Odsłuch
Wyrażając się nieprecyzyjnie, ale chyba zrozumiale, można zauważyć, że brzmienie nowych 803 D3 jest tak różne od brzmienia poprzedników jak ich wygląd. Idąc dalej tym (nieco ryzykownym) tropem, można też stwierdzić, że nowe, odważniejsze założenia estetyczne ośmieliły konstruktorów do zagrania z większym polotem i wyrazistością.
Ale nasuwa się najważniejszy wniosek, do którego każdy, kto usłyszy nowe Bowers & Wilkins 803 D3, szybko dojdzie: są to kolumny nie tylko o innym charakterze, ale i z innej półki. Z cennika wiemy, że nowe 803 D3 są dwa razy droższe, ale z cech konstrukcji wynika - bez żadnego naciągania - iż są technicznie bardziej zaawansowane, a utrzymanie dawnego "numeru" jest dyktowane względami marketingowymi.
Mamy do czynienia z brzmieniem innym i pod wieloma względami lepszym, chociaż, jak zwykle, będę bronił godności dawnych "803"; żaden ich właściciel nie powinien się poczuć teraz ciężkim frajerem tylko dlatego, że dwa razy droższy nowy model gra znacznie lepiej.
Ponieważ lubię relatywizować, a jeszcze bardziej wchodzić w rolę "adwokata diabła", najbardziej kusi mnie, aby w procesie sakralizacji nowej "803", powsadzać trochę kij w szprychy, powyszukiwać niedociągnięcia albo chociaż rozważać jakieś cechy jako właściwe dla oceny subiektywnej, podkreślać specyfikę, a nie tylko bliskość "absolutu".
Z drugiej strony, to brzmienie, właśnie z jego rysami indywidualnymi, do mnie trafia, zwyczajnie bardzo mi się podoba; znacznie bardziej, niż poprzednich, na co składają się zarówno przewagi obiektywne, jak i zmiana profilu. "803" pozwalają mi zarówno napisać o nich panegiryk, jak też metodycznie przeanalizować ich złożoną naturę - i jedno nie stoi z drugim w sprzeczności.
Umarł Kevlar... Niech żyje Continuum - też syntetyczna plecionka. Górne zawieszenie bez zmian - niskostratne FST, optymalne dla głośników średniotonowych pracujących z niewielkimi amplitudami.
Zacznijmy od innego ustawienia charakterystki, co może mieć różne przyczyny, ale zamiar konstruktora, aby Bowers & Wilkins 803 D3 grały inaczej niż dawniej, jest dla mnie jasny. To nie jest proste "inaczej, bo lepiej"; nie tylko niższe zniekształcenia, osiągnięte za pomocą stabilniejszej obudowy, nowych membran itp. doprowadziły do nowej sytuacji, ale też decyzja o innym finalnym zestrojeniu.
Nie dokonano jednak zmian w topologii zwrotnicy, wciąż opiera się ona na założeniach wprowadzonych wraz z pierwszą generacją z diamentowymi wysokotonowymi, jednak sam dobór wartości elementów, choćby jednego z nich, ale znajdującego się w krytycznym miejscu... może zupełnie zmienić obraz sytuacji. I nie jest to obraz przypadkowy, bowiem nowe 803 D3 grają w tym samym stylu, co testowane już, nowe 805 D3 - o tyle, o ile duże kolumny trójdrożne mogą przypominać małe dwudrożne podstawkowce.
A jednak mogą, i to w stopniu wcale niemałym, co nie podważa zasadniczej przewagi większej konstrukcji. Również brzmienie nowej "805" w stosunku do poprzedniej wersji przeszło analogiczne przeobrażenie. Mamy więc ustalone: zmiana jest przeprowadzona konsekwentnie (słyszałem też nowe "804", które również wpisują się w ten trend), "osiemsetki D3" idą, a raczej grają, jednym frontem, co też jest pewną wartością; wielu klientom ułatwi poszukiwania, pozwalając wyrobić sobie ogólny pogląd, czy nowe propozycje Bowersa są tym, czego szukają, czy też nie.
Dla mnie to brzmienie jakby ewoluuje wraz z moim gustem (a może i zmianą moich krzywych izofonicznych...), i mimo pewnych różnic, przypomina brzmienia kilku kolumn, które w ciągu ostatnich lat uznałem osobiście za najbardziej satysfakcjonujące, aż do tego stopnia, że kolumny te musiałem po prostu sobie kupić, przynajmniej na jakiś czas, aby kontentować się nimi we własnym domu, w błogim poczuciu ich posiadania. Za wcześnie przesądzać, czy kupię też "803", zależy to przecież nie tylko ich brzmienia... ale to jest ten klimat, w którym obecnie czuję się najlepiej.
Słowo "klimat" może być jednak bardzo mylące; kojarzy się raczej z ciepłem i łagodnością, a od tego Bowers & Wilkins 803 D3 stronią - wraz ze swoją rozdzielczością i różnicowaniem, nie mają żadnych skłonności do maskowania i zaokrąglania, a wręcz przeciwnie - systematycznie podkreślają rysunek, detale, mikrodynamikę, cały czas muzykę ożywiają przez pokazanie więcej, a nie mniej.
Kopułka została definitywnie zabezpieczona siateczką, której użytkownik nie może zdjąć; diamentowe kopułki są bardzo delikatne i bardzo kosztowne, więc zamiast się nią interesować organoleptycznie, lepiej jej słuchać.
Dla ludzi, którzy nie mają wielkiego pojęcia o parametrach i charakterystykach, ale przecież słyszą doskonale (chociaż często w to nie wierzą) i używają do opisu wrażeń słów najprostszych, będzie to brzmienie rewelacyjnie czyste i wyraziste, dźwięczne, swobodne i dynamiczne.
Z kolei recenzenci mają różne skłonności; zwykle przywołują znane tylko sobie płyty i nagrania, wybrane i dobrze osłuchane ich fragmenty, i relacjonują, że wypadły znakomicie - na tej podstawie trudno jednak czytelnikowi uchwycić, jaki jest charakter brzmienia (poza tym, że kolumny działają jak należy).
W tym schemacie też zrozumiałbym największe zachwyty nad Bowers & Wilkins 803 D3, bowiem dynamika i szybkość, które stawiają na pierwszym planie, są w tej kwestii bardzo ważne i przekonujące, a jednocześnie nie brakuje żadnego komponentu, który jest potrzebny do uzyskania brzmienia kompletnego i wiarygodnego.
Inni są wyczuleni na scenę - jej wielkość, lokalizacje, naturalną wielkość instrumentów, choć tutaj trzeba być ostrożnym, dobrze znać konkretny materiał i jego specyfikę, nie oczekiwać po kolumnach cudów odnalezienia właściwych proporcji, gdy nie ma ich w nagraniu, ani nie dać się zwieść "efektom specjalnym", manipulacjom w przestrzeni, które są pochodną innych charakterystyk - amplitudowych i fazowych.
W tej mierze nowe "800" są bardziej powściągliwe niż poprzednie, a więc bardziej prawidłowe. Tym razem nie obserwujemy pogłębiania sceny, wszystko rozgrywa się na mniejszym dystansie, spójnie, plastycznie i naturalnie, a także z wyjątkową przejrzystością - każdy dźwięk jest jak na dłoni, bez najcieńszej "zasłony"; dawne "803" i w ogóle wszystkie "800" poprzedniej generacji grały mniej dobitnie, ale wcale nie neutralnie - budowały panoramę jakby z wyczuciem, chociaż faktycznie z pewną własną manierą, a nie bezwzględną wiernością temu, co zarejestrowane.
Nowe Bowers & Wilkins 803 D3 też coś wzmacniają, a coś osłabiają, ale w mniejszym stopniu i w inny sposób, służący większej komunikatywności, wrażeniu otwarcia bliskiej i szerokiej sceny, demonstrując przy okazji - a może przede wszystkim - spektakularną detaliczność, bezkompromisowy wgląd w nagranie.
Ja też mam swoje skrzywienie zawodowe i pierwszą rzeczą, jaką rozszyfrowuję, a potem odnoszę do niej kolejne spostrzeżenia i wnioski, jest charakterystyka częstotliwościowa. Wyeksponowane wysokie tony to nic dziwnego ani nadzwyczajnego, w kolumnach dowolnej klasy nie jest to automatycznie ani błąd, ani zaleta, lecz wybór projektanta kształtującego określone brzmienie.
Niewidoczną z zewnątrz na pierwszy rzut oka, ale wyjątkową praktyczną i elegancką innowacją jest sposób regulowania wysokości kolców. Nie wymaga on kładzenia ani unoszenia obudów; po "skróceniu" kolców, łatwo je przetaczać na kółkach.
Oczywiście zabieg ten może udać się lepiej lub gorzej - tak jak lepiej lub gorzej mogą brzmieć kolumny o teoretycznie liniowej charakterystyce. W tym przypadku w sukurs wyeksponowaniu idzie pierwszorzędna rozdzielczość i czystość - to już nie mikrodynamika, ale prawdziwa dynamika przejawia się w tym zakresie, pełen naturalizm, czasami wręcz dramaturgia.
W niektórych momentach trudno było mieć wątpliwości - góry jest za dużo w stosunku do teoretycznej referencji - ale nawet wtedy jest ona tak ciekawa, bogata i jednak nieagresywna, że zamiast kalkulować, czy wypadałoby ująć jej decybel czy dwa, można się tym delektować.
Nie jest to gładkość, aksamitność i "ckliwość" jedwabnych kopułek Dynaudio czy Sonusa Fabera; Bowers & Wilkins 803 D3 grają górą odważną, błyszczącą, jakby pewną swojej racji i swojej misji. Szybkość i "konkret" wysokich tonów do pewnego stopnia przypominał działanie najlepszych głośników tubowych (które mogą wnosić swoje problemy, ale mają też swoje zalety). Przyszło mi też do głowy pytanie: czy "zwykły" przetwornik z 25-mm kopułką, grając tak dziarsko, wytrzyma na dłuższą metę takie obciążenie? To musi być naprawdę mocny zawodnik.
Jest w tym też pewna zagadka, bowiem tak wyrazisty obraz wysokich tonów (potwierdzony jednak wynikami pomiarów) pojawił się w sesji odsłuchowej naszego redakcyjnego testu, natomiast podczas pierwszego spotkania z "803", w czasie specjalnego, inauguracyjnego pokazu dla dziennikarzy w Worthing (we wrześniu 2015), wysokie tony nie zwróciły mojej uwagi w taki sposób, brzmienie było tonalnie nieco spokojniejsze, chociaż imponująco dynamiczne i czyste, z wyjątkową kondycją średnich tonów - mających substancję, barwę, soczystość i plastyczność, a także płynność i kontynuację w stronę tonów wysokich - to z kolei skutek mniej zaznaczonego obniżenia w okolicach 3 kHz; we wcześniejszych "800" wyraźnego i powodującego chociażby "nosowość" wokali, teraz definitywnie usuniętą.
Wszystkie głosy brzmiały nie tylko naturalnie, często wręcz pięknie (kiedy tylko na to zasługiwały), ale nie poprzez zaokrąglenie, obniżenie tonacji i jakiekolwiek "uprzyjemnienie", lecz właśnie przez świetną równowagę, czystość i artykulację - było w nich życie, a nie "misiowatość".
Na podstawie tych różnic nie należy podejrzewać, że słuchałem dwóch wersji tej samej konstrukcji głośnikowej; po prostu zetknąłem się z dwoma różnymi systemami (i pomieszczeniami), w których wspólnym elementem była tylko - i aż - para 803 D3.
Kolumny w największym stopniu determinują efekt końcowy, więc nie był on wyraźnie inny w obydwu sytuacjach, a inaczej rozłożone akcenty ujawniły szerokie możliwości tych kolumn i wskazały, co można potencjalnie wykorzystać i podkreślić.
W teście redakcyjnym średnica nie była tak bliska i nasycona, bowiem została trochę "przelicytowana" przez górę pasma, ale też niczego jej nie brakowało i nie było to brzmienie gorsze niż w Worthing. W naszym teście imponująca szczegółowość i krystaliczność była wspierana przez wzmocnienie góry (nic w tym odkrywczego), co jednak trzymało średnicę pół kroku z tyłu. Która "wersja" cieszyłaby się większym uznaniem - nie wiem.
Dla mnie obydwie były na tyle atrakcyjne (a nie tylko "do przyjęcia"), że nawet nie mając wyboru... brałbym w ciemno każdą z nich. Nie mam gustu ustawionego precyzyjnie i pryncypialnie pod ściśle określony profil, mogą mnie przekonać różne brzmienia, które trudno z góry określić - to przecież wychodzi w praniu, bo każde brzmienie jest wyjątkową kompilacją bardzo wielu cech, które ostatecznie dają frajdę, albo i nie. Bowers & Wilkins 803 D3 dają frajdę, więc dają radę. Atakują i podszczypują, nie głaszczą i nie usypiają.
Tylna komora obudowy, w której zamykana jest zwrotnica - tylną ścianką jest masywny, aluminiowy panel, przykręcany do metalowych wsporników będących w obudowie. Kable ze zwrotnicy są wpinane do dużej kostki, ze złoconymi stykami, skąd zebrane w dwie wiązki (jedna do niskotonowych, druga do średniotonowego i wysokotonowego) przechodzą do głównej komory. W górnej części widać skomplikowany sposób łączenia ścianek, a w ich przekroju widać, że wszystkie wykonano ze sklejki.
Jeszcze jeden walor 803 D3, najbardziej oczywisty, zostawiłem na koniec. Tutaj nie będzie już żadnych "ale", tutaj można bez skrępowania pławić się w zachwytach. Bas.
Zmiana w stosunku do poprzednich "803" jest diametralna - to skok jakościowy, który najbardziej upodabnia "803" do "802". To odejście do basu pogrubionego i masywnego na rzecz mocnych, gęstych, ale doskonale prowadzonych niskich tonów, których twardość nie ma nic wspólnego z monotonią, a dyscyplina z ostrożnością.
Wspaniała energetyczność i konturowość przejawia się w całym zakresie, dźwięki z samego skraju pasma są imponujące nie przez generowanie lawiny i pożogi, którą trudno zatrzymać i ugasić, ale przez szybkie wybrzmienia.
Do pewnego stopnia przypomina to działanie obudowy zamkniętej, ale ostateczny efekt jest jeszcze lepszy; odpowiedź impulsowa i tak jest już wyśmienita, lecz dochodzi do niej soczystość, której często brakuje z obudowy zamkniętej, grającej dokładnie, ale zbyt sucho.
Bas Bowers & Wilkins 803 D3 jest twardy jak dojrzały owoc, ale nie suchy i nazbyt ostrożny; być może taki bas, będąc doskonałą podstawą dla dynamiki, w dużym stopniu określa charakter całego brzmienia, wrażenie zwartości, szybkości i różnorodności.
Nie zamula, a wręcz poprawia fakturę, jest siłą napędową i dyrygentem. Mógłbym w tym momencie rzucać przykładami nagrań, które na innych kolumnach dają nawet mile mruczący, ale błotnisty bas, obciążając przy okazji średnicę. A tutaj zabrzmiały one tak sprawnie i czysto, jakby to były inne realizacje...
Wszelkie kwestie brzmieniowe mogą podlegać jakiejś dyskusji i subiektywnym ocenom, bas 803 D3 nie zadowoli tych, którzy lubią tłuste, obfite i miękkie wybrzmienia, poduchę, na której wszystko się kołysze...
Dla mnie to majstersztyk, niczego więcej bym do szczęścia nie potrzebował (może bym zmienił zdanie, gdybym miał stumetrowe pomieszczenie odsłuchowe... ale po co?). Zredukowanie liczby niskotonowych z trzech do dwóch było więc bardzo dobrym posunięciem (chociaż wcale nie genialnym - to proste reguły) - zamiast basowej nawałnicy, wszystko chodzi jak w zegarku, a mocy i tak nie zabraknie.
Podsumowując, są to kolumny zupełnie inne i o wiele lepsze niż dawne "803", do których odnoszenie się w zasadzie nie miałoby żadnego sensu, gdyby nie ten sam "numer" obydwu konstrukcji - co wobec takich wniosków jest sytuacją mało komfortową dla B&W, chociaż sama firma taki los sobie zgotowała. W każda recenzji będzie przecież musiała się pojawić odpowiedź na pytanie, dlaczego nowe "803" są dwa razy droższe od poprzednich, chociaż dobrą odpowiedź znaleźć łatwo.
Andrzej Kisiel