Pomysł wyszedł od dwóch inżynierów firmy Spemot - Cyrilla Hammera Jr. i Rolanda Manza - będących jednocześnie zdeklarowanymi melomanami. Jako głównego konstruktora zatrudnili Christopha Schürmanna, wcześniejszego właściciela i konstruktora marki Audiolabor, którą dystrybuowali przed laty w Szwajcarii.
Soulution jest więc firmą nazywaną w świecie techniki "engineered driven", tzn. mającą u swoich podstaw technikę i pomiary. Pierwszym i najważniejszym jej produktem są wzmacniacze mocy - monobloki 700 i ich stereofoniczna wersja Soulution 710, będąca przedmiotem tego testu.
Firma przeanalizowała najważniejsze problemy związane ze wzmacnianiem sygnału; a w automatyce to jedna z podstawowych operacji. Od samego początku postawiono na technologię półprzewodnikową, która jest otwarta na nowe rozwiązania i rozwój; jest powtarzalna oraz długowieczna.
Soulution 710 - wzornictwo
Z zewnątrz Soulution 710 prezentuje się niezwykle nowocześnie: prosta aluminiowa obudowa z dużym, czernionym okienkiem z przodu, za którym ukryto wyświetlacz alfanumeryczny. Wszystko wykonano z zegarmistrzowską precyzją.
Na wyświetlaczu odczytamy status urządzenia - włączony lub wyłączony, wybrane wejście - RCA lub XLR oraz ewentualne zadziałanie układów zabezpieczających. A tych ostatnich jest sporo i, jak zapewnia Cyrill, wzmacniacz jest zabezpieczony właściwie przed każdym rodzajem uszkodzeń.
Tuż obok wyświetlacza (okienko jest tak duże ze względów estetycznych; trzylinijkowy, czerwony wyświetlacz jest znacznie mniejszy) znajdują się trzy przyciski, którymi zmienimy wejście, wybierzemy sposób włączania (guzikiem lub przez łącze "remote" na tylnej ściance), a trzecim - włączymy urządzenie z trybu stand-by. To wszystko - nawet sporo - w końcu to końcówka mocy, a nie integra.
Soulution 710 - konstrukcja
Z tyłu Soulution 710 wysunięte są górna i dolna ścianka, co chroni przed uszkodzeniem wystające kable. Pośrodku widać wiatraczek - wzmacniacz chłodzony jest wymuszonym obiegiem powietrza. To intrygujące - ostatecznie jest on duży, ma bardzo masywną, aluminiową obudowę, a nie ma powalającej mocy i nie pracuje w klasie A.
Chłodzenie wiatraczkiem potrzebne było z dwóch powodów: zrezygnowano z klasycznych radiatorów, tranzystory przykręcono do grubych płyt z miedzi, a te do dolnej, aluminiowej płyty; tradycyjny radiator ma dużą bezwładność cieplną, a jednym z podstawowych założeń Soulution była niezwykle precyzyjna kontrola temperatury pracy tranzystorów końcowych.
Wiatraczek pracuje też po wyłączeniu wzmacniacza po to, aby tranzystory były w przewidywalny sposób wychładzane - ma to znacząco wydłużyć żywotność urządzenia.
Soulution 710 to wzmacniacz tranzystorowy typu push-pull, pracujący w klasie AB. Żadnych ekstrawagancji ani ryzykownych koncepcji - wydawałoby się…
Generalnie wzmacniacz taki jest podatny na kilka typów zniekształceń, z których najbardziej dokuczliwe są te związane z przejściem przez zero, z "dryftem" termicznym układów wzmacniających i wydajnością zasilacza. Najprostszy do rozwiązania jest ostatni problem: potrzebne są po prostu potężne transformatory i kondensatory.
Z pozostałymi zniekształceniami walczy się na wiele sposobów, spośród których najskuteczniejszym jest objęcie urządzenia pętlą sprzężenia zwrotnego. Wiadomo jednak, że sprzężenie zwrotne wprowadza do sygnału swoje własne zniekształcenia związane z czasem odpowiedzi.
Z tego też powodu wiele firm, zajmujących się głównie budowaniem wzmacniaczy lampowych, rezygnuje w ogóle ze sprzężenia zwrotnego, projektując swoje urządzenia tak, żeby były "w miarę" stabilne, miały "w miarę" szerokie pasmo przenoszenia i niskie zniekształcenia; jednak wyniki są zawsze tylko "w miarę".
Christopher Schürmann zaprojektował układ ze średniej głębokości lokalnymi sprzężeniami zwrotnymi; żeby obejść ograniczenia i korzystać w pełni z jego zalet, opracował go tak, aby był on maksymalnie szybki, gwarantował wysoką prędkość narastania sygnału i szerokie pasmo przenoszenia.
Soulution 710 waży 85 kg i zawiera ponad 3000 elementów. O żadnym minimalizmie nie ma tu mowy, to potężna porcja precyzyjnej i zaawansowanej techniki.
Dolna ścianka Soulution 710 to bardzo gruby płat aluminium, na środku którego przykręcono dwie ogromne puszki, mieszczące dwa transformatory toroidalne o mocy 1000 W każdy (konstrukcja dual-mono), które dostarcza firma Noratel.
Obok widać ogromne kondensatory - w sumie ma pracować dziesięć - osobnych sekcji zasilania, z łączną pojemnością 250 000 μF i wyłącznie dyskretnymi mostkami prostowniczymi.
Od góry, nad transformatorami, przykręcono grubą płytę, ekranującą położoną wyżej sekcję z układami sterującymi i zabezpieczającymi. To duża płytka, w większości zajęta przez zasilacz, z wieloma kondensatorami filtrującymi; jest tam aż pięć transformatorów pomocniczych - dwa dla każdego układu wejściowego i trzy dla układów sterujących, wyświetlacza, zabezpieczeń i silniczka.
Po bokach, pionowo, przykręcono płytki końcówek mocy. Zbudowano je, stosując wysokiej klasy elementy, np. oporniki Dale i Vishay. Ścieżki są złocone i nie mają kątów prostych - według Christophera Schürmanna w układach o szerokim paśmie przenoszenia i szybkim przebiegu sygnałów nie powinno się stosować kątów prostych ze względu na zniekształcenia.
Tuż za gniazdami wejściowymi znajduje się bufor, a za nim wzmacniacz korygujący ("error-amp"). Sygnał nie jest tutaj wzmacniany, a jedynie "kondycjonowany", przygotowywany do przesłania do sekcji prądowej, która znalazła się pośrodku płytki z końcówką, w ekranowanym pudełku.
To "fixed-gain" o pasmie przenoszenia 12 MHz, bez sprzężenia zwrotnego. Płytkę tę wpięto do głównej za pomocą srebrzonych pinów - wszystkie produkty Soulution mają budowę modułową.
Konstrukcja jest zoptymalizowana pod kątem jak najkrótszej ścieżki sygnału, a tym samym długości ścieżki sprzężenia zwrotnego. Schürmann mówi, że sygnał przepływa przez nią w ciągu 10 nanosekund z dewiacją amplitudy nieprzekraczającą 0,1 dB.
Każda z końcówek składa się z siedmiu par bipolarnych tranzystorów Sankena - wybór bipolarów, a nie modnych MOSFET-ów, to też przemyślana decyzja, o czym firma napisała długi esej. Miedzianymi szynami połączono masy poszczególnych sekcji, również nimi prowadzony jest sygnał do zacisków głośnikowych. Fantastyczna konstrukcja.
Odsłuch
Wzmacniacze Soulution budzą w audiofilskim świecie duże emocje - rozmawiałem o nich w ostatnich latach z wieloma ludźmi (producentami, dystrybutorami i audiofilami) i niemal każdy miał na ich temat swoją własną, wyrobioną, wyrazistą opinię. A przy tym niewielu z nich tak naprawdę te urządzenia słyszało w "kontrolowanych" warunkach, najlepiej u siebie w domu. Skąd więc tak duże emocje i rozbieżności?
Trochę zaryzykuję i powiem, że ludzie w większości przypadków budują swoje opinie i oceny na podstawie uprzedzeń i stereotypów. Jak tranzystorowy, to "jasny"; jak sprzężenie zwrotne, to "zmulony". Tymczasem Soulution 710 jest jednym z najwierniejszych wzmacniaczy, jakie znam.
Jeśli termin "high fidelity" coś jeszcze znaczy, to Soulution 710 mógłby być jego egzemplifikacją. To niebywale przezroczysty wzmacniacz, precyzyjny, zrównoważony, a przy tym niewykazujący cienia kliniczności, czy "chudości". W sposób mniej wypełniony, mniej nasycony gra wiele wzmacniaczy… lampowych!
Soulution 710 z ciepłymi kolumnami da dźwięk ciepły; z jasnymi - jasny; z wysokiej klasy gramofonem - gęsty i dojrzały; z niedrogim odtwarzaczem Blu-ray - chrapliwy i brzydki. To urządzenie, które ingeruje w sygnał w nadzwyczaj subtelny sposób.
Niemal wszystkie inne urządzenia towarzyszące, a mogłem go posłuchać z wieloma topowymi komponentami, narzucały więcej własnego charakteru - niezależnie od tego, czy kosztowały 1000 zł, 10 000 zł, 100 000 zł…
Na papierze (podaję za materiałami firmowymi) to "tylko" 120 W przy 8 omach, a więc stosunkowo niewiele. W tym przypadku słychać jednak, że potężny zasilacz jest tu podstawą. Bas jest szybki, dość krótki, ale nie suchy. Schodzi bardzo nisko i jest mięsisty, w wyniku czego elektronika spod znaku Pietera Nootena zabrzmiała obłędnie: puls, niskie "chrapnięcia", selektywne i ładnie sublimowane z całego "przedstawienia".
Czegoś takiego nie potrafi żaden znany mi wzmacniacz lampowy, nawet te o mocy zbliżonej lub wyższej (jak VTL) niż Soulution 710. Żaden nawet się do tego nie zbliża. A jak grają basem inne, najlepsze wzmacniacze tranzystorowe?
Jeśli chodzi o kontrolę i rozdzielczość, podobny fason trzymają jedynie najmocniejsze; w takim porównaniu słychać jednak, że Soulution 710 gra pełniejszą i ładniej zróżnicowaną barwą. Z kolei pod względem czystości mocy, tzw. "slamu", to niektóre najpotężniejsze amerykańskie piece mają go jeszcze więcej. I tyle.
Góra jest fantastyczna. Nieco słodka, a przy tym rozdzielcza. Ma znacznie bogatszą barwę niż większość wzmacniaczy lampowych, ich wysokie tony są często zawoalowane i po prostu "rozmyte".
Jedynie najlepsze, pracujące w trybie SET (i myślę raczej o lampach 300B i derywatach) potrafią wejść w nagranie jeszcze głębiej, dokładniej ukazać trójwymiarową bryłę instrumentu. Soulution też robi to znakomicie.
Podobnie jest ze środkiem pasma. Najlepsze tranzystory, jak np. Tenor Audio czy Vitus, grają nieco ciemniejszą średnicą, trochę bardziej "dopaloną". Choć w obydwu przypadkach jest to wyraźne odstępstwo od "neutralności", to jednak w warunkach domowych właśnie taka, "podrasowana" prezentacja może się wydać ciekawsza, bardziej intrygująca.
Soulution 710 jest jednak znowu bezbłędnie neutralny, a przy tym wcale nie determinuje efektu końcowego - możemy nań wpłynąć przecież innymi komponentami systemu, zwłaszcza kolumnami. Soulution po prostu w najmniejszym stopniu nie będzie w niczym przeszkadzał.
Wojciech Pacuła