Są weterani i weterani; firma KEF obchodziła już 50. urodziny, firmie Triangle w tym roku stuknie lat trzydzieści trzy. Też zacnie, taki wiek uprawnia do przypominania swoich zasług i prapoczątków; przy takich okazjach firmy pokazują więc w specjalnych katalogach zdjęcia swoich dawnych konstrukcji, a taka perspektywa czasowa jest już ciekawa - w tym okresie zmieniło się na tyle dużo, że konstrukcje sprzed trzydziestu lat czasami imponują, czasami straszą, czasami śmieszą... a także wywołują wspomnienia tych, którzy zetknęli się z nimi za młodu. Gratulujemy, wszystkiego najlepszego...
Tylko że to życzenia i okazja sprzed trzech lat. Wówczas, w roku 2010 na okrągły jubileusz firma przygotowała "limitowane" edycje dwóch modeli serii Esprit - Antali i Cometów. Antale LE już testowaliśmy (dwa lata temu) myśląc, że w ten sposób nasz udział w obchodach jubileuszu zostanie sfinalizowany; a nie wpadlibyśmy na pomysł, że dwa lata później będziemy testować Triangle Comete LE... Wiem, że znaczenie skrótu LE, a nawet słowa "limitowana", są w branży audio umowne, lecz ten przykład uświadamia nam, jak bardzo.
Być może intencje były inne i modele LE miały zniknąć wraz z całą aktualną serią Esprit, z której się wywodzą, i powinna ona już zostać wymieniona - ale realizacja tych planów się opóźnia, a urodzinowa impreza przeciąga (tak to bywa z imprezami) i modele LE grają dalej - w gruncie rzeczy ich wprowadzenie miało odświeżyć przecież jeszcze starszą serię Esprit Ex, więc nie ma sensu wycofywać ich, zanim nie jest gotowa nowa linia.
Z okazji też ładnej (33. rocznicy) życzmy firmie Triangle, aby w tym roku udało się wprowadzić do oferty zupełnie nowe konstrukcje, bo limity nie mogą być przesuwane w nieskończoność. A wystarczyło zamiast LE dopisać SE (Special Edition) i redaktorzyna by się nie miał czego czepiać.
Ale tak, czy inaczej, prawie wszystko zostało już przetestowane i bez nowych modeli firma zniknie z pism audiofilskich; na szczęście uchowały się jeszcze właśnie Triangle Comete LE, pasujące idealnie do naszego testu.
W dodatku, będąc przekonanym, że testowaliśmy "normalne" Comete Ex, szukałem ich recenzji w naszych archiwach... i nie znalazłem - może zostały przeoczone przy archiwizowaniu, a może wcale ich nie testowaliśmy - w tej sytuacji tym lepiej.
Comety Ex "zwykłe" i LE są technicznie bardzo podobne. Od razu wymieńmy różnice, a potem opiszmy zasadniczą konstrukcję. Co najważniejsze (dla rynkowego sukcesu), wprowadzenie specjalnej (przepraszam - limitowanej) edycji było okazją do usatysfakcjonowania wszystkich klientów, którzy od lat pragną "piano-blacku".
W regularnej serii Esprit Ex takie wykończenie nie jest dostępne, a dopiero w droższej serii Genese, lecz to już ceny o wiele wyższe. Jest więc ukochany przez wszystkie narody lakier fortepianowy, położony bardzo dobrze, a trzeba wiedzieć, że "nie wszystko lakier, co się świeci" - producenci nazywają "piano-blackiem" również jego tanie surogaty, wyroby fortepianopodobne.
Odsłuch
W tym teście po dwa modele pochodzą od tych samych dystrybutorów: Amphion i Xavian przybyły z Moje Audio, Mission i Vienna z Audio Klanu, Sonus i Triangle z Voice’a. Dystrybutorzy lubią uzasadniać bogactwo swoich ofert różnym charakterem marek, nawet jeżeli wyspecjalizowanych w tej samej kategorii sprzętu, np. zespołów głośnikowych, to podchodzących do tematu inaczej - albo zajmujących różne półki cenowe, albo...
No właśnie, wydawałoby się, że trudno o większą rozpiętość stylu i brzmień niż to, jakie występuje między Sonus Faberem a Triangle. Stąd taka alternatywa dla klientów, których chce się mieć jak najwięcej...
Ale znowu mamy niespodziankę. Nie jest to aż szok, bo Triangle przygotowywało nas do takiej sytuacji od dawna, a raczej ewoluowało w kierunku oczekiwanym przez większość odbiorców, zamieniając się z firmy niszowej, dostarczającej specyficzny produkt, w firmę o zasięgu globalnym, która "normalizuje" brzmienie pod kątem wielu rynków, gdzie chce odnieść sukces.
Triangle Comete LE zostały zestrojone tak, aby nie wywoływać wielkich kontrowersji, a jednocześnie zachować nutę dawnego firmowego klimatu. Ten pewnie przebija się z samego tubowego przetwornika wysokotonowego, który został jednak utemperowany; charakterystyka przetwarzania, równowaga tonalna - nie niosą już żadnej informacji, że to Triangle, żadnych ekscesów i podszczypywania... spokojnie, gładko i... wciąż dźwięcznie.
Połączenie zrównoważenia i soczystości przypomina Monitor Audio, Triangle Comete LE są jednak subtelniejsze niż Paradigmy, a żywsze niż Xaviany... i całkiem im blisko właśnie do Sonusów - Venere mają mocniejszy środek, z Cometów wysokie tony odrobinę mocniej błyszczą, ale o sprawowaniu przez nie rządów - nie ma już mowy.
Żadnego dzwonienia, szpilek, w ogóle żadnego efekciarstwa, a za to dobry atak, przejrzystość i do tego wciąż mocny bas. Bez ocieplania, zagęszczenia, pogrubiania czy też rozjaśniania i wyostrzania, Triangle Comete LE grają zupełnie normalnie - i wciąż z błyskiem w każdym dźwięku.
Andrzej Kisiel