NAD stawia nieco przewrotnie - w stosunku do tego, w czym wyspecjalizował się na polu stereo - na modele drogie i bardzo drogie. Tańszy od testowanego jest jedynie T748, za to znacznie droższe T777 i T787. Firma proponuje także dzieloną kombinację: procesor plus końcówka mocy i aż cztery odtwarzacze Blu-ray. Imponujące.
Wprawdzie kilka lat temu rozpętała się wśród wielbicieli NAD-a burza związana z rzekomą zmianą odcienia szarości, ale że nikt nie był pewien, co się dokładnie zmieniło (ani - czy w ogóle się zmieniło), rzecz szybko ucichła.
W NAD T757 szarość jest tradycyjnie "nadowska", choć od dłuższego czasu nie jest ozdobiona zielonym przyciskiem zasilania. Na bardzo dużym wyświetlaczu VFD pojawiają wszystkie informacje o trybach pracy amplitunera. Nie zrezygnowano (tak jak w Arcamie) z pokrętła wzmocnienia, które ma tutaj klasyczną formę, jednak już selektorowi źródeł przypisano jedynie dwa klawisze pracujące w trybie sekwencyjnym.
Wizualną przeciwwagą dla pokrętła jest umieszczone po drugiej stronie "koło" kursorów, służące do nawigacji po menu. Gniazdo słuchawkowe znalazło się tym razem na widoku, odseparowane od panelu wejścia podręcznego, które jest przykryte zaślepką.
Po jej zdjęciu uzyskamy dostęp do analogowego wejścia RCA, kompozytu, gniazda optycznego oraz złącza mini-jack, które jest jednocześnie wejściem liniowym dla sprzętu przenośnego lub portem, do którego należy podłączyć mikrofon kalibracyjny.
NAD od tyłu
Tylny panel wygląda inaczej niż w większości amplitunerów. Przeprowadzono podział pomiędzy strefą niskopoziomową a odsuniętymi od wszystkich wejść i wyjść terminalami głośnikowymi. NAD T757 ma siedem końcówek mocy i siedem zacisków głośnikowych - niestety, ponownie opatrzonych zastrzeżeniem o dopuszczalności tylko 8-omowego obciążenia.
Podłączając źródła, nie sposób pomylić analogowych i cyfrowych, ponieważ dla tych ostatnich przygotowano specjalny panel, montowany niczym karta rozszerzeń w komputerze (MDC - Modular Design Construction). Cztery wejścia HDMI i jedno wyjście są zgodne z sygnałami 3D, jest też sekcja wejść koaksjalnych oraz optycznych.
Tylko trzy wejścia analogowe liniowe to niezbyt wiele, lecz we współczesnych systemach tyle zwykle wystarczy. Czwarta para RCA jest wyjściem dla instalacji drugiej strefy. Do jej zasilania można także wykorzystać potencjał dwóch końcówek mocy pod znanym już warunkiem, że zgodzimy się na konfigurację 5.1 w głównym pomieszczeniu.
Alternatywnie do systemu strefowego można też zasilić kolumny przednie w bi-ampingu. Pełną formę 7.1 ma analogowe wejście oraz wyjście. Brak portu USB nie pozwala nawet myśleć o podłączeniu iPoda w ten właśnie sposób, więc jesteśmy zdani na firmową, tradycyjną stację dokującą.
Przesyła ona sygnały analogowe, więc oprócz specjalnego kabla z danymi sterującymi wykorzystuje jedno z wejść RCA (oraz złącze S-Video do przesyłania obrazu). Nie znajdziemy także złącza sieci LAN, co w produkowanych obecnie amplitunerach tej klasy jest dość zaskakującym brakiem.
Dekodery
NAD T757 dekoduje wszystkie kluczowe formaty dźwięku (Dolby TrueHD oraz DTS HD), dodając oryginalny tryb DSP Ears. Jest to własny algorytm firmy służący do obróbki sygnałów dwukanałowych, które konwertowane są na wielokanałową postać. System 5.1. Ears koncentruje się na uprzestrzennianiu nagrań muzycznych, nie jest systemem dedykowanym filmom.
Skoro jesteśmy już przy muzyce i układach surround, to warto przywołać inną funkcję - ustawienie Analog Bypass, które stworzono dla wejść analogowych, by zagwarantować, że sygnały pozostaną w ścieżce analogowej z pominięciem jakichkolwiek cyfrowych procesorów DSP.
Nad automatyczną kalibracją czuwa system firmy Audyssey. W komplecie z amplitunerem znajdują się dwa nadajniki - ociekający błyszczącą czernią duży sterownik główny oraz maleńki pilot dla drugiej strefy.
Obudowę NADa T757 rozdzielono na dwie główne sekcje umieszczonym wzdłuż radiatorem. Stanowi on dodatkowy ekran pomiędzy obwodami przedwzmacniacza/procesora sygnałowego a zasilaczem. Potrzebne jednak było dodatkowe chłodzenie, którym zajmują się aż trzy wentylatory, zainstalowane pod radiatorem.
Przyjęty układ zakłada montowanie pionowych modułów w poziomej płytce głównej. Najważniejszymi elementami niskopoziomowej części amplitunera są moduły MDC. Aby je dokładnie obejrzeć, sprawdziłem reklamowaną procedurę łatwego upgrade’u urządzenia poprzez wymianę całej sekcji dekoderów. Rzeczywiście, serwis nie będzie miał z tym dużo pracy.
Karty, bo tak można je nazywać, zostały starannie zaekranowane, co ma duże znaczenie w przypadku wrażliwych sygnałów cyfrowych. Za dekodowanie dźwięku surround odpowiada procesor Texas Instruments, natomiast konwersją cyfrowo-analogową zajmuje się Burr Brown - ośmiokanałowy układ o rozdzielczości 24 bitów i częstotliwości próbkowania 192 kHz.
Odsłuch
Mylące może być początkowe wrażenie, sugerujące brzmienie spokojne i nieco spowolnione. NAD słuchany cicho rzeczywiście "snuje" muzykę, kiedy jednak podkręcimy gałkę do średnich poziomów głośności, budzi się i szybko nabiera wigoru. Brzmienie staje się bystre, świeże, jeszcze nie nerwowe, ale żywe i zrywne. Znacznie bliżej mu do Arcama niż Anthema, ale osiąga efekt nieco innymi środkami.
Arcam nie krępował się zaserwować sporej dawki wysokich tonów i głównie nimi, chociaż nie tylko, kreował wyraziste, lekko wyostrzone brzmienie. NAD T757 gra nieco mniej detalicznie, a bardziej spójnie, emocje rozkłada proporcjonalnie w całym pasmie, średnica pełni więc tutaj bardzo ważną rolę - w ślad za jej naturalnym uprzywilejowaniem w sygnale oryginalnym, np. w wokalach i instrumentach akustycznych, będzie i tutaj rządzić, nie przykryją jej wysokotonowe rewelacje, mimo że i ten zakres wcale nie jest uśpiony.
Energetyczność idzie w parze z wyraźną kreską, dźwięki są konkretne, osadzone w przestrzeni, nie są to ani plamy, ani punkciki, ani same zarysy. Mocne, dynamiczne, bardzo koherentne brzmienie jest właściwe pracy stereofonicznej.
W kinie domowym NAD T757 wydaje się łagodniejszy, choć nie oznacza to przyciemnienia - nawet przeciwnie, wysokie tony są dość głośne, tyle że "śpiewające", niekłujące ani nieszarpiące. Tym razem można to odczytać jako nieco mniejszą dynamikę oraz rozdzielczość, przy lekkim wyeksponowaniu i jednocześnie wygładzeniu góry pasma.
Średnica jest spokojniejsza, nabiera trochę ciepła i słodyczy, dialogi są przyjemnie eksponowane - nie wprost ofensywne, lecz pojawiają się z własną barwą, dobrze odcinają się od tła. Bas potrafi być zrywny jak i obszerny.
Jest trochę nieprzewidywalny, co tylko dodaje emocji. Czasami ciągnie się jakby leniwie, od niechcenia, by w krytycznym momencie, w pewnym sensie niespodziewanie - choć nie bez muzycznej przyczyny - uderzyć silnie i celnie. Nie wpada jednak w amok "wytłukiwania" rytmu tylko dlatego, że ktoś stuka palcami w blat stołu.
Przestrzenne wyzwania nie są ani trudne, ani specjalnie poruszające, przychodzą łatwo i naturalnie, bez magii i manipulacji - trzeba tylko dobrze ustawić i wyregulować system.
Radek Łabanowski