W listopadzie 2006 r. w Sali Kongresowej odbył się jeden z najwspanialszych koncertów Ery Jazzu. Południowoafrykański pianista Abdullah Ibrahim wprost zaczarował swą muzyką publiczność, w sali było cicho, jak makiem zasiał. Tak wielką siłę oddziaływania mają starannie dobierane przez niego akordy, a właściwie zawarte w nich emocje. Najnowsza, długo oczekiwana płyta pianisty nagrana została solo w studiu radia WDR w Kolonii. Jej tytuł "Senzo" oznacza po japońsku "przodek", tak też miał na imię jego ojciec. Skąd to odniesienie i japońskie litery na okładce? Ibrahim fascynuje się od dawna japońską sztuką walki. Może dzięki temu tak perfekcyjnie kontroluje uderzenia w klawisze, a przy tym potrafi grać skupiony, jakby był tylko on i instrument.
Album "Senzo" zawiera 22 miniatury. W wyobrażeniu sobie, co przedstawiają, pomagają sugestie artysty w opisach utworów np.: czas - w nieprzerwanym kręgu, deszcz, radość, blask księżyca na wodzie. To właściwie fortepianowe medytacje. Słuchałem tej płyty w kółko cztery razy i za każdym zauważałem coraz to nowe szczegóły. Ibrahim przymila się łagodnym brzmieniem i chwytliwą melodyką, by w końcu zachwycić mądrością. Stawiam go na równi z Keithem Jarrettem, mają nawet podobny styl opowiadania. Choć historie Abdullaha Ibrahima są bardziej przejrzyste i skromniejsze. Jak on sam.
Marek Dusza
INTUITION/MULTIKULTI