Firma miała już produkty w podobnym zakresie cenowym, a nawet jeszcze tańsze. Były to jednak namiastki "prawdziwych" Sonusów, pełnych szlachetnego drewna, wyraźnie "ubożsi krewni", choć wciąż schludni, to już nie tak piękni...
Seria Venere do pewnego stopnia poluzowuje związki z dawną stylistyką Sonusa, wychodzi naprzeciw nowym trendom. Nie znaczy to, że dotychczasowy wzór zupełnie się zestarzał - chodziło raczej o to, aby najtańsze modele Sonusa miały nową, własną tożsamość.
Także o to... że tam, gdzie produkują serię Venere, mają dobrze opanowane tak modne dzisiaj lakierowanie na "piano black". Nie jest to kompletne zerwanie z tradycją, którą wciąż widać w kształtach - chociaż i one nieco się zmieniły, a przede wszystkim przestały być tak charakterystyczne tylko dla Sonusa.
W swoim czasie - bardzo dawno temu - Sonus próbował powstrzymać innych producentów przed "naśladownictwem" i projektowaniem obudów przypominających jego oryginalny "lute shape" (kształt lutni), ale widać dookoła, że zupełnie mu się to nie udało - większość firm wyszła (mniej lub bardziej) z formatu prostopadłościanu.
Nawet "kształt lutni" już się przejadł, więc Sonus proponuje nowy - oczywiście wciąż nawiązując do klasycznych instrumentów muzycznych - kształt liry (lyre shape).
Patrząc na Venere i nic nie wiedząc o nowym pomyśle Sonusa, chyba nigdy nie domyślilibyśmy się, że ma on coś z liry, ale różnicę względem poprzedniego kształtu widać - boczne ścianki, wychodząc z przednich krawędzi wyraźnym łukiem, dalej zaczynają się zbiegać, ale jeszcze dalej stają się płaskie, dochodząc w taki sposób do listwy (wąskiej ścianki) tylnej; kształt ten został dodatkowo wyeksponowany poprzez podnoszącą się ku tyłowi górną ściankę (samą w sobie płaską).
Front Sonus Faber Venere 1.5 wydaje się lekko wypukły, ale efekt ten przygotowano dość sprytnie - zasadnicza przednia ścianka konstrukcji jest płaska, do niej przykręcono głośniki, a następnie całość przykryto (zasłaniając mocowanie koszy) panelem z tworzywa, który wnosi ową wypukłość.
Stąd też przed głośnikami widać lekkie tubowe wyprofilowania a w narożnikach frontu małe "wypukłości", które nie są jednak miejscami mocowania kołków maskownicy (bardzo cienkiej, przytrzymywanej na ukrytych magnesach), lecz zaślepionymi gniazdami wkrętów, mocującymi panel frontowy.
Warto zwrócić uwagę, że wcale nie ma w tym projekcie wielu krzywizn (zbieżność ścianek nie oznacza krzywizny) - co jest atutem i ekonomicznym (niższe koszty), i nawet wzorniczym, jeżeli weźmiemy pod uwagę nurt minimalizmu... Venere zgrabnie łączy oryginalność oraz nowoczesność, i już dużej nie analizując, lecz ogarniając całość, można przyznać, że wygląda po prostu bardzo atrakcyjnie.
Trzeba jednak pójść za ciosem i stwierdzić, że zarówno ze względów wzorniczych, jak i akustycznych Sonus Faber Venere 1.5 najlepiej prezentują się na fi rmowych standach; tych tutaj nie zobaczymy, tak jak żadnych innych, zgodnie z ogólnymi założeniami testu.
Układ dwudrożny tworzą głośniki wcześniej nieznane w konstrukcjach Sonusa. 15-cm nisko-średniotonowy ma membranę plecioną... Z czego? - nie jest wyjaśnione, ale głośnik nazywa się "Cury cone driver". Kopułka wysokotonowa jest, tradycyjnie, jedwabna (to będzie koniec świata, kiedy Sonus zastosuje metalową).
Odsłuch
"Byłem bardzo ciekaw..." - takie banalne rozpoczęcie testu odsłuchowego byłoby chyba najmniej ciekawe, w dodatku pewnie nieszczere, bo czego można być jeszcze ciekawym, a zwłaszcza bardzo ciekawym... I podłączając Sonus Faber Venere 1.5, faktycznie wcale nie miałem wypieków na twarzy; jakbym takimi spotkaniami miał się podniecać, to byłbym już kompletnie wypieczony.
Refleksja przyszła później: "A to ciekawe" - naprawdę tak pomyślałem, kiedy skojarzyłem to, co właśnie usłyszałem, z tym, co pamiętałem z niedawnego testu Venere 2.5. Pierwsze zaskoczenie miało miejsce właśnie wtedy - wolnostojące Venere wraz z nowym designem wprowadziły nowe brzmienie.
Sonus po raz pierwszy tak daleko odszedł od neutralności w jego wydaniu zawsze służącej muzyce, a nie beznamiętnej precyzji, ale jednak najogólniej neutralności.
Sonus Faber Venere 2.5 zagrały z werwą, z blaskiem wysokich tonów, z żywszą barwą - odważę się napisać, że komercyjnie. Mogę jednak życzyć wszystkim takiej komercji! To pewnie nowy kurs i Venere 1.5 pokażą podobny profil, tyle że w proporcjonalnie mniejszej skali dynamicznej...
A tymczasem ich brzmienie wraca do firmowych korzeni. Może nie do punktu wyjścia, do promowania środka, słodkiej góry i ocieplenia, ale do równowagi, raczej spokojnej barwy, wyrównania i mniejszej wyrywności wysokich tonów.
Dynamika jest dobra, ale dobra dynamika to nie rezonanse i podbarwienia. To brzmienie nie jest jednak ani ściśnięte, ani ospałe. Jest gładkie, płynne, ma w sobie trochę nonszalancji, bez żadnej nerwowości; wysokie tony są delikatne, a przecież obecne, wyraźne, sympatyczne - subtelnie demonstrują swoją dobrą selektywność i zróżnicowanie, choć blachami nie przyłożą jak Paradigm.
Basik - lekko pogrubiony, środek - nasycony, plastyczny i szeroko rozpostarty ma w sobie klimat dawnych Sonusów, nawet tych znacznie droższych... Całość wciąga w relaksujące, ale nienużące słuchanie. Wyraźnie mniej "rozbrykane" niż duże Venere, najnowsze i najtańsze monitorki Sonusa grają "na poważnie", starannie, z klasą, jakby czuły zobowiązanie względem słynnych poprzedników.
Pochylenie i upadek
Sytuacja Venere 1.5 jest... i nie jest wyjątkowa - wiele modeli wygląda najlepiej na "własnych" podstawkach, ale podstawki Venere 1.5 pełnią dodatkową funkcję - pochylają monitorki lekko (kilka stopni) do tyłu, ustawiając je w pozycji optymalnej względem słuchacza (siedzącego) - podobnie jak w pochylonych do tyłu kolumnach wolnostojących Sonusa. Dlatego w tym przypadku "systemowe" standy są szczególnie warte polecenia, choć można też próbować wykonać to pochylenie z użyciem standardowych podstawek.
Z drugiej strony, nie ma co robić z tej sprawy wielkiej afery - zmierzone w naszym laboratorium charakterystyki kierunkowe Venere 1.5 (w płaszczyźnie pionowej) są na tyle dobre, że kilka stopni kątowych dużej różnicy w brzmieniu nie zrobi. "Zgranie fazowe" między przetwornikami wcale nie musi być uzyskane przy takim właśnie ich położeniu, co czasami sugerują niektórzy eksperci i recenzenci, odczytując tak sens pochylenia przedniej ścianki.
Zwróćmy też uwagę, że nie mniejszy wpływ na naszą pozycję względem przetworników ma wysokość, na jakiej znajdują się nasze uszy - 20 cm różnicy w wysokości z odległości 2 metrów zmieni kąt bardziej niż pochylenie, które zaaplikowano Sonusom.
Jeżeli więc możemy usiąść dość nisko, powiedzmy z głową nie wyżej niż na wysokości 90 cm, to pochylanie Venere 1.5, czy to na firmowych podstawkach czy w inny sposób, możemy sobie zupełnie darować.
Owszem, bywają konstrukcje bardzo wrażliwe na zmianę osi (zwykle jest to cena, jaką się płaci za zastosowanie filtrów pierwszego rzędu), co zmusza do bardziej precyzyjnego ustawienia głośników i miejsca odsłuchowego, ale też wcale to nie oznacza, że kolumna musi być pochylona w zgodzie z teorią "wyrównania czasowego" (centrów akustycznych przetworników) - bywa z tym różnie, bywa i tak, że lepiej wręcz wysunąć przetwornik wysokotonowy do przodu (większość aktualnych konstrukcji B&W).
Ale najbardziej kuriozalną informacją, którą "gdzieś" przeczytałem, i to nie w materiałach firmowych, lecz w recenzenckim piśmie, było wyjaśnienie, że kolumny pochyla się po to, aby oddalić głośnik wysokotonowy, ponieważ: "jak wiadomo, prędkość fal wysokich tonów jest większa..." Z takiego pochylenia upadek (recenzenta) już bliski.
Andrzej Kisiel