"Zarówno ich muzyka, jak usposobienie ma ton poważny" - pisał pewien siedemnastowieczny autor o muzyce angielskiej. Aż chce się śmiać, gdy zdamy sobie sprawę, że to właśnie Anglicy kojarzą się nam ze swoistym i wszechobecnym poczuciem humoru.
I to zarówno tym wysublimowanym, rodem z Monhty Paythona, jak i tym ludystycznym z seriali telewizyjnych, a nawet z robotniczych pubów. I nie ma to nic wspólnego z prezentyzmem, bo przykładem lekkiej, dowcipnej muzyki były już choćby pieśni kompozytora Tomasza Morleya z XVII w.
Ale jest coś, co odróżnia Anglików od nas. Humor humorem, lecz sprawy poważne traktują całkowicie poważnie i serio. Toteż oprócz wspomnianego Morleya czy "Fasady" Wilhelma Waltona, mamy do czynienia z pieśnią sławiącą zwycięstwo pod Agincourt w 1415, mszami Byrda, "Dydoną i Eneaszem" Purcella i I Symfonią Elgara.
Ostatniego wieczoru "proms" gdy publiczność ubrana w karnawałowe czapeczki pokrzykuje, tupie i wydaje dziwne dźwięki następuje moment, kiedy zabrzmi "Rule Britannia" Arne’go. Wtedy wszyscy, bez wyjątku, stają na baczność i wspólnie wykonują drugi, nieoficjalny hymn brytyjski. A robią to znakomicie, bo stoi za nimi wielosetletnia tradycja powszechnego śpiewania w chórach i muzykowania w domach. Każdy bowiem zna na pamięć "Cherry ripe" Horna, "Home, sweet home" Bishopa czy "Heart of oak" Boyce’a.
Stanisław Bukowski
EMI 2012