny selektor, którego oś przedłużono do przedniej ścianki.
Stąd sygnał biegnie do potencjometru Alpsa "Blue Velvet" przy przedniej ściance, a potem do płytek z końcówkami mocy, nieekranowanymi miedzianymi kabelkami. Są dwie płytki końcówek mocy, przykręcone bezpośrednio do radiatorów po dwóch stronach urządzenia.
W każdej końcówce pracują cztery niewielkie tranzystory - dwa sterujące i para TIP147+TIP142 National Semiconductors. Te ostatnie to tak naprawdę układy Darligtona - dwa tranzystory bipolarne w jednej obudowie. Lavardin zrobił karierę dzięki swojemu własnemu układowi, w którym zredukował - tak przynajmniej deklaruje - "memory distrotion".
Cały układ wzmacniacza Lavardin Model IT jest tranzystorowy i tylko w sprzężeniu zwrotnym znajdziemy układ scalony. Bardzo ładnie wyglądają elementy bierne – precyzyjne, metalizowane oporniki oraz polipropylenowe kondensatory Philipsa i Evoxa.
Rozbudowano też zasilacz, którego podstawą jest duży transformator toroidalny, zamknięty wraz z filtrem sieciowym w aluminiowej puszce. Urządzenie zawiera dwanaście kondensatorów, po sześć na kanał - cztery duże BC i dwa mniejsze Nichicony.
Czytaj również: Co to jest przedwzmacniacz gramofonowy?
Pod ekranem schowano bardzo duży transformator, a za nim układy filtrujące napięcie. Cały układ wzmacniający znalazł się na płytkach przykręconych do radiatorów.
Odsłuch
Już w pierwszym momencie słychać, że nie jest to dźwięk w klasyczny sposób "ciepły". Mimo dość szerokiego spektrum muzyki nie usłyszałem ani podpompowanego wyższego basu, ani szczególnie gęstej średnicy.
Wokale prezentowane są ładnie, bez ich pomniejszania, choć trzeba powiedzieć, że da się to zrobić w jeszcze bardziej namacalny sposób niż tutaj. Ale oznacza to też, że w wydaniu wzmacniacza Lavardin Model IT nie pojawia się wyraźne odchylenie w żadnym kierunku. Głos Fitzgerald, wspomaganej na płycie "Take Love Easy" jedynie przez Joego Passa brzmiał ładnie, dobrze, zarówno dokładnie, jak i nieanalitycznie.
Jednocześnie brzmienie tego wzmacniacza jest niezwykle swobodne. "Wolne" mogłoby sugerować spowolniony dźwięk, a to przecież nie ma tutaj miejsca. To naprawdę szybki dźwięk, chociaż ta cecha nie jest w żaden sposób akcentowana, nie ma utwardzenia ataku, nie ma podniesionej góry itp., które zazwyczaj sugerują "przyspieszenie".
Muzyka gra z Lavardinem jakby bez zahamowań, ale nie dlatego, że jest "szybka", tylko nie ma żadnych przeszkód na swojej drodze.
Góra nie jest tu rozjaśniona; blachy nie były tak wyraźne, tak bardzo na wyciagnięcie ręki, jak np. z ASR-a, ani też akustyka z nimi związana nie była tak jednoznaczna jak z Luxmana.
Wysokie tony są dźwięczne, może nie do końca precyzyjne i otwarte, ale "kompletne", niewymuszone. Można powiedzieć, że cała górna część pasma jest w Lavardinie nieco uspokojona, ale nie poprzez proste ocieplenie czy zmiękczenie.
Wystarczy posłuchać jakiejkolwiek płyty z dobrze zarejestrowaną perkusją, chociażby "Statements" Milt Jackson Quartet, żeby zobaczyć, że to harmonijna i zrównoważona prezentacja. Owszem, francuski wzmacniacz nie należy do najbardziej rozdzielczych konstrukcji na świecie, ale gra tak, jakby tego nie potrzebował.
Nie mamy do czynienia z lawiną dźwięków, nie ma kakofonii - więc to, co jest, pozostaje znakomicie uporządkowane. "Porządek" to kolejny atut IT. To chyba on powoduje, że to granie jest tak niestresujące, niedenerwujące - niezależnie od tego, jaką płytę załadowaliśmy.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Bas jest poprawny i piszę to bez chęci wypośrodkowania między: "znakomity" i "słaby". Poprawny znaczy: "taki, jaki powinien być". To wyrównany, "akuratny" wzmacniacz, nie serwujący niczego spektakularnego, ani muzyki "na wyciągnięcie ręki", ani superprecyzji czy superdynamiki.
Lavardin Model IT zawsze zachowuje się kulturalnie i z lekkim dystansem. Nie ma ani lampowego "tu i teraz", ani tranzystorowego uderzenia.
Do zagrania prawdziwego koncertu będą potrzebne kolumny o wyższej efektywności. Słuchanie na co dzień muzyki z jego pomocą może być źródłem nie tyle wielkich emocji, co sposobem na odpoczynek – o ile nie będziemy zbyt często zmuszani przez okoliczności do regulowania głośności, bo tym razem pilot nam w tym nie pomoże…
Memory Distortions
Układy półprzewodnikowe charakteryzują się czymś w rodzaju "pamięci", tzn. każda zmiana sygnału pozostawia w nich maleńki ślad - nie wracają dokładnie do stanu wyjściowego, a zmiany te nakładają się na siebie i wreszcie wpływają na sygnał podstawowy.
Właśnie to, zdaniem francuskich inżynierów, powoduje, że urządzenia tranzystorowe nie cieszą się dobrą reputacją. W technice lampowej ten problem nie występuje - i może to częściowo wyjaśniałoby przyjemniejszy dźwięk tego typu wzmacniaczy - ponieważ elektrony pokonują próżnię, a więc nie ciało stałe, dlatego nie pozostawiają śladu i nie ma efektu "pamięci".
Z drugiej strony zalety, jakimi charakteryzują się półprzewodnikowe elementy wzmacniające, są doskonale znane i trudne do powtórzenia przez lamy: wysoka moc, niskie zniekształcenia THD, szerokie pasmo przenoszenia.
Lavardin przekonuje na swojej stronie internetowej, że dzięki jej autorskim rozwiązaniom eliminującym "zniekształcenia pamięci": "[Zalety te] będzie można dodać do żywego, jedwabistego brzmienia najlepszych wzmacniaczy lampowych typu single-ended."
Firma zwraca uwagę, że owe zalety przywoływane są przez firmy budujące wzmacniacze hybrydowe, gdzie charakterystykę lamp wnosi w wianie lampowy przedwzmacniacz, a zalety tranzystorów zapewnia półprzewodnikowy stopień wyjściowy.
Ale "w rezultacie łączy się w takich wzmacniaczach "memory distortions" stopnia tranzystorowego z klasycznymi zniekształceniami i ograniczonym pasmem przenoszenia lamp." Firma wyjaśnia też, dlaczego nikt inny do tej pory nie zwrócił na to uwagi - twierdzi, że klasyczne metody pomiarowe nie są odpowiednie, jeśli chodzi o muzykę.
Niemal zawsze do pomiarów stosuje się sygnały z ustaloną częstotliwością lub z ustalonym poziomem. A przecież takie sytuacje zdarzają się – powtarzam za Lavardin Technologies - rzadziej niż 0,01 % w ciągu całego utworu.
Trzeba powiedzieć, że "memory distortions", czyli zniekształcenia pamięciowe, to znakomite hasło promocyjne. Podstawą działania jakiejkolwiek firmy produkującej cokolwiek jest odróżnianie się od konkurencji, wypromowanie tzw. "identity".
Bez tego nie da się wykazać, dlaczego "nasze" produkty są lepsze od "ich" produktów. I już choćby z tego punktu widzenia polityka Lavardina jest zrozumiała. Jednak odsłuchy pokazują, że jest w tym coś więcej, bo efekt – a "po owocach ich poznacie" – jest zbliżony do tego, co opisuje firma.
Niestety, nie można nigdzie znaleźć opisu sposobu działania tej technologii. Gdy patrzymy na płytkę, widzimy, że częścią tego układu są tranzystory w starych, metalowych, okrągłych obudowach, na które nałożono niewielkie radiatory. Jakie to elementy - niestety nie wiadomo, ponieważ starto wszystkie oznaczenia z układów aktywnych.