Odsłuch
Seria CM - mam na myśli jej pierwszą edycję, sprzed dziesięciu lat - stanęła w awangardzie B&W zarówno pod względem wyglądu, jak i brzmienia. Chociaż z założenia - wtedy i teraz - jest to seria niższa od linii 800, a jej technika nigdy nie była aż tak zaawansowana jak w referencjach, to jednak konstrukcje CM wniosły świeżość i odmianę; w sferze wizualnej - nowoczesny minimalizm prostopadłościennych obudów, a w sferze dźwiękowej... odejście od wcześniejszej liniowości i neutralności na rzecz pogłębionej przestrzenności, żywości i detaliczności.
Trochę podbarwień zamiast suchości, więcej plastyczności, mniej "techniczności". Podobnym tropem, wraz z wprowadzaniem nowych serii 600 i 800, podążano później w przypadku pozostałych konstrukcji B&W, oczywiście z różnymi rezultatami, zależnymi od ceny, konkretnego układu, kolejnych udoskonaleń i wreszcie od tego, co projektantowi się udało, a co nie, co mu ostatecznie "wyszło" - a nigdy nie wyjdzie dokładnie to, co się zaplanuje.
Ślad pierwszych CM-ów wciąż jest jednak słyszalny, bowiem jest on ściśle związany nie tylko z wyborem w zakresie materiałów membran, ale przede wszystkim ze specyficzną topologią filtrów, która powoduje określone odkształcenia na charakterystyce przenoszenia. To skutek uboczny, który można jednak minimalizować i wkomponować na tyle zręcznie, aby całe brzmienie było harmonijne, naturalne i nie raziło problemami.
Tak też, krok po kroku, konstruktorzy firmy coraz lepiej panują nad charakterystykami, co jest naprawdę niełatwym zadaniem przy stosowaniu prostych filtrów i wcale nie musi tu chodzić o pryncypialne wyrównywanie jej, ale o swobodne kształtowanie, prowadzące do uzyskania oczekiwanych efektów brzmieniowych.
Strojenie bas-refleksu CM10 S2 jest nietypowe o tyle, że bardzo niskie (do 25 Hz) przy niskiej dobroci głośników, co prowadzi do uzyskania charakterystyk zbliżonych do obudowy zamkniętej. Mimo to na wyposażeniu są pierścienie i zatyczki, które pozwalają obudowę dostroić jeszcze niżej albo ją definitywnie zamknąć. Jeden otwór prowadzi ze wspólnej komory trzech głośników niskotonowych.
Jednak każde spotkanie z B&W jest pytaniem: jak będzie tym razem? W grę wchodzi wyczulenie (może nawet przeczulenie) na owe szczególnego rodzaju zakłócenia charakterystyki, na przejściu między średnimi a wysokimi częstotliwościami, które występowały w przypadku wcześniejszych konstrukcji; mogę na końcu wystawić wysoką ocenę za "całokształt", mogę chwalić wiele innych elementów brzmienia, ale tych niedoskonałości nie przegapię i nie pomylę z niczym innym.
A jednak... z pomiarów wynika, że wciąż trochę brakuje do ideału, mógłbym więc dorabiać do tego wrażenia odsłuchowe, lecz nie usłyszałem żadnych anomalii, które wymagałaby "naprawy", żadnych kompromisów.
To jest coś więcej niż zasadniczy postęp; dla mnie to już dźwięk zupełnie zdrowy i bezproblemowy, taka zawartość czynnika alergizującego nie wywołuje już żadnej reakcji.
Ten dźwięk wymagał ode mnie tylko krótkiej chwili akomodacji, w której nie usłyszałem jednak fałszu, lecz wyjątkową dynamikę, detaliczność, mocne uderzenie i bogatą barwę. Włączając CM10 S2, nie zatapiamy się w komfortowym, miękkim brzmieniu, które dołem nas pogrzeje, a górą pogłaszcze...
Dźwięk z kolumn Bowers & Wilkins CM10 S2 nie będzie nas otulał i pieścił; jest szybki, konturowy, a podstawą takiego efektu jest bezbłędnie prowadzony bas.
Bezbłędnie, czyli idealnie? Dla wielu słuchaczy bas przyjemny, a zarazem efektowny powinien ścielić się nisko, masować, pulsować. Wcale nie zamierzam naśmiewać się z takiego gustu; ostatecznie bardzo dobry, "optymalny" bas - zarówno dla przeciętnego słuchacza, jak i dla mnie - mógłby brzmieć inaczej niż z CM10 S2.
W praktyce nie ma jednego idealnego profilu, ale niskie tony z CM10 S2 są tym, co zarówno może się podobać, jak też zasługuje na najwyższe noty; przypomina mi styl basisty Marcusa Millera, któremu można przeciwstawić innych mistrzów... Ale po co?
Wyśmienita artykulacja, zwinność, ale także siła i swoboda. Krzepki, żylasty bas prowadzi to brzmienie nie masą i dominacją, lecz tempem i wibracją. Żadne z pozostałych kolumn tego testu tego nie potrafią.
Mają inne atuty, klimaty i uroki, lecz taki profesjonalizm, taką "technikę gry", która łączy szybkość, punktualność i dokładność, prezentuje tylko Bowers & Wilkins CM10 S2. Witalność połączona z samodyscypliną.
Takie kompetencje i takie zasady nie ograniczają się do basu; z całego pasma płynie do nas, a raczej biegnie, uderza, strzela - zawsze i wszędzie w ryzach właściwego zrównoważenia tonalnego, doskonałej przejrzystości i pełnego porządku - obszerny i zróżnicowany pakiet dźwięków.
Można to odebrać jako wyostrzenie, lecz tylko w pozytywnym znaczeniu - kojarzy się z ostrym, ale nierozjaśnionym obrazem, w którym wszystko jest pokazywane bez mgiełki, bez zacierania kontrastów, bez rozmazywania krawędzi.
Poziom wysokich tonów jest zupełnie "normalny", pewna autonomiczność wynika raczej z lekkich zafalowań na granicy z zakresem średnich tonów niż z wyraźnego wyeksponowania, ale i to ostatecznie nie zakłóca bardzo dobrej spójności. Wysokie tony są aktywne, błyszczące, czasami posykujące, czasami gładkie - słychać, że są wrażliwe na jakość nagrania i na wszystko, co pojawi się w torze.
Głośniki CM10 S2 są nowoczesne i solidne - silny układ magnetyczny jest zawsze w cenie. Na pierwszym planie głośnik średniotonowy i jego długa śruba mocująca.
Trudno transparentność poczytywać za wadę, tym samym jest oczywiste, że Bowers & Wilkins CM10 S2 świetnie nadają się do "monitorowania", ale zapewniam, że potrafią też zaangażować w słuchanie muzyki, a nie tylko czytanie "informacji".
Dla wielu będzie ważną (i dobrą) wiadomością to, że CM10 S2 oddają mocno nasycony "niższy środek"; połączenie z basem wyszło świetnie, a do tego również w tym podzakresie rządzi dynamika i "konkret".
CM10 S2 potrafią pokazać bardzo szeroką scenę, ale skupiają się raczej na jej zagospodarowaniu i porządkowaniu niż na efektach specjalnych. Mocne, dokładne, zdetalowane i świetnie zorganizowane.
Wyraźnie najlepsze CM-y w całej historii tej serii (abstrahuję od faktu, że to w zasadzie to samo co poprzednie CM10...) i podejrzewam, że depczą po piętach 804-kom serii 800. Czy można grać jeszcze mocniej? Można, przekraczając granice, których CM10 S2 nie przekracza...
W tym teście pojawią się więc zarówno kolumny, które grają łagodniej (większość), jak i takie, które pójdą na całość, czyli zupełnie odjadą. CM10 S2 nie odjeżdżają, a wręcz przeciwnie: imponują nie tylko szybkością, lecz także kontrolą. Do tych kolumn warto porównywać inne, aby sprawdzać, czy "się wyrabiają" w tych momentach, przez które CM10 S2 przechodzą jak po maśle.
Andrzej Kisiel