Można by snuć teorię, że dostępność małego monitorka w serii R zawdzięczamy pośrednio konieczności stworzenia w tej linii konstrukcji przeznaczonych do kina domowego. Nie twierdzę, że taki monitor jest konieczny czy najlepszy do kina domowego, ale ten sam układ Uni-Q zastosowano w dipolowych R800 DS i najnowszych D50, przeznaczonych do systemów Dolby Atmos (co obecnie jest wiodącym tematem prezentacji serii R na stronie producenta).
W tych konstrukcjach nie było już ani miejsca, ani budżetu na rozwinięty układ trójdrożny, jaki widzimy nie tylko w wolnostojących R900, R700 i R500, ale również w podstawkowych R300 (konfiguracją przypominających testowane miesiąc temu Reference 1). Na potrzeby serii R trzeba było opracować niewielki, "pełnozakresowy" 15-cm układ Uni-Q, aby zaprojektować kilka ważnych i niedrogich modeli.
Tej samej wielkości układ Uni-Q pracuje jako sekcja średnio-wysokotonowa w modelach trójdrożnych, jednak ze względu na specjalizację moduły te różnią się kilkoma istotnymi elementami; jeden z nich widzimy na zewnątrz – przetwornik nisko-średniotonowy układu dwudrożnego (w R100) ma górne zawieszenie przygotowane do dużych amplitud, chociaż nie wygląda ono zwyczajnie.
Jest też wyraźne pokrewieństwo między monitorami KEF R100 a KEF LS50, zajmującym uprzywilejowaną pozycję w ofercie. Ten droższy o ok. 1500 zł, jubileuszowy model (ogłoszony "następcą" słynnego monitora LS3/5, chociaż konstrukcyjnie niemający z nim nic wspólnego) ma podobną wielkość i również 15-cm układ Uni-Q, ale i parę smaczków, w tym wypukły front.
W przypadku KEF-a widok już dobrze znany, chociaż dla nowicjuszy będzie zaskakujący. Dwa pokrętła to nie regulacje, ale wygodne zwory.
KEF R100 bardzo mi się podobają właśnie dlatego, że nie mają nic wypukłego – obudowa w idealnie czystej formie prostopadłościanu, oklejona lub lakierowana równo od krawędzi do krawędzi (żadnych skosów, dylatacji itp.), tylko mały firmowy znaczek dołożony na górze i moduł Uni-Q na środku frontu – piękny minimalizm.
Sam Uni-Q jest dostatecznie efektowny i załatwi sprawę zarówno wyłapania R100 w tłumie innych podstawkowych konstrukcji, jak też "identyfikacji" – to malutki, ale rasowy KEF. I rasowy "monitorek", który nie próbuje udawać, że można go bezkolizyjnie powiesić na ścianie (do takiego zastosowania zaprojektowano R800 DS).
KEF R100 są tak głębokie, jak wysokie, ale nawiązując do "wykładu" sprzed dwóch miesięcy uważam, że dobre dla nich miejsce jest nie tylko na podstawkach, lecz również na półce; należałoby dodać "byle na odpowiedniej wysokości", ale tutaj istotne są zalety układu Uni-Q, który zapewnia bardzo stabilne rozpraszanie, co pomaga przy nieoptymalnym ustawieniu.
Ponadto "natychmiastowa" integracja promieniowania z obydwu przetworników układu koncentrycznego (punktowe źródło dźwięku) pozwala ich słuchać z dowolnie małej odległości – ma to praktyczne znaczenie właśnie dla głośników niewielkich, o umiarkowanej mocy. Monitorek idealny?
Odsłuch
W poprzednim numerze opisywałem brzmienie znacznie droższych (dziesięć razy...) Reference 1. Porównywanie modeli tak odległych może wydawać się kuriozalne i do niczego niepotrzebne, ewentualnie służące jakimś akademickim "studiom" nad funkcją przyrostu jakości do przyrostu ceny.
W tym przypadku nie mogę się jednak oprzeć spostrzeżeniom na wskroś praktycznym. Zestawienie to pozwala uchwycić proporcje i ocenić, że niektóre monitory w tym zakresie ceny (zaliczam do nich właśnie R100) mają już takie możliwości, że sprawiają kłopot modelom postawionym znacznie wyżej w hierarchii.
KEF R100 oczywiście nie jest lepszy od Reference 1, można wskazać kilka miejsc, gdzie wyraźnie "Referencji" ustępuje; brzmienie R100 nie jest ani tak gładkie, ani tak precyzyjne, ani tak potężne, bas nie sięga bardzo nisko. A mimo to ma w sobie coś specjalnego, czego nawet Reference 1 nie ma... I nie są to żadne ulotne klimaty, ale sprawa możliwa do nazwania.
Ładny, gęsty, dynamiczny, ale lżejszy bas (niż z Reference 1) lepiej komponuje się z delikatną górą pasma (podobnie zdyscyplinowaną) i ostatecznie całe brzmienie jest bardziej harmonijne, przyjemniejsze, mniej masywne, a nawet mniej "techniczne", żywe, dźwięczne, zrównoważone, z mocną rolą środka, który nie przechyla się wyraźnie ku niskim tonom, lecz idzie równo, odważnie, bardzo naturalnie, bez żadnych wyraźnych tendencji i manier.
Nie ma tutaj suchości ani "dostojeństwa", wokale są świetnie oddane, prawdziwe, nasycone, plastyczne i dość bliskie, ale nie wyskakują przed nosem. Tylko w nielicznych momentach życzyłem sobie trochę mocniejszej, bardziej błyszczącej góry, jednak ustalono charakterystykę najlepszą, jeżeli chodzi o neutralność i równowagę względem zdrowego, czyli wcale niepodbitego basu.
Tym samym właśnie środek ma szansę pojawić się na pierwszym planie i wykorzystuje ją nie tyle bezpardonowo, co umiejętnie, pokazując swoją klasę, nie krzycząc i nie warcząc.
Brzmienie pod każdym względem jest koherentne; tonalnie, rytmicznie, analitycznie. Neutralność, kultura, ale i muzykalność, przypominają Dynaudio Excite 14 (z poprzedniego odcinka), tamże skraje pasma były trochę ważniejsze, bas mocniejszy, a góra słodziutka, za to KEF jest najlepiej "zebrany", konkretny i zaskakująco dynamiczny - jak na takie maleństwo.
Andrzej Kisiel