O muzyce Antony And The Johnsons można powiedzieć krótko: to nie są dźwięki dla nadwrażliwych, to nie jest twórczość dla osób o skłonnościach do stanów depresyjnych. Gdy pisałem recenzję poprzedniej płyty Antony`ego Hegarty`ego, wspomniałem, że muszę zmierzyć się z tym albumem nie po to, by go pokonać, ale żeby móc się z nim pogodzić. I tak jest również w przypadku "Płaczącego Światła".
To awangardowy pop, który szokuje od momentu spojrzenia na okładkę do ostatniego dźwięku z płyty. Trzepoczący falset tego cierpiącego na dezaprobatę swojej płci Brytyjczyka jest nie do zignorowania. Niewiele tu nowinek. Owszem, tym razem artysta zrezygnował z zapraszania gości, ale i tak czuje się niedosyt. Czas oczekiwania między kolejnymi płytami długogrającymi Antony'ego wynosi około czterech-pięciu lat, przez które to niewiele zmienia się w jego twórczości. Szkoda, bo EPka "Another World", wydana w październiku dawała nadzieję, że artysta będzie chciał eksplorować nowe tereny ("Shake That Devil"). Teraz w to powątpiewam, skoro na longplayu z tego zrezygnował, pozostając w swojej niszy. Ostatecznie "Crying Light" to bardzo dobra płyta, ale nie wydaje się, by w tak alternatywnym gatunku słuchacze nie spodziewali się czegoś więcej.
M. Kubicki
SONIC RECORDS