Hasło tegorocznej kampanii reklamowej Yamahy brzmi "HD w standardzie", wpływ systemów wysokiej rozdzielczości jest niekwestionowany, dekodery audio trafiły do prawie wszystkich modeli. Wyjątkiem pozostaje najtańsza konstrukcja RX-V365, w której z poletka HD przedarły się tylko złącza HDMI.
Komplet dekoderów trafił do amplitunera Yamaha RX-V465 i z tego powodu niemal na pewno stanie się on najpopularniejszym amplitunerem Yamahy w tym sezonie.
Yamaha wyładniała
Yamaha wyładniała. Cała forma jest teraz bardziej gładka, przyjemniejsza dla oka i wolna od upiększeń na siłę. Amplituner zachęca prostą, schludną linią. Trzeba jednak zwrócić uwagę przynajmniej na jedną rzecz.
Otóż podczas oglądania pierwszych materiałów prasowych coś wyraźnie mi w nowej serii Yamahy nie pasowało… Przyzwyczaiłem się do bursztynowego wyświetlacza, a teraz w jego miejscu pojawił się display o bardziej klasycznej, niebieskiej barwie. Yamaha trochę przez to traci na oryginalności, ale wygląda świeżo i uniwersalnie - może o to chodziło, aby pasowała do urządzeń innych producentów AV? Głównie do odtwarzaczy Blu-ray?...
Na elegancję frontu korzystnie wpływa również zredukowana ilość przycisków, część z nich zamaskowano w rozległej połaci czerni kryjącej matrycę, pojedyncze pokrętło przysposobiono do roli regulatora głośności Yamaha nie rezygnuje, i słusznie, z koncepcji Scene, uwalniającej szereg komend i nastaw w zależności od przypisanego trybu odtwarzania, filmu, płyty Blu-ray itp.
Wprowadzone przed kilkoma generacjami usprawnienie działa naprawdę dobrze, wpisując się w szybszą codzienną obsługę. Podstawowy zestaw wejścia podręcznego opiera się na podstarzałej już nieco parze analogowej i kompozycie uzupełnionym jedynie wejściem dla empetrójki (także w formie analogowej).
4 pary HDMI
Obecność systemu automatycznej kalibracji zdradza dodatkowe wejście mini jack oraz dołączony do zestawu mikrofon. Tylny panel Yamahy RX-V465 nie jest przeładowany, po części za sprawą "tylko" pięciu końcówek mocy.
Gdybyśmy jednak byli uparci, możemy skorzystać z wyjścia niskopoziomowego dla tylnych głośników efektowych, oczywiście ze wsparciem zewnętrznej końcówki mocy. Wyposażenie w wejścia Yamahy w ujęciu ogólnym nie jest może porażające, jednak skromniejsza liczba gniazd dla formatów analogowych ma uzasadnienie.
Podobnie jak 7.1, tak i mnożenie w nieskończoność wejść w sprzęcie kosztującym poniżej 2000 zł wydaje się pozbawione praktycznego sensu. W zamian Yamaha oferuje coś znacznie bardziej przydatnego - aż cztery porty HDMI, które są przecież najbardziej pożądanym standardem - już nie tylko zarezerwowanym dla odtwarzaczy DVD/ Blu-ray.
Oprócz HDMI są także cyfrowe wejścia audio (dwa koaksjalne, dwa światłowodowe), ciekawie prezentuje się port dla stacji dokującej, który może nie tylko obsługiwać podstawkę dla iPoda, ale także komunikować się z opcjonalnym modułem transmisji Bluetooth.
Pakiet dekoderów HD nie został okrojony, mamy więc Dolby TrueHD, DTS HD Master oraz High Resolution Audio, a także Dolby Digital Plus. Naturalnie sygnał pobierany jest z gniazd HDMI, a za ustalenie kluczowych parametrów systemu odpowiada układ kalibracji YPAO.
Yamaha RX-V465 nie ma ani konwertera sygnałów wizyjnych, ani skalera, trzeba więc pamiętać o podłączeniu telewizora nawet kilkoma różnymi standardami (w zależności od typu źródeł, z jakich będziemy korzystać).
Za obróbkę kluczowych sygnałów wchodzących poprzez gniazda HDMI odpowiada leżąca najwyżej pojedyncza drukowana płytka. Interfejs wejściowy pochodzi z firmy Silicon Image - to aplikacja spotykana także w znacznie droższych urządzeniach.
Za warstwę dźwiękową odpowiada zupełnie nowy procesor Texas Instruments serii Cinema DSP, który jest także sercem dekoderów w droższym modelu RX-V565, za konwersję cyfrowo-analogową odpowiadają przetworniki Burr-Brown 24 bit/192 kHz.
Odsłuch
Nieczęsto zdarza się, że wśród amplitunerów trafiamy na urządzenia, których prezentacja nie zostałaby skażona efektami nastawionymi na szybki zysk (krótkiej prezentacji demo w sklepie). Z drugiej strony, uciekając od takich zarzutów, niektóre amplitunery grają w sposób zmanierowany i ugrzeczniony, jakby próbowały wykazać jakiekolwiek podobieństwo do wzorców lampowych.
Brzmienie amplitunera Yamaha RX-V465 nie jest szczytem wyrafinowania i dokładności, jednak harmonijna symbioza wszystkich podzakresów jest już powodem do uznania. Muzyka prezentuje się rześko, szybko, z dobrym rytmem i wyrazistością. Krótki, ale mocny bas, odważna, a przy tym dźwięczna średnica i niemęcząca góra to podstawy i wystarczające atuty, by z zaangażowaniem przesłuchać niejedną płytę.
Niewielkim modyfikacjom poddawane jest brzmienie w przypadku kina domowego, kiedy bezsprzecznie pojawia się dodatkowa siła skrajnych podzakresów, jednak nie na tyle, by zburzyć panujący porządek. Bas pozwala sobie na większą obszerność, a góra nabiera specjalnego blasku. Dobrze rysowana przestrzeń daje precyzyjne lokalizacje i czytelne wyodrębnienie dialogów. Żywy, naturalny, atrakcyjny dźwięk bez przegięć.
Ukryte zalety HD
Choć złącza HDMI stały się obowiązkowym elementem wyposażenia każdego amplitunera, to nie zawsze były wykorzystywane do innych celów niż tylko prymitywnego przełączania wejść - przy okazji często z utratą jakości.
Najtańsze konstrukcje cierpiały z tego powodu nie tyle z uwagi na brak jakichkolwiek układów obróbki sygnału, czego akurat trudno na niskich pułapach cenowych oczekiwać, ale z powodu problemów znacznie bardziej dokuczliwych.
Sama obecność HDMI nie gwarantuje jeszcze umiejętności przechwytywania sygnału audio z doprowadzonego strumienia danych, musiano więc często tanie amplitunery łączyć z odtwarzaczem także dodatkowym kablem cyfrowym (optycznym lub koaksjalnym) – tylko i wyłącznie w celu dekodowania dźwięku.
W obecnych modelach to już rzadkość, jednak obecność dekoderów HD daje gwarancję, bez konieczności wczytywania się w zawiłe instrukcje obsługi, że połączenie całego systemu będzie mogło być przeprowadzone właśnie na poziomie wyłącznie jednego kabla HDMI. Sam standard wymusił to na producentach, nie ma bowiem technicznej możliwości przesłania sygnału Dolby TrueHD czy DTS HD za pomocą starych formatów koaksjalnych czy optycznych.